– Interesujące – powtórzył, ustawiając na szachownicy bierki smukłymi dłońmi o wypielęgnowanych paznokciach.
– Zatem sytuacja wygląda następująco:
– Dokładnie tak – potwierdził Muńoz, spoglądając na szachownicę z daleka. – Biały goniec wycofując się z c4 na d3, umożliwia podwójnego szacha: biały hetman czarnemu królowi, a sam goniec czarnemu hetmanowi. Król może już tylko uciec z a4 na b3 i pozostawić swojego hetmana własnemu losowi… Biały hetman da kolejnego szacha na c4, spychając króla przeciwnika jeszcze bardziej w dół, nim biały goniec wykończy czarnego hetmana.
– Tego gońca zbije czarna wieża.
– Owszem. Ale to już nie ma znaczenia. Bez hetmana czarne są przegrane. Poza tym po odejściu tej figury cała partia przestaje mieć rację bytu.
– Załóżmy, że ma pan rację.
– Mam. Partię, czy to, co z niej zostaje, rozstrzyga teraz biały pion z d5, który po zbiciu czarnego piona na c6 bez przeszkód dotrze do końca i skorzysta z promocji na hetmana… Dojdzie do tego po sześciu, najwyżej dziewięciu ruchach. – Muńoz wyjął z kieszeni zapisaną kartkę i ołówek. – Na przykład takich:
d5: c6 Sd7 – f6
Hc4 – e6 a5 – a4
He6: Sf6 a4 – a3
c3 – c4+ Kb2 – c1
Hf6 – c3+ Kc1 – d1
Hc3: a3 Wb1 – c1
Ha3 – b3+ Kd1: d2
c6 – c7 b6 – b4
c7 – c8… (czarne poddają się)
Antykwariusz wziął kartkę z notatkami i ze spokojem przyjrzał się szachownicy, gryząc pustką fifkę. Uśmiechał się jak ktoś, kto widzi, że jego klęska zapisana była w gwiazdach. Po kolei przesuwał bierki aż do pozycji finałowej:
– Przyznaję, że nie ma wyjścia – rzekł w końcu. – Czarne przegrywają.
Oczy Muńoza powędrowały z szachownicy na Cesara.
– Bicie drugiego skoczka – mruknął beznamiętnie – było błędem.
Antykwariusz, ciągle z uśmiechem, wzruszył ramionami.
– Od pewnego momentu czarne nie miały już wyboru… Powiedzmy, że one też były więźniami swego własnego impetu, swej naturalnej dynamiki. Ten skoczek decydował o grze – Julia przez chwilę dostrzegła w oczach Cesara iskierkę dumy. – W gruncie rzeczy otarł się o perfekcję.
– Ale nie w szachach – odparł oschle Muńoz.
– W szachach…? Przyjacielu drogi – antykwariusz machnął pogardliwie dłonią w stronę bierek na planszy. – Mam na myśli coś więcej niż zwykłą szachownicę. – Błękit oczu Cesara nabrał głębi, jakby otworzył się w nich cały ukryty świat. – Mam na myśli samo życie, zupełnie inne sześćdziesiąt cztery pola czarnych nocy i białych dni, o których pisał poeta… A nawet być może na odwrót: białych nocy i czarnych dni. Zależy, z której strony staniemy do tej partii… Czyli, by rzecz ująć w kategoriach symbolicznych, z której strony umieścimy lustro.
Julia wpatrywała się w Cesara, który wprawdzie nie spoglądał w jej stronę, ale zdawał się cały czas do niej mówić, choć pozornie zwracał się do Muńoza.
– Skąd pan wiedział, że to on? – spytała szachistę. W tym momencie antykwariusz pierwszy raz się przestraszył, coś w jego zachowaniu uległo raptownej zmianie, jakby Julia, poświadczając na głos oskarżenie Muńoza, złamała jakiś pakt milczenia. Ale ta początkowa niepewność natychmiast się rozwiała, a drwiący uśmiech ustąpił miejsca grymasowi goryczy.
– Tak – zwrócił się do szachisty. To była pierwsza formalna kapitulacja z jego strony. – Proszę jej powiedzieć, skąd pan wiedział, że to ja.
Muńoz przechylił nieco głowę ku Julii.
– Pani przyjaciel popełnił parę błędów… – Zreflektował się i popatrzył na antykwariusza z leciutko przepraszającą miną. – Chociaż nazywanie ich “błędami” byłoby niewłaściwe, bo przez cały czas pan wiedział, co robi i co ryzykuje… Paradoksalnie to pani go zdemaskowała.
– Ja? Przecież nie miałam o tym najmniejszego pojęcia do czasu, aż…
Cesar pokręcił głową. Prawie ze słodyczą – pomyślała Julia przerażona tym, co czuje.
– Nasz przyjaciel Muńoz mówi w przenośni, księżniczko.
– Nie nazywaj mnie księżniczką, błagam cię – Julia nie rozpoznała własnego głosu. Zabrzmiał niespodziewanie twardo nawet w jej własnych uszach. – Przynajmniej dziś.
Antykwariusz obserwował ją parę chwil i wreszcie skinął głową.
– Zgoda – rzekł i z wyraźnym trudem powrócił do zasadniczego wątku. – Muńoz usiłuje ci wyjaśnić, że twoja obecność w tej grze stanowiła dlań tło, na którym wyraźnie mógł analizować zamiary przeciwnika. Nasz przyjaciel jest świetnym szachistą, ale okazał się też znacznie lepszym detektywem, niż sądziłem… Nie takim, jak ten bęcwał Feijoo, który widząc niedopałek w popielniczce, dojdzie najwyżej do wniosku, że ktoś palił. – Spojrzał na Muńoza. – Zatem uczuliło pana zbicie pionka na d5 gońcem zamiast hetmanem, czyż nie?
– Tak. W każdym razie była to jedna ze wskazówek, które wzbudziły moje podejrzenia. Wcześniej, w czwartym posunięciu, czarne zrezygnowały już ze zbicia białego hetmana, choć ten ruch rozstrzygnąłby partię na ich korzyść… Z początku myślałem, że to taka zabawa w kotka i myszkę albo że Julia jest niezbędna w tej grze i chwilowo nie powinna być zbita czy zabita. Ale kiedy nasz wróg, czyli pan, zdecydował się bić piona na d5 gońcem zamiast hetmanem, co musiało doprowadzić do wymiany hetmanów, zrozumiałem, że tajemniczy gracz wcale nie ma zamiaru bić białego hetmana. Ze wręcz, gdyby miało dojść do takiej ewentualności, woli poddać partię. A związek tego posunięcia ze sprayem na Rastro, z chełpliwym komunikatem “mogę zabić, ale tego nie robię”, był tak oczywisty, że przestałem mieć jakiekolwiek wątpliwości: groźby pod adresem białego hetmana były zasłoną dymną. – Spojrzał na Julię. – Bo pani w tej całej historii absolutnie nic nie groziło.
Cesar kiwał głową, jakby tematem rozważań nie były jego własne uczynki, ale jakiejś innej osoby, która ani go parzyła, ani ziębiła.
– Zrozumiał pan też – powiedział – że przeciwnikiem jest nie czarny król, a królowa…
Muńoz poruszył ramionami, nie wyjmując dłoni z kieszeni płaszcza.
– To akurat nie było trudne. Tutaj ewidentny był trop prawdziwych morderstw: odpowiadały im tylko figury zbite przez czarnego hetmana. Przeanalizowałem wówczas ruchy właśnie tej figury i wyciągnąłem interesujące wnioski. Chociażby na temat jej roli ochronnej, bardziej widocznej niż zazwyczaj w szachach, niż w wypadku jej głównego przeciwnika, białego hetmana, którego zresztą szanowała jak świętego… Zwróciłem też uwagę, że czarny hetman ciągle pozostawał blisko białego skoczka, na sąsiednich polach, prawie jak sojusznik, a swoje zatrute ostrze miał w niego wbić dopiero później, kiedy nie będzie już alternatywy… – Patrzył na Cesara matowym wzrokiem. – Mogę się tylko pocieszać,
że zabiłby mnie pan bez nienawiści, a nawet z gracją i sympatią wspólnika. Z prośbą o wybaczenie i zrozumienie na ustach. Padłbym ofiarą reguł czysto szachowych.
Cesar machnął ręką z osiemnastowieczną, manieryczną galanterią i schylił czoło z wdzięczności za tak trafne odgadnięcie jego intencji.
– Ma pan absolutną rację – zaznaczył. – Ale proszę mi zdradzić… Jak pan się zorientował, że jest skoczkiem, a. nie gońcem?
Читать дальше