Julia podeszła do swojej biblioteczki, czyli dużych regałów zajmujących dwie ściany. Półki dosłownie uginały się pod ciężarem bezładnie zgromadzonych tu książek. Z dłońmi pod boki stała chwilę przed nimi, by wreszcie wyciągnąć gruby ilustrowany tom. Przerzucała szybko kartki, aż znalazła to, czego szukała. Wtedy podeszła do sofy, usiadła między Menchu a Cesarem i położyła otwartą książkę – Rijksmuseum w Amsterdamie – na kolanach. Reprodukcja obrazu nie była zbyt duża, ale wyraźnie widać było rycerza w zbroi, z odkrytą głową jadącego konno po zboczu wzgórza, na którego szczycie widniało ufortyfikowane miasto. Towarzyszył mu Diabeł, pogrążony z nim w przyjaznej rozmowie jeździec na chudym, karym koniu. Prawa dłoń Diabła wskazywała miasto, ku któremu zapewne się kierowali.
– Może to i on – powiedziała Menchu, porównując rysy rycerza z książki z szachistą na obrazie.
– A może i nie on – odparł Cesar. – Aczkolwiek można się dopatrzyć pewnego podobieństwa. – Zwrócił się do Julii: – Kiedy powstał ten obraz?
– W tysiąc czterysta sześćdziesiątym drugim.
Antykwariusz przeliczył szybko w myślach.
– Czyli dziewięć lat przed Partią szachów. To jest pewne wytłumaczenie. Jeździec towarzyszący Diabłu jest młodszy od naszego rycerza.
Julia nic nie odrzekła, tylko przyglądała się uważnie reprodukcji. Cesar spojrzał na nią zaniepokojony.
– Coś się stało?
Dziewczyna powoli kręciła głową, jakby bała się, że wszelki gwałtowny ruch spłoszy nieufne duchy, które z wielkim wysiłkiem przywołała.
– Tak – powiedziała tonem człowieka, który stanął wobec niezaprzeczalnej oczywistości. – To trochę za dużo jak na przypadek.
I pokazała palcem fotografię.
– Niczego szczególnego ja tu nie widzę – rzekła Menchu.
– Nic? – Julia uśmiechnęła się do siebie. – Popatrz na tarczy rycerza… W średniowieczu każdy szlachcic ozdabiał ją własnym herbem… Cesar, co o tym sądzisz? Co on ma namalowane na tarczy?
Antykwariusz westchnął i przesunął dłonią po czole. Był tak samo zdumiony jak Julia.
– Szachownicę – powiedział bez namysłu. – Czarne i białe kwadraty – podniósł wzrok na stojący na sztalugach flamandzki obraz. Głos mu wyraźnie zadrżał. – Jak w naszej Partii szachów.
Julia wstała, odkładając otwartą książkę na sofę.
– Żaden zbieg okoliczności nie wchodzi tu w grę. – Wzięła silnie powiększającą lupę i zbliżyła się do obrazu. – Jeżeli rycerz w towarzystwie Diabła, którego namalował van Huys w tysiąc czterysta sześćdziesiątym drugim, to Roger d'Arras, wówczas możemy przyjąć, że dziewięć lat później malarz wykorzystał wzór jego herbu jako klucz do obrazu, na którym przedstawił jego śmierć… Nawet podłoga izby, w której umieścił swoich bohaterów, jest poszatkowana na czarne i białe kwadraty. To oraz symboliczny charakter dzieła wystarcza jako dowód, że środkowym graczem jest tu Roger d'Arras… A cała intryga rozgrywa się w kontekście szachów.
Uklękła przed obrazem i przez jakiś czas obserwowała przez lupę po kolei wszystkie figury i piony stojące na szachownicy i na stole obok. Przyjrzała się też okrągłemu, wypukłemu lustru wiszącemu w prawym górnym rogu obrazu, w którym w ukośnej perspektywie odbijały się szachownica i postacie graczy.
– Cesar…
– Słucham cię, kochanie.
– Ile jest szachów?
– Hm… Fachowa nazwa brzmi “bierki”. Dwa razy po osiem, szesnaście w każdym kolorze. W sumie trzydzieści dwie, o ile się nie mylę.
Julia liczyła palcem.
– Są trzydzieści dwie. Można je doskonale rozróżnić: pionki, króle, koniki… Jedne na planszy, inne poza nią.
– Te na zewnątrz są już zbite. – Cesar ukląkł obok niej i wskazał jedną z figur spoza szachownicy, tę, którą Ferdynand Ostenburski trzymał w palcach. – Jeden konik został zbity, tylko jeden. Biały konik. Pozostałe trzy, jeden biały i dwa czarne, wciąż znajdują się na szachownicy. Tak więc pytanie Quis necavit equitem odnosi się do tego jednego.
– A kto go zbił?
Antykwariusz skrzywił się.
– Twoje słowa dotyczą właśnie owego quis – uśmiechnął się jak wtedy, kiedy będąc małą dziewczynką siadywała mu na kolanach. – Na razie ustaliliśmy wiele niewiadomych: kto zniósł jajeczko, kto je znalazł… Ale ciągle nie wiemy, co za drań je zbił.
– Nie odpowiedziałeś mi.
– Nie zawsze umiem sypać cudownymi odpowiedziami z rękawa.
– Kiedyś umiałeś.
– Kiedyś potrafiłem kłamać. – Popatrzył na nią czule. – Teraz ty dorosłaś i już cię tak łatwo nie nabiorę.
Julia położyła mu dłoń na ramieniu jak przed piętnastu laty, gdy błagała go, żeby wymyślił historię o jakimś obrazie albo naczyniu z porcelany. W jej głosie zabrzmiało echo tamtych dziecięcych próśb.
– Muszę to wiedzieć, Cesar.
– Aukcja jest za dwa miesiące – odezwała się z tyłu Menchu. – Nie mamy dużo czasu.
– Do diabła z aukcją – odparła Julia. Nadal wpatrywała się w Cesara, jakby ten dzierżył klucz do zagadki. Antykwariusz znów zaczął wolno wzdychać, otrzepał delikatnie dywan i usiadł, zakładając ręce za kolana. W zamyśleniu zmarszczył czoło i przygryzł różowy koniuszek języka.
– Mamy na początek parę wskazówek – rzekł po chwili. – Ale same wskazówki nam nie wystarczą. Trzeba jeszcze wiedzieć, jak z nich skorzystać – popatrzył na namalowane wypukłe lustro i odbitych w nim szachistów. – Zazwyczaj uważamy, że dany przedmiot i jego odbicie w lustrze to elementy tej samej rzeczywistości, a to nieprawda – pokazał palcem zwierciadło z obrazu. – Widzisz? Już przy pierwszych oględzinach możemy się przekonać, że obraz został odwrócony. Na szachownicy kierunki gry zostały też odwrócone, zatem w lustrze tym bardziej.
– Głowa zaczyna mi pękać od waszego gadania – jęknęła Menchu. – To za skomplikowane jak na mój spłaszczony encefalogram, więc muszę się czegoś napić… – Podeszła do barku Julii i nalała sobie sporą porcję wódki. Zanim jednak wzięła szklankę, wyciągnęła z torebki gładki, płaski onyks, srebrną rurkę, małe puzderko i przygotowała sobie cieniutką kreskę kokainy. – Apteka czynna. Ktoś reflektuje?
Nikt nie odpowiedział. Cesar, pochłonięty obrazem, nie zwracał uwagi na otoczenie, a Julia tylko zmarszczyła czoło z niezadowoleniem. Menchu wzruszyła więc ramionami i pochyliła się, żeby wciągnąć działkę szybko i precyzyjnie, na dwa razy. Kiedy się wyprostowała, była już uśmiechnięta, jej błękitne oczy lśniły, a wzrok wydawał się bardziej nieobecny.
Cesar zbliżył się do van Huysa i wziął Julię pod ramię, jakby chciał ją nakłonić, by nie zwracała uwagi na Menchu.
– Już samo przekonanie – powiedział, też ignorując obecność właścicielki galerii – że jakieś rzeczy na obrazie są lub nie są realne, wpędza nas w pułapkę. Postacie i szachownica pojawiają się w naszej kompozycji na dwa sposoby, jeden w pewnym sensie jest mniej realny od drugiego. Rozumiesz…? Przyjęcie tego faktu każe nam wtopić się w komnatę z obrazu i zaciera granice między tym, co rzeczywiste, a tym, co namalowane… I jedynym sposobem, żeby się przed tym obronić, jest nabranie takiego dystansu, by postrzegać co najwyżej plamy kolorów i same szachy. Ale po drodze zbyt często układ ulega odwróceniu.
Julia wpatrywała się w obraz, po czym pokazała lustro weneckie wiszące na przeciwległej ścianie pracowni.
– Tam nie – oświadczyła. – Jeżeli patrząc na obraz posłużymy się drugim lustrem, może zdołamy odtworzyć prawdziwą sytuację.
Читать дальше