Laura Lippman - Co wiedzą zmarli

Здесь есть возможность читать онлайн «Laura Lippman - Co wiedzą zmarli» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Co wiedzą zmarli: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Co wiedzą zmarli»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wyszły z domu i nigdy nie wróciły. Kilkunastoletnie siostry zniknęły bez śladu. Nigdy nie odnaleziono ich ciał. Nigdy nie rozwiązano zagadki ich zaginięcia.
Trzydzieści lat później zagadkowa kobieta powoduje wypadek samochodowy. Przesłuchiwana przez policję wyznaje, że jest jedną z sióstr Bethany – tą, która uszła z życiem z rąk porywacza. Jej oszczędnie dawkowane zeznania są jednak pełne luk i nieścisłości, a wskazywane przez nią tropy okazują się ślepymi uliczkami.
Czy naprawdę jest tym, za kogo się podaje? Dlaczego tak długo zwlekała z ujawnieniem się? Co stało się z jej siostrą?
W poszukiwaniu odpowiedzi detektyw wydziału zabójstw zagłębia się w przeszłość, z której z porażającą siłą wyłania się ponura tajemnica cierpienia i zbrodni.

Co wiedzą zmarli — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Co wiedzą zmarli», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

I co jeszcze mogłaby im powiedzieć? W tamtym roku szóstą klasę uczyło ośmiu nauczycieli. Wychowawczynią Heather była miła pani Koger. Mieli test wiedzy podstawowej, uzyskała dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Ostatniej jesieni zajmowali się naukami przyrodniczymi. Wyłowiła raki z Gwynn Falls, zrobiła im specjalni akwarium, ale wszystkie cztery zdechły. Ojciec wysunął teorię, że czysta woda wywołała szok po mrocznym, zanieczyszczonym strumieniu. Dzięki swoim rozważaniom na temat tej hipotezy dostała piątkę. Trzydzieści lat później zaczęła rozumieć, jak czuły się tamte raki.

Ale, oczywiście, nie będą od niej oczekiwać opowieści o Heather Bethany sprzed 1975 roku. Oni pragną się dowiedzieć o kolejnych trzydziestu latach, detale ich nie zadowolą. Nie zaspokoi ich ciekawości, powiedzmy, anegdotami o swoim pudełkowym jaskrawoczerwonym magnetofonie, który wyglądał jak torebka. To był pierwszy nabytek, na jaki jej pozwolili, nagroda za sześć miesięcy życia według ich reguł, za udowodnienie, że można jej ufać. Nie mieli nic przeciwko magnetofonowi, ale przeraziły ich taśmy, które sobie kupiła. The Who, Jethro Tuli, nawet kilka pierwszych zespołów punkowych. Kładła się na szorstkiej, kordonkowej kapie, wciąż w szkolnym mundurku, i słuchała New York Dolls oraz The Clash. „Wyłącz to”, „Zabieraj buty z kapy”, rozkazywali. Wykonywała polecenia, ale i tak ciągle byli niezadowoleni. Może wiedzieli, że ona, tak jak Holly w piosence Lou Reeda, knuła, aby wsiąść w autobus i pojechać w siną dal.

Ironią losu właśnie oni wsadzili jądo autobusu, odesłali jak przestępcę. Chcieli być mili. No, on był. A ona? Cieszyła się z jej odejścia. Irenę nigdy nie spodobała się jej obecność w domu. Utyskiwała na buty na kapie i nalegała, by ściszyć muzykę. Nigdy nie dawała pocieszenia, nie okazywała współczucia z powodu siniaków, nawet nie pomogła wymyślić sensownego wyjaśnienia tych śladów stawianego oporu – rozciętej wargi, podbitego oka, utykania. „Sama się w to wpakowałaś”. Nie mówiła tego głośno, ale okazywała swoim spokojnym zachowaniem. „I przy okazji zniszczyłaś moją rodzinę”. A ona, w swojej głowie, odkrzykiwała: „Jestem tylko dzieckiem. Małą dziewczynką!” Jednak dobrze wiedziała, że na Irenę lepiej nie podnosić głosu.

Smutki i żale topiła w muzyce – nawet ściszona sprawiała, że wszystkie troski odchodziły w dal – napastowanie, duchowe i fizyczne, wyczerpanie podwójnym, a nawet potrójnym życiem. Smutek na jego twarzy każdego ranka. „Zakończ to”, prosiła go bez słów poprzez okrągły stół w kuchni, tak pełnej domowego ciepła, wszystkiego, czego, jak sądziła, chciał.

„Proszę, zakończ to”. Jego oczy odpowiadały: „Nie mogę”. Ale oboje wiedzieli, że to kłamstwo. On zaczął wszystko i był jedyną osobą, która mogła znaleźć zakończenie. Dowiódł w końcu, że ocalenie jej od samego początku leżało w jego mocy, ale przyszło za późno. Gdy pozwolił jej wreszcie odejść, była już mocno pokiereszowana, bardziej popękana niż główki cennych porcelanowych lalek Irenę, które pewnego pięknego jesiennego popołudnia strzaskała pogrzebaczem. Irenę wtedy nareszcie straciła panowanie nad sobą rzuciła się na nią z wrzaskiem. I nawet on musiał udawać, że nie rozumie, dlaczego dziewczynka zrobiła coś takiego.

– Ciągle na mnie patrzyły – wyjaśniła.

Prawdziwy problem polegał jednak na tym, że nikt na nią nie patrzył, nikt niczego nie widział. Codziennie wychodziła na zewnątrz, mając jako przebranie tylko imię i kolor włosów – a nikt nigdy niczego nie zauważał. Podchodziła do stołu w kuchni, obolała w takich miejscach, o których istnieniu ledwie wiedziała, a jedyne, co ktokolwiek powiedział, to: „Chcesz dżemu na tosta?” Albo: „Ranek jest chłodny, zrobiłam gorącą czekoladę”. „Zobacz mnie”, śpiewał Roger Daltrey w jej małym magnetofonie. Irenę wołała z dołu: „Ścisz te hałasy”. Wtedy odkrzykiwała: „To opera, słucham muzyki poważnej”. „Nie pyskuj. Masz domowe obowiązki”.

Domowe obowiązki. Tak, miała ich mnóstwo, a one wcale nie kończyły się o zmierzchu. Czasem robiła sobie taką listę: Ci, których najbardziej nienawidzę, a Irenę nigdy nie znajdowała się niżej niż na trzecim miejscu, czasem trafiała nawet na drugie.

Jednak numerem jeden była ona sama, i tylko ona.

Część II

Człowiek z niebieską gitarą

(1975)

Rozdział 6

Weź ze sobą siostrę – powiedział ojciec. Usłyszały to obie dziewczynki, więc Sunny nie mogła potem skłamać. Heather dobrze wiedziała, że w innym wypadku starsza siostra pokiwałaby głową, zgodziła się, a potem, tak czy siak, zostawiła ją w domu. Sunny była cwana. Albo próbowała być, bo Heather i tak zawsze potrafiła przejrzeć jej intrygi.

– Dlaczego? – Starsza dziewczynka zaprotestowała. Wiedziała jednak, że przegrała spór już na długo, zanim się rozpoczął. Nic jej nie da kłótnia z ojcem, chociaż, w przeciwieństwie do matki, nie oponował, kiedy dzieci wyrażały własne zdanie. Bardzo lubił prowadzić długie dyskusje, podczas których rozprawiali nad spornymi kwestiami. Nawet pomagał nadawać konkretne kształty ich punktom widzenia, budować sprawy jak prawnicy, zawsze przypominając dzieciom, że może nimi kiedyś będą. Ojciec często mawiał, że mogą stać się, kimkolwiek chcą. Chociaż dyskutując z nim, nigdy nie potrafiły wygrać. Inaczej niż kiedy grały z nim w warcaby. Naprowadzał rękę rywala i kiwał głową, pozwalając dziewczynkom unikać fatalnych ruchów, które poskutkowałyby podwójnym albo nawet potrójnym zbiciem. Mimo to ostatecznie zawsze wygrywał, nawet zjedna bierką.

– Heather ma tylko jedenaście lat – oznajmił moralizatorskim tonem. – Nie może zostać sama w domu. Wasza matka już poszła do pracy, a ja muszę siedzieć w sklepie do dziesiątej.

Heather miała głowę zwieszoną nad talerzem, patrzyła na nich spod zmrużonych powiek, cicha jak kot przyglądający się wiewiórce. Czuła się rozdarta. Zazwyczaj domagała się większej swobody przy każdej możliwej okazji. Nie była już maluchem. Za tydzień miała skończyć dwanaście lat. Powinni jej pozwolić zostać samej w sobotnie popołudnie. Od kiedy zeszłej jesieni mama poszła do pracy, dziewczynka zostawała sama w domu przynajmniej godzinę po południu, a jedyne, co jej kazano, to nie dotykać piecyka i nie zapraszać kolegów. Heather lubiła tę godzinę. Oglądała wtedy w telewizji, co chciała, zwykłe Wielką dolinę, i jadła tyle żytnich ciasteczek, na ile miała ochotę.

Ten okruch wolności został jednak na rodzicach wymuszony. Chcieli, by córka czekała po lekcjach w szkolnej bibliotece, póki Sunny jej nie odbierze, tak jak przez ostatnie lata. Ale Dickey Hill zamykano o trzeciej, a Sunny wracała z gimnazjum dopiero po czwartej, bo tak długo jechała autobusem. Dyrektorka Dickey Hill bez ogródek – tak właśnie mówiła matka, wspominając całą sprawę, a ta fraza wbiła się Heather w pamięć – stwierdziła, że bibliotekarz nie jest opiekunem do dzieci. Rodzice dziewczynki – którzy zawsze starali się, aby nie postrzegano ich jako ludzi wymagających specjalnego traktowania – zdecydowali więc, że mała może sama zostawać w domu. A jeśli mogła siedzieć sama przez godzinę dziennie, od poniedziałku do piątku, co by szkodziło, gdyby została na trzy godziny w sobotę? Przecież pięć to więcej niż trzy. Poza tym jeśli udałoby jej się uzyskać prawo pozostania w domu tego dnia, może nie musiałaby już nigdy spędzać nudnego sobotniego popołudnia w sklepie ojca albo w biurze handlu nieruchomościami u mamy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Co wiedzą zmarli»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Co wiedzą zmarli» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Co wiedzą zmarli»

Обсуждение, отзывы о книге «Co wiedzą zmarli» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x