Reacher uśmiechnął się.
– Jeśli trzeba zrównać ten budynek z ziemią, wezwijcie piechotę morską.
– Przyjąłem – potwierdził Cash.
– To zbyt ryzykowne – ocenił Reacher. – Musimy ich zaskoczyć i nie możemy rozpętać tam strzelaniny. Musimy myśleć o Rosemary.
Nikt się nie odezwał.
– Podoba mi się ten podjazd – powtórzył Reacher.
Cash spojrzał na Helen Rodin.
– Moglibyśmy po prostu zawiadomić policję – rzekł. – No wiecie, jeśli to prokurator jest tym złym facetem. Mogliby się tym zająć antyterroryści.
– Ten sam problem – orzekł Reacher. – Rosemary byłaby martwa, zanim podeszliby do drzwi.
– Odciąć zasilanie? Wyłączyć kamery?
– To samo. Uprzedzilibyśmy o naszym przybyciu.
– Ty coś wymyśl.
– Ta droga dojazdowa – odparł Reacher. – Podoba mi się.
– A co z kamerami?
– Coś wymyślę – obiecał Reacher. Podszedł do stołu. Popatrzył na mapę. Potem znów odwrócił się do Casha. – Czy masz w samochodzie odtwarzacz kompaktowy?
Cash skinął głową.
– Był w pakiecie.
– Miałbyś coś przeciwko temu, żeby Franklin poprowadził humwee?
– Może go sobie zabrać. Ja wolę sedana.
– W porządku, więc twój humwee będzie naszym środkiem transportu. Franklin dowiezie nas tam, wysadzi, a potem wróci tutaj.
– Nas? – zapytała Yanni. – Wszyscy jedziemy?
– Jasne – odparł Reacher. – Cała czwórka. Franklin wróci tutaj, a jego biuro będzie naszym centrum łączności.
– Dobrze – powiedziała Yanni.
– Potrzebne będą telefony komórkowe – rzekł Reacher.
– Ja mam jeden – zgłosiła Yanni.
– Ja też – dodał Cash.
– I ja – powiedziała Helen.
– Ja nie mam – rzekł Reacher.
Franklin wyjął z kieszeni małą nokię.
– Weź mój – zaproponował. Reacher wziął telefon.
– Możesz ustanowić połączenie konferencyjne? Cztery
nasze komórki i twój telefon stacjonarny? Jak tylko tutaj
wrócisz?
Franklin skinął głową.
– Podajcie mi numery.
– I wyłączcie dzwonki – przypomniał Reacher.
– Kiedy to zrobimy? – zapytał Cash.
– Czwarta rano to moja ulubiona pora – odparł Reacher. – Jednak oni będą tego oczekiwali. Nauczyliśmy się tego od nich. Czwarta rano to pora, kiedy KGB pukało do drzwi.
Napotykało najsłabszy opór. Kwestia biorytmu. Dlatego zaskoczymy ich. Zrobimy to o drugiej trzydzieści.
– Jeśli ich zaskoczysz, nie będziesz musiał uderzać bardzo
mocno? – podsunęła Yanni.
Reacher pokręcił głową.
– W tej sytuacji, jeśli ich zaskoczymy, oni nie uderzą mocno mnie.
– A gdzie ja mam być? – zapytał Cash.
– Przy południowo-zachodnim rogu wytwórni żwiru – powiedział Reacher. – Poobserwujesz dom od południowego wschodu. Będziesz widział jednocześnie jego zachodnią i północną ścianę. Weźmiesz karabin.
– W porządku.
– Co masz dla mnie?
Cash sięgnął do kieszeni kamizelki i wyjął pochwę z nożem. Rzucił go Reacherowi. Ten złapał nóż. Standardowy navy seal SRK. Część wyposażenia. Hartowana stal, epoksydowana na czarno, siedmiocalowe ostrze. Używany.
– To wszystko? – spytał Reacher.
– Wszystko, co mam – odparł Cash. – Jedyna broń, jaką mam, to mój karabin i ten nóż.
– Żartujesz.
– Jestem biznesmenem, nie psycholem.
– Rany boskie, sierżancie, mam iść z nożem na pistolety? Chyba powinno być odwrotnie.
– To wszystko, co mam – powtórzył Cash.
– Wspaniale.
– Możesz zabrać broń pierwszemu, którego załatwisz. Spójrzmy prawdzie w oczy: jeżeli nie podejdziesz dostatecznie blisko, żeby zakłuć któregoś z nich, to i tak nie zwyciężysz.
Reacher nic nie powiedział.
***
Czekali. Minęła północ. Dwunasta trzydzieści. Yanni wzięła swój telefon komórkowy i gdzieś zadzwoniła. Reacher kolejny raz powtórzył cały plan. Najpierw w myślach, potem na głos,
żeby wszyscy słyszeli. Szczegóły, dyspozycje, warianty, poprawki.
– Być może zmienimy ten plan – powiedział. – Kiedy
będziemy na miejscu. Dowiemy się, kiedy obejrzymy teren.
***
Czekali. Pierwsza. Pierwsza trzydzieści. Reacher zaczął się zastanawiać, co zrobi, kiedy będzie po wszystkim. Co się stanie po zwycięstwie. Zwrócił się do Franklina.
– Kto jest najważniejszy po Emersonie? – zapytał.
– Kobieta, niejaka Donna Bianca – odparł Franklin.
– Jest dobra?
– Prawie tak jak on.
– Powinna tam być. Po wszystkim zacznie się prawdziwy cyrk. Za dużo dla jednego. Chcę, żebyś ściągnął tam Emersona i Donnę Biance. Oraz Alexa Rodina. Kiedy zwyciężymy.
– Będą w łóżkach.
– No to ich zbudzisz.
– Jeśli zwyciężymy – powiedział Franklin.
***
O pierwszej czterdzieści pięć zaczęli się niepokoić. Helen Rodin podeszła i przykucnęła obok Reachera. Podniosła nóż. Obejrzała go. Odłożyła na miejsce.
– Dlaczego to robisz? – zapytała.
– Ponieważ mogę. I z powodu dziewczyny.
– Zginiesz.
– Mało prawdopodobne – odparł Reacher. – To starzy ludzie i głupcy. Przeżyłem gorsze rzeczy.
– Tylko tak mówisz.
– Jeśli uda mi się dostać do środka, nic mi nie będzie. Walka w domu to łatwizna. Ludzie są przerażeni, kiedy intruz wtargnie do domu. Nienawidzą tego.
– Nie zdołasz dostać się do środka. Zobaczą cię.
Reacher sięgnął do kieszeni i wyjął błyszczącą nową
ćwierćdolarówkę, która uwierała go w samochodzie. Podał ją Helen.
– To dla ciebie – powiedział. Spojrzała na nią.
– Na pamiątkę po tobie?
– Na pamiątkę dzisiejszej nocy. Potem spojrzał na zegarek. Wstał.
– Do roboty – powiedział.
Przez moment stali w ciemności i ciszy na parkingu pod oknami biura Franklina. Potem Yanni poszła do swojego mustanga po płytę Sheryl Crow. Dała ją Cashowi. Ten otworzył humvee, pochylił się i wsunął płytę do odtwarzacza. Potem dał Franklinowi kluczyki. Franklin usiadł za kierownicą. Cash zajął miejsce obok niego i położył sobie na kolanach M24. Reacher, Helen Rodin i Ann Yanni upchnęli się z tyłu.
– Włączcie ogrzewanie – powiedział Reacher.
Cash pochylił się w lewo i nastawił maksymalną temperaturę. Franklin zapuścił silnik. Wyjechał tyłem na ulicę. Wykręcił i ruszył na zachód. Później skręcił na północ. Silnik głośno pracował, a samochód trząsł. Włączyło się ogrzewanie i nawiew powietrza. W kabinie zrobiło się ciepło, a potem gorąco. Skręcili na zachód i na północ, znów na zachód i na północ, jadąc drogami przecinającymi pola. Trasa składała się z długich prostych odcinków, przerywanych ostrymi zakrętami. Wreszcie pokonali ostatni. Franklin wyprostował się za kierownicą i przyspieszył.
– To tam – powiedziała Yanni. – Wprost przed nami,
jakieś trzy mile stąd.
– Włącz muzykę – poprosił Reacher. – Ósmy utwór.
Cash nacisnął klawisz.
Każdy dzień jest krętą drogą.
– Głośniej – rzekł Reacher.
Cash podkręcił głośność. Franklin jechał dalej, sześćdziesiąt mil na godzinę.
– Dwie mile! – zawołała Yanni. A potem: – Jedna!
Franklin jechał dalej. Reacher spoglądał przez okno po
prawej. Obserwował uciekające w mrok pola. Światła reflektorów na moment wyrywały je z objęć ciemności. Spryskiwacze obracały się tak wolno, że wyglądały jak nieruchome. W powietrzu unosiła się mgiełka.
Читать дальше