Co jeszcze mogłoby się wydarzyć podczas takiej wymyślonej wizyty w motelu, który nie stał nawet dziesięć kilometrów od miejsca, gdzie mieszkali? Oglądaliby telewizję, tak jak w domu – każda dziewczyna wybrałaby inny program, a potem wyłączyliby odbiornik i czytali aż do zaśnięcia. Gdyby w pokoju było radio, Dave nastawiłby jazz albo sobotni show Mr. Harleya, gdzie grano różne standardy. Wyobraziła sobie, jak chronią się w takim miejscu przed burzą albo huraganem. Trzy lata temu w czasie huraganu Agnes podniesione wody zatopiły kilka przecznic. Byli uwięzieni na Algonauin Lane. Siadła elektryczność, ale wtedy zdawało im się to niemal przygodą. Czytali przy latarkach i słuchali wiadomości z zasilanego bateriami radia Dave’a. Miriam prawie poczuła się rozczarowana, kiedy woda cofnęła się i włączono prąd.
W zamku przekręcił się klucz. Wzdrygnęła się. Ale to był przecież Jeff, wracał z wiaderkiem pełnym lodu.
– Galio – powiedział i przez chwilę sądziła, że to jakiś sposób zabawnego przekręcenia „halo”, potem uświadomiła sobie, że tak nazywa się wino, które właśnie przyniósł. – Trochę potrwa, zanim się schłodzi – dodał.
– Jasne – odparła, chociaż znała trik pozwalający to przyspieszyć. Należało włożyć butelkę do wiaderka z lodem, potem kręcić nią zgodnie z ruchem wskazówek zegara, dokładnie sto razy – i voila, mamy chłodne wino. To właśnie wtedy, gdy o drugiej po południu kręciła butelkę niecierpliwymi palcami, Miriam uznała, że powinna znaleźć sobie pracę. Tak, potrzebowali pieniędzy. Nawet bardzo. Ale to był znacznie mniej palący powód niż perspektywa stania się pozbawioną celu w życiu kurą domową, zionącą alkoholem, która zmywa po dzieciach, gdy zjedzą po powrocie ze szkoły i opowiedzą, jak minął im dzień.
Jeff ujął jej podbródek w dłoń. Rękę wciąż miał zimną od wiaderka z lodem, ale nie wzdrygnęła się ani nie odsunęła. Zaczęli się nieporadnie całować, jakby nigdy wcześniej tego nie robili. Śmieszne, że udawało im się tak zgrabnie kochać w rozmaitych ciasnych i niewygodnych miejscach – ubikacji w biurze, łazience w restauracji, na tylnym siedzeniu małego sportowego samochodu; a teraz, kiedy mieli tak dużo przestrzeni, to czasem zachowywali się bardzo niezgrabnie.
Próbowała wyłączyć swój umysł, poddać się nagłemu pożądaniu do Jeffa. Zaczynało działać. Kochali się już… co?, siódmy raz. Zadziwiające, że przynosiło jej to dużo radości. Seks z Dave’em był ponury, tak jakby on ciągle starał się udowadniać swoje feministyczne zapatrywania. Ciągle zasypywał ją przy tym bardzo poważnymi pytaniami. Sokratejski seks, tak w myślach nazywała to Miriam. „Jak to odczuwasz?” „A jeśli zrobię tak?” „A może coś zmienię?” Gdyby próbowała wytłumaczyć przyjaciółkom, co jej przeszkadzało, gdyby w ogóle miała przyjaciółki, to wyszłaby przed nimi na niewdzięczną zołzę.
Nie umiałaby nawet odpowiednio wyrazić, że podejrzewa, iż Dave, udając troskę o jej przyjemność, tak naprawdę stara się, aby ona nie miała żadnej przyjemności. Zawsze wydawało się, jakby jemu było żal Miriam i jakby uważał się za podarunek, który ofiarował właśnie jej, ciemnej, wychowanej pod kloszem dziewczynie z północy.
Jeff przewrócił Miriam na brzuch, splótł swoje palce z jej palcami i wślizgnął się w nią od tyłu. To nie było dla Miriam czymś nowym – Dave też pilnie studiował Kamasutrę, jednak milczenie i bezpośredniość Jeffa sprawiały, że wszystko stawało się takie świeże. Nie fizjologiczne, jak dla Dave’a. O tak, Dave zawsze wyjaśniał żonie jej własną anatomię. Fizjologicznie to ona w ogóle nie powinna mieć orgazmu w takiej pozycji. A jednak z Jeffem zdarzało się to regularnie. Chociaż jeszcze nie teraz. Mając przed sobą całe popołudnie w motelowym pokoju, zabierali się do tego powoli. Albo przynajmniej próbowali.
Miriam, kiedy wkraczała w świat życia zawodowego, w ogóle nie myślała ani o romansie, ani nawet o biurowym flircie. Seks nie był ważny, przynajmniej tak sobie wmówiła, kiedy postanowiła wyjść za Dave’a. Doświadczenia erotyczne miała ograniczone, zgodnie z obyczajowością swoich czasów. Właściwie nie obyczajowością, a ryzykiem – antykoncepcji wiele brakowało wtedy do doskonałości, a samotnej dziewczynie było o nią trudno. Jednak Miriam straciła dziewictwo, zanim spotkała Dave’a. Jezu, o nie, miała wtedy już dwadzieścia dwa lata i raz nawet chodziła z chłopakiem przez pół roku, sympatią z college’u, z którym uprawiała cudowny seks. Totalnie porażający, jakby stwierdzono dzisiaj. Miriam totalnie poraziło jednak tylko wtedy, gdy jej ukochany zniknął nagle i bez wyjaśnień, spełniając ponure przepowiednie matki o krowach oraz darmowym mleku.
Nazwali to później załamaniem nerwowym. Miriam uznała, że ten termin dobrze oddawał to, co się z nią działo. Zdawało się, że jej system nerwowy przestał działać. Dostał skurczów spastycznych, wszystkie podstawowe funkcje życiowe – sen, jedzenie, wypróżnianie się – zostały zaburzone. W jednym tygodniu mogła spać nie więcej niż cztery godziny, niczego przy tym nie jedząc. W następnym wstawała z łóżka tylko po to, aby napychać się przeróżnym jedzeniem, jakby miała zachcianki ciężarnej kobiety. Pochłaniała całe opakowania surowej masy do czekoladowych ciasteczek, gotowane jajka razem z lodami, marchewki i dżemy. Rzuciła szkołę, wróciła do domu w Ottawie, gdzie rodzice przyczyny jej problemów upatrywali nie w rozstaniu z chłopakiem, którego lubili, ale w samych Stanach Zjednoczonych. Nie pochwalali pomysłu Miriam, aby uczyć się w amerykańskim colleg’u. Może podejrzewali, że to jej pierwszy krok do opuszczenia Kanady, a także ich na zawsze.
Od „trochę potrwa, zanim się schłodzi”, Jeff nie powiedział jeszcze ani słowa, prawie nie pomrukiwał. Teraz przewrócił Miriam na plecy, tak łatwo jak przewraca się naleśnik, i zatopił twarz między jej nogami. Czuła się tym zakłopotana, co stanowiło kolejną rzecz, o którą winiła Dave’a.
– Jesteś Żydówką, prawda? – zapytał, kiedy pierwszy raz tego spróbowali – To znaczy, wiem, że nie ortodoksyjną, ale to przecież twoje dziedzictwo.
W oszołomieniu była zdolna tylko przytaknąć,.
– No tak, mykwa to dobra sprawa – mówił dalej. – Sporo jest rzeczy w twojej religii, których nie lubię, ale dokładne mycie się po menstruacji jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Dave miał od czasu do czasu takie dziwne antysemickie zagrywki, choć zawsze twierdził, że jego niechęć ma podłoże gospodarcze, nie religijne, stanowi reakcję na zamożne sąsiedztwo, w którym wychowywał się jako jedyne ubogie dziecko.
Miriam co prawda nie kąpała się w mleku, ale na krótki czas stała się chyba największym na świecie użytkownikiem dezodorantów i płynów do higieny intymnej. A potem przeczytała w gazecie, że wszystkie te środki to jedna wielka bzdura, kolejne sztucznie wymyślone rozwiązanie problemów, które nie istnieją. Jednak nigdy nie uporała się z myślą, że smakuje krwią, rdzą i metalem. Ale jeśli nawet, Jeffowi to nie przeszkadzało.
Reprezentował sobą wszystko, czego nienawidził Dave: bogaty Żyd z Pikesville, członek miejscowego klubu towarzyskiego, z wystawnym domem i trzema rozwydrzonymi dzieciakami. Miriam wcale nie kierowała się stereotypami; po prostu spotkała kiedyś te dzieci w biurze, rzeczywiście były potworne. Jednak nie zdecydowała się na związek z Jeffem dlatego, że tak zgrabnie zawierał w sobie wszystko, czego nie cierpiał Dave. Wybrała go dlatego, jeśli w ogóle można było taką decyzję nazwać wyborem, bo on jej pragnął, a Miriam tak się to podobało, że nie potrafiła odmówić.
Читать дальше