Muńoz był jak zwykle spokojny i nieobecny i można by przysiąc, że jego oczy nie tyle studiują szachownicę, ile raczej odpoczywają patrząc na nią. Kto wie, może właśnie oddawał się tym marzeniom, o których kiedyś opowiadał Julii, szybował myślą tysiące kilometrów od stolika szachowego, a jego matematyczny umysł układał i wykluczał nieskończone kombinacje? Trzech czy czterech kibiców przyglądało się rozgrywce z pozornie większym zainteresowaniem, niż dawało się zauważyć u samych zawodników. Co i raz wymieniali po cichu komentarze, sugerując taki czy inny ruch. Napięcie panujące wokół stołu kazało przypuszczać, że oczekiwano teraz decydującego posunięcia Muńoza, które ostatecznie pogrzebie młodego okularnika. To dodatkowo tłumaczyło nerwy tego ostatniego, który oczami wyolbrzymionymi przez szklane soczewki patrzył na swojego przeciwnika niczym niewolnik na arenie, otoczony przez lwy, co błaga o zmiłowanie wszechpotężnego cesarza w purpurach.
W tym momencie Muńoz podniósł wzrok i zobaczył Julię. Przez parę sekund przypatrywał jej się uważnie, jak gdyby jej nie poznał, po czym powoli wrócił do siebie ze zdziwieniem na twarzy. Przypominał kogoś, kto zbudził się ze snu albo przyjechał z dalekiej podróży. Gestem zaprosił dziewczynę w pobliże stolika, jego spojrzenie wyraźnie się ożywiło. Znów zerknął na szachownicę, chcąc sprawdzić, czy tam wszystko w porządku, by w końcu bez wahania, nie spiesząc się i nie na chybcika, ale z rozmysłem – przesunąć pionka. Wokół stołu rozległ się pomruk rozczarowania, a młody okularnik popatrzył na niego najpierw zdumiony, jakby był skazańcem ułaskawionym tuż przed egzekucją, następnie zaś uśmiechnięty i zadowolony.
– No, dalej to już warcaby – ocenił któryś z gapiów.
Muńoz, wstając od stołu, wzruszył ramionami.
– Tak – odparł. Nie patrzył już na szachownicę. – Ale goniec na d7 doprowadziłby do mata w pięciu.
Porzucił grupkę i podszedł do Julii, tymczasem kibice Studiowali wariant, o którym przed chwilą mówił. Julia ukradkiem pokazała w ich stronę.
– Muszą nienawidzić pana z całego serca – rzekła cicho.
Szachista przechylił głowę, a jego minę równie dobrze można było uznać za daleki uśmiech, jak i za grymas pogardy.
– Pewnie tak – odpowiedział, wziął do ręki płaszcz i ruszył naprzód. – Zlatują się jak sępy, w nadziei że będą świadkami, jak ktoś mnie wreszcie rozszarpie na strzępy.
– Ale pan pozwala z sobą wygrać… Dla nich to musi być upokarzające.
– Mniejsza o to – w jego głosie nie było śladu zadufania ani dumy, tylko bezinteresowna wzgarda. – Za nic w świecie nie chcą stracić żadnej mojej partii.
W szarej mgle okalającej muzeum Prado Julia poinformowała go o okolicznościach rozmowy z Belmontem. Muńoz wysłuchał do końca bez słowa komentarza, nawet kiedy dziewczyna wyjawiła mu, jakie hobby ma bratanica. Wilgoć nie przeszkadzała szachiście: spacerował powoli, wsłuchany w opowieść Julii, w rozpiętym płaszczu, z poluźnionym, jak zwykle, węzłem krawata. Głowę miał pochyloną, a oczy wbite w niezbyt czyste czubki butów.
– Pytała mnie pani kiedyś, czy kobiety też grają w szachy… – odezwał się w końcu. – Odpowiedziałem wtedy, że wprawdzie szachy są grą typowo męską, ale zdarzają się dobre szachistki. Tyle że należą do wyjątków.
– Które, jak podejrzewam, potwierdzają regułę.
Muńoz potarł dłonią czoło.
– Złe pani podejrzewa. Wyjątek nie tyle potwierdza, ile unieważnia albo niszczy wszelkie reguły… Dlatego tak bardzo trzeba uważać przy wyprowadzaniu wniosków. Ja tylko powiedziałem, że kobiety słabo grywają w szachy, a nie, że wszystkie źle grają. Rozumie mnie pani?
– Rozumiem.
– Nie przeczy to faktowi, że w praktyce kobiety mają nienadzwyczajne wyniki jako szachistki… Dam pani przykład: w Rosji, gdzie szachy są narodową rozrywką, tylko jednej kobiecie. Wierze Mienczik, udało się dorównać największym mistrzom.
– Z czego to wynika?
– Może z tego, że szachy wymagają zbyt dużej obojętności na świat zewnętrzny. – Zatrzymał się i popatrzył na Julię. – A jaka jest ta Lola Belmonte?
Dziewczyna zamyśliła się.
– Nie wiem, jak ją określić. Antypatyczna. Być może despotka… Agresywna. Szkoda, że nie było jej w domu, jak poszliśmy tam obydwoje.
Stali koło cembrowiny kamiennej fontanny, zwieńczonej niewyraźną sylwetką posągu, który groźnie pochylał się ku nim we mgle. Muńoz przygładził włosy do tyłu, spojrzał na zmoczoną dłoń i wytarł ją o płaszcz.
– Agresja, uzewnętrzniona albo wewnętrzna, charakteryzuje wielu graczy – uśmiechnął się zdawkowo, nie precyzując, czy ta definicja obejmuje także jego. – Szachistę zazwyczaj utożsamia się z człowiekiem osaczonym, w jakiś sposób uciskanym… Atak na króla, czyli sens gry, zamach na władcę, byłby więc formą wyzwolenia się z tego stanu. Widziana z takiej perspektywy gra może zainteresować kobietę… – przez usta Muńoza znów przebiegł słaby uśmiech. – Podczas rozgrywki ludzie wokół wydają się bardzo malutcy.
– A poprzez ruchy naszego przeciwnika odkrył pan u niego podobną cechę?
– To niełatwe pytanie. Mam za mało danych. Za mało ruchów. Na przykład: kobiety wykazują często predylekcję do gry gońcami – wchodząc w szczegóły, Muńoz wyraźnie się ożywiał. -…Nie znam przyczyn, dla których tak się dzieje, ale być może ta figura, poruszająca się bardzo w głąb szachownicy i po przekątnej, ma najbardziej żeński charakter ze wszystkich. – Machnął ręką, jakby sam nie przywiązywał specjalnej wagi do tego, co mówił, i chciał wymazać własne słowa. – Na razie jednak czarne gońce nie odgrywają w naszej partii ważnej roli… Jak pani widzi, mamy mnóstwo pięknych teorii, które do niczego nie służą… Stoimy przed problemem podobnym do tego na szachownicy: jesteśmy w stanie sformułować hipotezy, domysły, ale bez dotykania bierek.
– A zdradzi mi pan którąś hipotezę…? Czasem mam wrażenie, że doszedł pan do jakichś wniosków, ale nie chce ich nam pan wyjawić.
Muńoz przechylił głowę, jak zwykle, gdy miał się zmierzyć z trudnym zagadnieniem.
– To skomplikowana sprawa – odparł po krótkim wahaniu. – Mam w głowie parę koncepcji, ale stoję przed problemem, o którym właśnie pani powiedziałem… W szachach nie ma sposobu, żeby coś udowodnić, dopóki nie zrobi się ruchu, a wtedy już za późno na korektę.
Ruszyli dalej, mijając z jednej strony kamienne ławki, z drugiej zamazane we mgle ogrodzenia. Julia westchnęła cicho.
– Gdyby ktoś mi powiedział, że będę iść śladem mordercy po szachownicy, uznałabym, że oszalał. Do imentu.
– Już mówiłem pani, że szachy mają dużo wspólnego z dochodzeniem policyjnym. – Muńoz znowu machnął dłonią w powietrzu, jakby przesuwał figurę po planszy. – Jeszcze przed Conan Doyle'em ma pani metodę analityczną Dupina, u Poe.
– Edgara Allana Poe…? Nie uwierzę, że on też grał w szachy.
– Byt wielbicielem szachów. Najsłynniejszą anegdotą jest jego śledztwo w sprawie tak zwanego Gracza Maelzela, który prawie nigdy nie przegrał partii… Poe poświęcił mu esej napisany w tysiąc osiemset trzydziestym którymś. Żeby rozwikłać jego zagadkę, przeprowadził szesnaście wariantów analitycznych, by wreszcie dojść, że wewnątrz automatu musi znajdować się ukryty człowiek.
– I to samo pan robi? Szuka ukrytego człowieka?
– Próbuję, ale to niczego nie gwarantuje. Nie jestem Allanem Poe…
– Oby się panu udało, to leży w moim interesie… Pan jest moją ostatnią nadzieją.
Читать дальше