– Proszę państwa, to jest Jack Reacher – oznajmiła. -
Mój detektyw zrezygnował i pan Reacher zgodził się przejąć
jego obowiązki.
To dla mnie nowina, pomyślał Reacher, ale tego nie skomentował. Helen z dumą wskazała mężczyznę siedzącego na jej fotelu.
– To jest Alan Danuta – powiedziała. – Jest prawnikiem specjalizującym się w sprawach weteranów. Z Waszyngtonu. Zapewne najlepszym z branży, jakiego znam.
– Szybko pan przyleciał – zauważył Reacher.
– Musiałem – odparł mężczyzna. – Dzisiejszy dzień będzie decydujący dla pana Barra.
– Wszyscy wybieramy się do szpitala – powiedziała Helen. – Lekarze twierdzą, że on może z nami rozmawiać. Miałam nadzieję, że uda mi się skonsultować z Alanem telefonicznie lub przez pocztę elektroniczną, a tymczasem on przyleciał do nas.
– Tak jest mi łatwiej – powiedział Danuta.
– Nie, po prostu miałam szczęście – rzekła Helen. – Co więcej, właśnie zaczęła się tygodniowa konferencja psychiatrów w Bloomington. Doktor Mason i doktor Niebuhr od razu tu przyjechali.
– Moja specjalność to przypadki utraty pamięci – powiedziała doktor Mason.
– A moja działanie pod przymusem – dodał doktor Niebuhr. – Typowe zachowania przestępcze i tym podobne kwestie.
– Tak więc to jest nasz zespół – oświadczyła Helen.
– Co z jego siostrą? – spytał Reacher.
– Już przy nim jest.
– Musimy porozmawiać.
– W cztery oczy?
– Tylko przez chwilę.
Przeprosiła pozostałych i wyprowadziła Reachera do poczekalni.
– Odkryłeś coś? – zapytała.
– Cizię i czterech z tych pięciu facetów zwerbował ich znajomy, niejaki Jeb Oliver. Zapłacił wszystkim po sto dolców. Zakładam, że pięćset zostawił sobie za fatygę. Byłem w jego domu, ale wyjechał.
– Dokąd?
– Nikt nie wie. Zabrał go jakiś gość, samochodem.
– Kto to taki?
– Pracuje w sklepie z częściami, razem z rudą cizią. Jednocześnie jest drobnym dealerem.
– Naprawdę?
Reacher skinął głową.
– Za jego domem jest stodoła, zamknięta na zmyślną kłódkę. Może wytwórnia prochów, może magazyn. Spędza mnóstwo czasu na rozmowach przez komórkę. Ma samochód, który kosztuje dwa razy więcej, niż ekspedient zarabia rocznie. I mieszka z matką.
– Czego to dowodzi?
– Dealerzy znacznie częściej niż inni mężczyźni mieszkają z matkami. Czytałem to w jakiejś gazecie.
– Dlaczego?
– Zwykle mają już na koncie jakieś drobne wyroki. Właściciele domów nie chcą wynajmować im mieszkań.
Helen nic nie powiedziała.
– Wczoraj wieczorem wszyscy byli naćpani – dodał Reacher. – Cała szóstka. Zapewne speedem, sądząc po tym, jak cizia wygląda dzisiaj. Zupełnie inaczej. To mi wygląda na kaca po amfetaminie.
– Byli naćpani? No to miałeś szczęście.
Reacher pokręcił głową.
– Chcesz ze mną walczyć, najlepiej poprzestań na aspirynie.
– I co to nam daje?
– Spójrzmy na to z punktu widzenia Jeba Olivera. Robił to dla kogoś. Trochę miała to być praca, trochę przysługa. Warta tysiąc dolarów. Musiał to być ktoś stojący wyżej w hierarchii. I na pewno nie był to kierownik sklepu z częściami.
– Zatem myślisz, że James Barr miał coś wspólnego z handlarzem narkotyków?
– Niekoniecznie. Może jednak z nieznanych nam powodów został do tego zmuszony przez jakiegoś handlarza.
– To zwiększa ryzyko – zauważyła.
– Trochę – przyznał Reacher.
– Co powinniśmy zrobić?
– Pojechać do szpitala. Niech doktor Mason stwierdzi, czy Barr nie wciska nam kitu z tą amnezją. Jeśli tak, to najszybciej zakończymy tę sprawę, przyciskając go, żeby powiedział nam prawdę.
– A jeśli nie wciska kitu?
– Wtedy wybierzemy inną metodę.
– Jaką?
– Później – odparł Reacher. – Posłuchajmy, co mają do powiedzenia lekarze.
***
Helen Rodin pojechała do szpitala swoim saturnem. Prawnik Alan Danuta siedział obok niej na przednim siedzeniu, a Reacher wygodnie wyciągnął się na tylnym. Mason i Niebuhr podążyli za nimi taurusem, którego wypożyczyli tego ranka w Bloomington. Oba samochody zaparkowano obok siebie na rozległym parkingu dla odwiedzających. Wszyscy pięcioro wysiedli, postali chwilkę, a potem poszli razem w kierunku głównego wejścia.
***
Grigor Linsky patrzył, jak szli. Znajdował się pięćdziesiąt stóp od nich w cadillacu, który matka Jeba Olivera widziała
poprzedniej nocy. Trzymał silnik włączony. Zadzwonił ze swojego telefonu komórkowego. Zek zgłosił się po pierwszym sygnale.
– Tak? – powiedział.
– Żołnierz jest bardzo dobry – rzekł Linsky. – Już był w domu chłopaka.
– I?
– I nic. Chłopaka już tam nie ma.
– A gdzie jest?
– Tu i tam.
– A gdzie dokładnie?
– Głowa i dłonie w rzece. Reszta pod ośmioma jardami kruszonego kamienia w nowym podłożu First Street.
– Co się teraz dzieje?
– Żołnierz i prawnicy są w szpitalu. Z trójką innych. Sądzę, że to jeszcze jeden prawnik i dwoje lekarzy. Zapewne narada specjalistów.
– Możemy się odprężyć?
– Raczej tak. Muszą próbować. Tak tutaj się to robi, jak wiesz. Jednak nie uda im się.
– Dopilnuj, żeby tak było – polecił Zek.
***
Szpital znajdował się na przedmieściach, więc na stosunkowo rozległym terenie. Najwyraźniej nie przejmowano się tu kosztem działki. Zapewne tylko szczupły budżet miejski ograniczył wysokość budynku do pięciu pięter ze zwykłego betonu. Wewnątrz ściany pomalowano na biało, a pomieszczenia były za niskie, ale poza tym szpital nie odbiegał wyglądem od innych szpitali. I pachniał jak każdy inny szpital. Zapach rozkładu, środków dezynfekcyjnych, choroby. Reacher nie przepadał za szpitalami. Szedł za pozostałą czwórką długim i jasno oświetlonym korytarzem, który prowadził do windy. Lekarze szli na przedzie. Najwyraźniej czuli się tu jak w domu. Helen Rodin i Alan Danuta podążali tuż za nimi. Ramię w ramię, żywo rozmawiając. Lekarze doszli do windy i Niebuhr nacisnął guzik. Pozostali ustawili się za jego plecami. Nagle Helen Rodin
odwróciła się i zatrzymała Reachera, zanim dołączył do reszty. Przysunęła się do niego i zapytała cicho:
– Czy słyszałeś o niejakiej Eileen Hutton?
– Dlaczego pytasz?
– Ojciec przysłał mi faksem listę świadków. Dopisał ją na końcu.
Reacher nic nie powiedział.
– Chyba przysłało ją wojsko – doszła do wniosku. – Znasz ją?
– A powinienem?
Helen przysunęła się jeszcze bliżej, odwrócona plecami do pozostałych.
– Muszę się dowiedzieć, co ona wie – szepnęła.
To może wszystko skomplikować, pomyślał Reacher.
– Była prokuratorem – powiedział.
– Kiedy? Przed czternastoma laty?
– Tak.
– Jak dużo wie?
– Sądzę, że teraz jest w Pentagonie.
– Ile ona wie, Reacher? Odwrócił głowę.
– Wszystko.
– Jak to? Ta sprawa nigdy nie trafiła do sądu.
– Mimo to.
– Jak to?
– Ponieważ z nią sypiałem. Wytrzeszczyła oczy.
– Powiedz mi, że żartujesz.
– Nie żartuję.
– Powiedziałeś jej o wszystkim?
– Byliśmy parą. Oczywiście, że powiedziałem jej wszystko. Byliśmy po tej samej stronie.
– Dwoje samotnych ludzi na pustyni.
– Było nam dobrze. Przez trzy piękne miesiące. Była miła. Pewnie nadal jest. Bardzo ją lubiłem.
– To więcej informacji, niż potrzebowałam, Reacher.
Читать дальше