– I może nią jest. – Antykwariusz zadumał się na moment. – O ile wiem, policjanci i lekarze sądowi są szlachetni i nieomylni tylko w filmach. A zresztą, zdaje się, że już nawet tam nie.
Uśmiechnął się gorzko i z niechęcią. Julia patrzyła na niego nie bardzo słuchając tego, co mówi.
– Zamordowali Alvara… Masz pojęcie?
– Nie zadręczaj się, księżniczko. To tylko wyszukana hipoteza policyjna… A poza tym nie powinnaś tyle o nim myśleć. Było, minęło. I tak odszedł od ciebie dawno temu.
– Ale nie w ten sposób.
– W ten czy inny, nie ma znaczenia. Opuścił cię i basta.
– Kiedy to takie okropne…
– Tak. Tyle że wracając ciągle do tego, nic nie wskórasz.
– Nic? Alvaro nie żyje, ja jestem przesłuchiwana, czuję, że śledzi mnie ktoś, kogo interesuje moja praca nad Partia szachów… A ty się dziwisz, że nie mogę przestać myśleć. Co innego mogę robić?
– To proste, córeczko. Skoro tak cię to wszystko niepokoi, oddaj obraz Menchu. Jeżeli naprawdę uważasz, że śmierć Alvara była nieprzypadkowa, zamknij dom na jakiś czas, wyjedź gdzieś. Możemy pojechać na dwa, trzy tygodnie do Paryża, mam tam masę spraw do załatwienia… Ty znikniesz, a przez ten czas na miejscu wszystko się uspokoi.
– Co tu się dzieje?
– Najgorsze jest to, że nie wiem. Nie mam najmniejszego pojęcia. Podobnie jak ty, ja też nie przykładałbym takiej wagi do historii z Alvarem, gdyby nie dokumenty… – Uśmiechnął się do niej zakłopotany. – A przyznaję, że niepokoi mnie to, bo nie jestem herosem… Mogło się okazać, że któreś z nas nieświadomie otwarło coś w rodzaju puszki Pandory…
– Obraz – podchwyciła roztrzęsiona Julia. – Ukryty napis.
– Bez wątpienia. Najwidoczniej wszystko tam ma swoje źródło.
Odwróciła się w stronę własnego odbicia w lustrze i patrzyła dłuższą chwilę, jakby nie rozpoznawała tej młodej brunetki z bladą cerą, wpatrującej się w nią dużymi, ciemnymi oczami, lekko podkrążonymi na skutek niewyspania.
– A może ktoś chce mnie zabić, Cesar.
Palce antykwariusza zacisnęły się wokół fifki.
– Dopóki ja żyję, mowy nie ma. – Jego nieokreślone, wytworne rysy nabrały agresywnego wyrazu, a głos zaskrzeczał ostrym, niemal kobiecym tonem. – Może nie znajdziesz większego tchórza ode mnie, można powiedzieć o mnie najgorsze rzeczy, ale nikt nie ma prawa uczynić ci krzywdy, dopóki ja jestem w stanie temu zapobiec.
Rozczulona Julia musiała się uśmiechnąć.
– Co możemy zrobić? – zapytała po chwili milczenia.
Cesar zamyślił się z powagą, pochylając przy tym głowę.
– Za wcześnie robić cokolwiek… Nawet nie wiemy, czy Alvaro zginął przypadkowo, czy nie.
– A dokumenty?
– Jestem przekonany, że ktoś gdzieś znajdzie odpowiedź na to pytanie. Problem polega, jak mniemam, na rozstrzygnięciu, czy osoba, która przysłała ci raport, jest także odpowiedzialna za śmierć Alvara, czy jedno nie ma z drugim nic wspólnego…
– A jeśli potwierdzi się najgorsze?
Cesar nie odpowiadał przez moment.
– W takim wypadku widzę tylko dwa rozwiązania, i to klasyczne, księżniczko: uciekać albo robić swoje. Gdybym ja stanął wobec takiego dylematu, przypuszczalnie głosowałbym za ucieczką, ale to nie ma dużego znaczenia… Wiesz, że jeśli sobie postanowię, potrafię być piekielnie bojaźliwy.
Julia skrzyżowała dłonie na karku i patrzyła zamyślona w jasne oczy antykwariusza.
– Naprawdę byś uciekł? Nie czekając, aż się wyjaśni, o co tu chodzi?
– Naprawdę. Zdajesz sobie sprawę, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
– Jak byłam mała, uczyłeś mnie czegoś zupełnie innego, pamiętasz…? Nie wolno wyjść z pokoju, nie przeszukawszy szuflad.
– Tak, ale wtedy nikt nie upadał w wannie.
– Ty hipokryto. W głębi duszy aż umierasz z ciekawości, co się dzieje.
Antykwariusz nadąsał się i odezwał z naganą w głosie:
– Mówiąc, że umieram, dajesz dowód najgorszego gustu, zważywszy okoliczności… Otóż nie mam najmniejszej ochoty umrzeć, zwłaszcza teraz, kiedy jestem w podeszłym wieku, a piękni młodzieńcy umilają mi starość. I nie marzę też o twojej śmierci.
– A jeśli zdecyduję się robić swoje i nawet poznać zagadkę samego obrazu?
Cesar skrzywił usta i zaczął błądzić wzrokiem, jakby nawet nie rozważał takiej ewentualności.
– A dlaczego miałabyś to zrobić? Podaj mi jeden dobry powód.
– Dla Alvara.
– Odpada. Do tej chwili Alvaro się nie liczył, wiem, bo znam cię aż za dobrze… Poza tym, o ile wiem od ciebie, on też w tej sprawie nie grał czysto.
– No to dla mnie samej. – Skrzyżowała ramiona wyzywająco. – W ostatecznym rozrachunku to mój obraz.
– Posłuchaj, dopiero co mówiłaś, że jesteś przerażona. Sam słyszałem.
– Bo jestem. Sikam ze strachu.
– Rozumiem. – Cesar oparł podbródek na splecionych palcach, przyozdobionych połyskującym topazem. – Mówiąc prościej – dodał po chwili zastanowienia – chodzi o znalezienie skarbu. To chcesz mi powiedzieć, prawda…? Jak w dawnych czasach, kiedy byłaś tylko upartą dziewuszką.
– Jak w dawnych czasach.
– Przerażające. My we dwoje?
– My we dwoje.
– Zapomniałaś o Muńozie. Został zamustrowany.
– Masz rację, oczywiście, Muńoz i my we dwoje.
Cesar uśmiechnął się lekko. W oczach lśniła mu iskierka rozbawienia.
– W takim razie trzeba go nauczyć pieśni piratów. Wątpię, żeby ją znał.
– Też wątpię.
– Zwariowaliśmy, księżniczko. – Antykwariusz wbił wzrok w Julię. – Zdajesz sobie sprawę?
– Co robić…
– To nie jest zabawa, kochanie… Nie tym razem.
Wytrzymała jego spojrzenie. Wyglądała w tej chwili przepięknie, z tym błyskiem zdecydowania w ciemnych oczach, który widać było w zwierciadle.
– Co robić – powtórzyła cicho.
Cesar pokiwał wyrozumiale głową. Gdy wstawał, wiązka kolorowych plam ześliznęła mu się po plecach na ziemię, ku stopom dziewczyny. Antykwariusz udał się w głąb pokoju, gdzie miał w rogu swoje miejsce pracy. Przez parę minut robił coś przy sejfie w ścianie, ukrytym pod gobelinem niewielkiej wartości (marną kopią Damy z jednorożcem). Kiedy wrócił, trzymał w dłoniach zawiniątko.
– Proszę, księżniczko, to dla ciebie. W prezencie.
– W prezencie?
– Jak słyszałaś. Wszystkiego dobrego z okazji nieurodzin.
Julia zaskoczona odwinęła plastik, potem naoliwioną szmatkę i po chwili ważyła w dłoni niklowany pistolecik wykładany masą perłową.
– To zabytkowy derringer, więc nie potrzebujesz pozwolenia na broń – tłumaczył antykwariusz. – Ale działa jak nowy, można z niego strzelać kulami od colta 45. Łatwo go schować, możesz go nosić w kieszeni… Jeśli w ciągu najbliższych dni ktoś się będzie do ciebie zbliżał albo krążył wokół domu – patrzył na nią uważnie, bez cienia wesołości w zmęczonych oczach – bądź łaskawa, unieś tę zabaweczkę, o, i rozwal mu łeb. Pamiętasz…? Choćby to był sam kapitan Hak.
Ledwie wróciła do domu, w ciągu pół godziny miała trzy telefony. Pierwsza dzwoniła Menchu, zdenerwowana po lekturze porannych gazet. Jej zdaniem nikt nie zakładał innej możliwości, jak wypadek. Julia wyczuła, że śmierć Alvara niewiele obeszła jej przyjaciółkę: bardziej niepokoiły ją ewentualne komplikacje, które mogą wpłynąć na umowę z Belmontem.
Drugi telefon był zaskakujący. Paco Montegrifo zapraszał ją na kolację wieczorem, żeby pogadać o sprawach zawodowych. Julia umówiła się z nim na dziewiątą u Sabatiniego. Odwiesiwszy słuchawkę, zaczęła się zastanawiać, skąd takie nagłe zainteresowanie. Gdyby chodziło o van Huysa, dyrektor domu aukcyjnego powinien umówić się z Menchu albo z nimi obydwiema. Zresztą wspomniała o tym podczas rozmowy. Ale Montegrifo zapewnił ją, że chodzi o coś, co dotyczy tylko jej i jego.
Читать дальше