– Długie światła – powiedział Reacher.
Franklin włączył je.
– Muzyka na cały regulator – polecił Reacher. Cash podkręcił głośność na maksimum.
KAŻDY DZIEŃ JEST KRĘTĄ DROGĄ.
– Pół mili! – zawołała Yanni.
– Okna! – krzyknął Reacher.
Cztery kciuki nacisnęły cztery guziki i wszystkie cztery szyby opadły o cal. Gorące powietrze i głośna muzyka popłynęły w noc. Reacher patrzył w prawo i zobaczył przelatujący obok, czarny zarys domu – samotnego, odległego, prostokątnego, solidnego, okazałego, z przyćmionymi światłami w oknach. Teren wokół domu był zupełnie płaski. Wysypany żwirem, jasny i bardzo długi podjazd, prosty jak strzała.
Franklin nie zdejmował nogi z pedału gazu.
– Znak stopu za czterysta jardów! – zawołała Yanni.
– Przygotować się! – krzyknął Reacher. – Już czas.
– Sto jardów! – krzyknęła Yanni.
– Drzwi! – krzyknął Reacher.
Troje drzwi uchyliło się. Franklin gwałtownie zahamował. Reacher, Yanni, Helen i Cash wytoczyli się z wozu. Franklin nie wahał się ani sekundy. Ponownie przyspieszył, jakby po prostu przystanął przed znakiem stopu. Reacher, Yanni, Cash i Helen otrzepali się i stanęli zbitą grupką na poboczu drogi. Patrzyli na północ, aż łunę reflektorów, warkot silnika i łoskot muzyki pochłonęły ciemności i odległość.
***
Sokolov zobaczył promieniowanie cieplne humvee na południowym i zachodnim monitorze, gdy samochód był jeszcze pół mili od domu. Trudno było tego nie zauważyć. Potężny
pojazd, jadący z dużą szybkością, ciągnący długie warkocze rozgrzanego powietrza z czterech otwartych okien. Jak go przeoczyć? Na ekranie wyglądał jak lecąca bokiem rakieta. Potem usłyszał go przez ściany. Potężny silnik, głośna muzyka. Vladimir zerknął na niego.
– Przejeżdża? – zapytał.
– Zobaczymy – mruknął Sokolov.
Samochód nie zwolnił. Przemknął obok domu i pojechał dalej, na północ. Na ekranie ciągnął za sobą smugę ciepła, niczym zapasowy zbiornik z paliwem. Przez mury usłyszeli cichnącą w oddali muzykę niczym zawodzenie karetki.
– Przejeżdżał – zdecydował Sokolov.
– Dupek – powiedział Vladimir.
Na górze Chenko również usłyszał te dźwięki. Przeszedł przez pustą sypialnię do okna wychodzącego na zachód i wyjrzał. Ujrzał wielki, czarny wóz jadący z prędkością około sześćdziesięciu mil na godzinę, na długich światłach, błyskający tylnymi światłami i łomoczący tak głośną muzyką, że nawet z odległości dwustu jardów było słychać dudnienie blach bocznych drzwi. Samochód z rykiem przemknął obok domu. Nie zwolnił. Chenko otworzył okno, wychylił się i wyciągnął szyję, obserwując bańkę światła, oddalającą się na północ. Znikła za gąszczem maszyn wytwórni kruszywa. Jednak wciąż było ją widać jako oddalającą się poświatę. Po przejechaniu ćwierć nuli poświata zmieniła kolor. Teraz była czerwona, nie biała. Światła hamowania, rozbłysły przed znakiem stopu. Pozostały włączone przez sekundę. Potem czerwony blask znikł i znów pojawiła się biała poświata, która zaczęła się szybko oddalać.
Zek zawołał z dołu:
– Czy to on?
– Nie! – odkrzyknął Chenko. – Jakiś bogaty dzieciak wybrał się na przejażdżkę.
***
Reacher poprowadził ich przez ciemność – czworo ludzi idących gęsiego poboczem asfaltowej drogi, mających po lewej druty ogrodzenia kruszalni, a po prawej wielkie kręgi pól. Po
ryku diesla i hałaśliwej muzyce noc wydawała się zupełnie cicha. Nie było słychać żadnych dźwięków poza szmerem padających na ziemię kropel. Reacher podniósł rękę, zatrzymując towarzyszy w miejscu, gdzie płot skręcał pod kątem prostym w prawo i biegł na wschód. Narożny słupek był podwójny i wzmocniony wspornikami. Pobocze było porośnięte wysoką trawą i chwastami. Reacher podszedł bliżej i popatrzył. Znajdował się dokładnie naprzeciwko północno-zachodniego narożnika domu. Zarówno północną, jak i zachodnią ścianę widział pod kątem czterdziestu pięciu stopni. Ponieważ znajdował się przy narożniku pola, od domu dzieliła go odległość trzystu jardów. Widoczność była bardzo słaba. Przez chmury sączył się słaby blask księżyca, ale nie było żadnego innego źródła światła.
Reacher cofnął się. Skinął na Casha i wskazał mu narożny słupek.
– To twoje stanowisko – szepnął. – Sprawdź je.
Cash podszedł do słupka i przyklęknął w chwastach. Już
z odległości sześciu stóp nie było go widać. Włączył noktowizor i przyłożył kolbę do ramienia. Powoli przesunął lufą od lewej do prawej, w górę i w dół.
– Trzy kondygnacje i piwnica – szepnął. – Spadzisty dach kryty dachówkami, siding z desek, wiele okien, jedne drzwi widoczne od zachodu. Żadnej osłony. Cały teren wokół domu został zniwelowany. Żadnej roślinności. Będziesz tam widoczny jak chrabąszcz na prześcieradle.
– Kamery?
Lufa karabinu powoli przesunęła się od lewej do prawej.
– Pod okapem. Jedna na północy, jedna na zachodzie. Możemy założyć, że dwie inne są na tych ścianach, których nie widzimy
– Jak duże?
– A jak duże mają być?
– Tak duże, żebyś mógł w nie trafić.
– Zabawny facet. Trafiłbym w nie stąd, nawet gdyby były wielkości szpiegowskich kamer wbudowywanych w zapalniczki.
– W porządku, więc słuchaj – szepnął Reacher. – Oto jak to zrobimy. Ja teraz zajmę wyjściową pozycję. Wszyscy zaczekamy, aż Franklin wróci do biura i nawiąże łączność. Wtedy wykonam ruch. Jeśli będę musiał, poproszę cię, żebyś zniszczył te kamery. Dwoma strzałami, bach, bach. To zatrzyma tamtych na jakieś dziesięć, dwadzieścia sekund.
– Nie zgadzam się – powiedział Cash. – Nie oddam strzałów w kierunku drewnianej budowli, w której przebywa zakładniczka.
– Ona będzie w piwnicy – powiedział Reacher.
– Albo na strychu.
– Będziesz strzelał pod okap.
– Właśnie. Jeśli będzie na strychu i usłyszy strzały, rzuci się na podłogę i może oberwać. W tym miejscu od zewnątrz jest strop, ale od wewnątrz może być podłoga.
– Daruj sobie – rzekł Reacher. – Zaryzykuj.
– Odmawiam. Nie zrobię tego.
– Jezu, sierżancie, straszny z ciebie uparciuch, wiesz?
Cash nie odpowiedział. Reacher ponownie podszedł do narożnika i spojrzał w kierunku domu. Po chwili wrócił.
– W porządku. Mam inny plan. Po prostu obserwuj okna
wychodzące na zachód. Jeśli zobaczysz błysk strzału, otworzysz
ogień osłonowy w kierunku strzelca. Możemy założyć, że
zakładniczka nie znajduje się w tym samym pomieszczeniu co
snajper.
Cash ciągle milczał.
– Zrobisz przynajmniej tyle? – zapytał Reacher.
– Możesz już być w środku.
– Zaryzykuję. Podejmę to ryzyko na ochotnika, jasne?
Helen może być świadkiem, że zrobiłem to dobrowolnie. Ona jest prawnikiem. Nic dziwnego, że byłeś trzeci – powiedział Reacher. – Musisz się wyluzować.
– W porządku – uspokoił się Cash. – Jeśli wróg zacznie strzelać, odpowiem ogniem.
– A kto mógłby otworzyć ogień jak nie wróg? Przecież ja mam tylko ten cholerny nóż.
– Piechociarze -mruknął Cash. -Zawsze tylko narzekają.
– A co ja mam robić? – spytała Helen.
– Mam nowy plan – powiedział Reacher. Dotknął dłonią siatki. – Schyl się, przejdź wzdłuż płotu za róg i zatrzymaj się naprzeciwko domu. Nie podnoś się. Nie będą do ciebie strzelać. Za daleko. Czekaj na sygnał. Jeśli będzie trzeba odwrócić uwagę tamtych, poproszę cię, żebyś pobiegła kawałek w kierunku domu, a potem z powrotem. Zygzakiem albo łukiem. Tam i z powrotem. Bardzo szybko. Tak, żeby na ich ekranach pojawił się sygnał. Nic nie będzie ci grozić. Zanim snajper podejdzie do okna, ty znów będziesz za płotem.
Читать дальше