– Matka cię pozna – powiedziała Kay, ale Heather jakby nie zauważyła tonu pocieszenia. Kay jej wierzyła. Pomyślała nawet, że Heather jest bardziej wiarygodna, gdy nie próbowała udowadniać swojej wiarygodności. Kiedy rozmawiały o niedzielnych komiksach i dawnych czasach, była sobą bez żadnego wysiłku.
– Pójdę do siebie, umyję zęby i uczeszę się. Potem pojedziemy, dobrze? Zaraz wracam.
Poszła wąską, wyłożoną kamieniami ścieżką, prowadzącą przez podwórko do garażu stojącego w głębi posesji, na granicy zaułka. Niepotrzebnie wyskoczyła z tym Internetem. A jeśli dostali się do komputera Kay, prześledzili, co ostatnio było na nim robione? Każdy informatyk mógł znaleźć stronę jej firmy i emaila, którego wysłała szefowi. Czy musiała iść do swojego pokoju? Po co? Policja zabrała kluczyki do samochodu. Jaka była wtedy wdzięczna, że nawet breloczek nie może jej zdradzić. Kawałek turkusu na srebrnej beleczce, kupiony w sklepie z drobiazgami, przedmiot bez żadnego znaczenia. Z oczywistych powodów nigdy nie personalizowała swoich rzeczy, nie haftowała monogramów, chociaż sugerowano jej, że powinna to robić na serwetkach i fartuszkach, kiedy miała naście lat i była „zaręczona” z Tonym Dunhamem. Jasne, ciociu. Po prostu nie mogę się doczekać, kiedy wezmę sobie pieprzoną skrzynię z posagiem. Dostała w twarz za słowo „pieprzoną”, ale za samo pieprzenie nie. Co za dom. Co za cholerny, pochrzaniony dom, za zasłonkami w kratkę i petuniami w skrzynkach na oknach.
Żałowała, że nie ma pieniędzy albo przynajmniej karty kredytowej. Och, gdyby tylko nie straciła portfela – ukradła go Penelope, tej manipulantce niezdolnej do wdzięczności – i gdyby nie była tak zagubiona i zdezorientowana pierwszej nocy, jakoś by się wyłgała z naruszenia przepisów, nawet bez prawa jazdy i z dowodem rejestracyjnym na kogoś innego. Chociaż z tego, na ile znała Penelope, samochód mógł być bez ważnych badań technicznych albo mieć na koncie kary za niewłaściwe parkowanie.
Obejrzała się przez ramię. Kay wciąż była w kuchni, piła kawę przy zlewie. Cholera. Będzie trzeba wejść na górę. I co potem?
Ciężko było otworzyć okno w łazience, zapierając się tylko jedną ręką o stare, pokrzywione drzewo; jeszcze trudniej przecisnąć się przez maleńki otwór i zeskoczyć z pierwszego piętra, ale udało się. Adrenalina to coś wspaniałego. Otrzepała swoje spodnie – a właściwie Grace. Miała wyrzuty sumienia, ze wszystkich rzeczy, które zrobiła, żałowała tylko, że zabrała ulubione spodnie nastolatki i ubrudziła je na kolanach. Zorientowała się w okolicy. Najbliższą ruchliwą ulicą była Edmondson po prawej. Prowadziła prosto do Beltway, ale tam nie dałoby się złapać stopa. Powinna spróbować Route 40, ta jednak biegła ze wschodu na zachód, a ona musiała jechać na południe. Da sobie radę. Zawsze jakoś sobie dawała.
Zaczęła żwawo iść przed siebie, pocierając ramiona. Po zachodzie słońca pewnie zrobi się zimno, ale może do tej pory dotrze do domu. Gdyby ktoś ją podwiózł na lotnisko i pojechała pociągiem… Czy lokalne jeździły w niedziele? Amtrak tak, a gdyby nie złapali jej do New Carrollton, dalej już by poszło. Nawet w lokalnym pociągu zdołałaby zwodzić konduktora przez kilka stacji, przekonać go, że zgubiła bilet. Może nawet została okradziona – ryzykowne, bo kazałby zgłosić to na policję. Gdyby tylko wsiadła do pociągu we wtorek, tak jak zamierzała… Mogłaby powiedzieć konduktorowi, że pokłóciła się z… chłopakiem, a on wypchnął ją z wagonu, właśnie, i teraz musiała się dostać do domu. Umiałaby sprzedać taką historyjkę. Cholera, kiedyś widziała bezdomną, która przejechała za darmo z Richmond do Waszyngtonu, trajkocząc przy tym, że jedzie na spotkanie z prezydentem. W końcu nie wysadzali człowieka na środku pustkowia. A gdyby dotarła do Union Stadion, byłoby po wszystkim. Zadzwoniłaby do kolegi z pracy albo do szefa. Przeskoczyłaby bramki w metrze – wszystko, byle tylko znów dostać się do domu. Ledwie się powstrzymywała, żeby nie ruszyć truchtem w stronę ruchliwej ulicy, pełnej śmigających w obie strony samochodów. Czuła się, jakby biegła do prawdziwego świata, pełnego ruchu i zamieszania, w którym znów bezpiecznie by zniknęła; jakby musiała mocno się rozpędzić, by przebić ścianę oddzielającą ją od wymyślonego królestwa, w którym żyła przez ostatnie pięć dni.
Ale kiedy dotarła do końca zaułka, zza zakrętu wyskoczył radiowóz i zablokował jej drogę. Z samochodu wysiadła ta pulchna, wygadana detektyw.
– Dzwoniłam do pani z komórki – powiedziała Nancy Porter. – Byliśmy ciekawi, co pani zrobi, kiedy wezwiemy panią na spotkanie z Miriam. Infante czeka na drugim końcu zaułka. A od frontu, jak zawsze, stoi mundurowy policjant.
– Idę na spacer – odparła. – To wbrew prawu?
– Infante odwiedził dziś Staną Dunhama. Dowiedział się kilku ciekawych rzeczy.
– Stan Dunham nie jest w stanie powiedzieć nic nikomu, nawet gdyby był skłonny to zrobić.
– Bardzo ciekawe, że pani o tym wie. Ja nie powiedziałam ani słowa na ten temat. Wczoraj mówiła pani, że nie miała z nim żadnego kontaktu od lat.
– Bo to prawda.
Detektyw otworzyła tylne drzwi radiowozu – prawdziwego patrolowca, z siatką oddzielającą przednie i tylne fotele.
– Nie chcę pani zakładać kajdanek z powodu obrażeń ręki, a także dlatego, że nie postawiono pani żadnych zarzutów… jeszcze. Ale to pani ostatnia szansa, żeby nam powiedzieć, co się naprawdę stało z siostrami Bethany, Ruth. Zakładając, że pani wie.
– Nie byłam Ruth od lat – oznajmiła, wsiadając do samochodu. – Ze wszystkich swoich imion Ruth nie cierpiałam najbardziej. Nienawidziłam być Ruth.
– Cóż, albo poda nam pani swoje obecne nazwisko, albo spędzi noc w areszcie. Szliśmy pani na rękę przez pięć dni, ale czas się skończył. Pora na zeznania: kim pani jest i co wie o rodzinie Dunhamów i siostrach Bethany.
Gdyby musiała nazwać swoje uczucia, stwierdziłaby, że to ulga. Wreszcie wszystko się skończy, raz na zawsze. Z drugiej strony jednak… absolutne przerażenie.
Moglibyśmy ją pani pokazać na obrazie z kamery – zaproponował Infante Miriam. – Albo przeprowadzić koło pani w korytarzu.
– Nie ma możliwości, żeby to była Heather?
– Nie, jeśli to Ruth Leibig, a ona prawie przyznała, że tak się nazywała. Ruth Leibig skończyła liceum w Yorku w Pensylwanii w 1979 roku i zaraz potem wyszła za syna Dunhama. Heather miałaby wtedy szesnaście lat. Małżeństwo byłoby legalne, zwłaszcza że poświadczyli je Dunhamowie.
Ale na ile jest prawdopodobne, żeby Heather ukończyła szkołę z dwuletnim wyprzedzeniem?
– To ja na to wpadłem – wtrącił Willoughby, ale Infante nie miał mu za złe tej odrobiny samochwalstwa. Sam też w końcu by zauważył tę rozbieżność dat. Ale fakty takie jak daty urodzenia Bethanych były wypalone na zawsze w mózgu Willoughby’ego, choć on sam próbował temu zaprzeczać.
– Nie, Heather była bystra, ale nie aż tak, żeby przeskoczyć dwie klasy – przyznała Miriam. – Nawet w parafialnej szkole w pensylwańskiej wiosce.
Infante chodził do katolickiej szkoły i uważał, że była całkiem wymagająca, ale w tej chwili nie zamierzał się z Miriam o nic spierać.
– A więc co się stało z moimi córkami? – spytała. – Gdzie one są? Co to wszystko ma wspólnego ze Stanem Dunhamem?
– Podejrzewamy, że porwał i zabił pani córki, a żona jego syna, Ruth, poznała szczegóły – powiedział Infante. – Jeszcze nie odgadliśmy, dlaczego ta kobieta tak chroni swoją obecną tożsamość. Może jest poszukiwana? Albo wie na pewno, że Penelope Jackson podłożyła ogień, który zabił Tony’eg Dunhama, i stara się ją chronić, chociaż wciąż się upiera, że nie zna żadnej Jackson. Kiedy pytamy o samochód, zasłania się Piątą Poprawką. Kiedy pytamy o cokolwiek, zasłania się Piątą Poprawką.
Читать дальше