Miał właśnie otworzyć kopertę, gdy na podkładce z kalendarzem zobaczył złożoną kartkę. Rozwinął ją i przeczytał krótki liścik. Wiedział, że jest od Julii, chociaż się nie podpisała.
Gdzie jesteś, Twardzielu?
Zapomniał, że prosił ją, by wpadła do pokoju detektywów, nim obejmie służbę. Uśmiechnął się na widok liściku, ale czuł się paskudnie, że o niej zapomniał. Przypomniał sobie też uwagę Edgara, by uważał na ten związek.
Złożył kartkę z powrotem i schował do szuflady. Zastanawiał się, jak zareaguje Julia na to, o czym chciał z nią porozmawiać… Był śmiertelnie znużony po długim dniu, ale nie chciał czekać.
Koperta z laboratorium kryminalistycznego zawierała jednostronicowy wynik analizy Jespera. Bosch przeczytał go szybko. Jesper potwierdził, że deskorolka została wyprodukowana przez Boneyard Boards Inc., firmę z Huntington Beach. Ten model nazywał się „Boney Board” i był produkowany od lutego 1978 do czerwca 1986 roku, kiedy dokonano nieznacznych zmian zadartego nosa deski.
Zanim Bosch zdołał poczuć podniecenie na myśl o zgodności modelu i zakreślonych dla sprawy ram czasowych, przeczytał ostatni akapit raportu, podważający istnienie jakichkolwiek zbieżności.
Osie (mechanizm nośny) to model zastosowany przez firmę Boneyard po raz pierwszy w 1984 roku. Na późniejsze wykonanie wskazują również grafitowe kółka. Rozpowszechniły się w branży dopiero w połowie lat osiemdziesiątych. Jednakże mechanizmy nośne i kółka mają standardowe rozmiary i użytkownicy często je wymieniają, dlatego też trudno jednoznacznie ustalić, kiedy została wyprodukowana deskorolka nadesłana do analizy. Przy braku dodatkowych dowodów najrzetelniejsze oszacowanie wskazuje, że powstała między lutym 1978 i czerwcem 1986 roku.
Harry wsunął raport do koperty i rzucił ją na blat. Raport nie był wiążący, ale wymienione przez Jespera szczegóły przemawiały przeciwko temu, że deskorolka należała do Arthura Delacroix. Zdaniem Harry'ego analiza kryminalistyczna raczej dodatkowo potwierdzała, że Nicholas Trent nie był zamieszany w śmierć chłopca. Zamierzał rano napisać raport, w którym zamieści swoje wnioski, i przedstawić go porucznik Billets, by służbowymi kanałami przesłała go wyżej, do biura zastępcy komendanta Irvinga.
Jakby podkreślając zamknięcie tego wątku dochodzenia, na korytarzu rozległo się trzaśniecie drzwi. Po nich zabrzmiało kilka donośnych męskich głosów – funkcjonariusze wychodzili na zewnątrz. Skończyła się odprawa i nowa zmiana ruszała w teren.
Nie oglądając się na zalecenia komendanta, Bosch zgasił światło i przeszedł korytarzem do dyżurki. W małym biurze siedziało dwóch sierżantów. Lenkov schodził z dyżuru, który przejmował Renshaw. Obydwaj zareagowali ze zdziwieniem na pojawienie się Boscha, lecz nie pytali, co robi na komendzie.
– No, macie coś na temat mojego człowieka, Johnny'ego Stokesa? – zapytał.
– Jeszcze nic, ale szukamy – odparł Lenkov. – Mówimy o nim na wszystkich odprawach, a jego zdjęcia już są w radiowozach. A więc…
– Dacie mi znać.
– Damy ci znać.
Renshaw pokiwał głową na znak zgody.
Bosch miał ochotę zapytać, czy Julia Brasher zgłosiła się już po służbie, ale się rozmyślił. Podziękował sierżantom i wrócił na korytarz. Rozmowa przebiegła dziwnie, jakby podoficerowie nie mogli doczekać się jego wyjścia. Czuł, że to skutek roznoszenia się wieści o nim i Julii. Może wiedzieli, że Julia schodzi ze zmiany, i nie mieli ochoty widzieć ich razem. Czyniło to z nich świadków złamania wewnętrznych przepisów wydziału. Chociaż zasada niewiązania się z kolegami z pracy niewiele znaczyła i rzadko jej przestrzegano, dla sierżantów było lepiej, jeśli nie musieli przymykać oczu na jej naruszenie.
Wyszedł tylnymi drzwiami na parking. Nie miał pojęcia, czy Julia jest w szatni, na patrolu, czy już wróciła i pojechała do domu. Zmiana warty odbywała się płynnie – następowała wtedy, gdy sierżant dyżurny wysyłał zmiennika.
Na parkingu wypatrzył samochód Julii – dzięki temu wiedział, że się z nią nie rozminął. Zawrócił pod budynek, by usiąść na ławce Kod 7. Gdy się do niej zbliżył, zauważył jednak, że siedzi już na niej Julia. Jej włosy były wilgotne po prysznicu. Miała na sobie spłowiałe dżinsy i golf z długimi rękawami.
– Słyszałam, że jesteś na komendzie – powiedziała. – Zajrzałam do ciebie, zobaczyłam zgaszone światło i pomyślałam, że się rozminęliśmy.
– Nie mów tylko komendantowi o świetle. – Uśmiechnęła się. Harry usiadł obok niej. Miał ochotę jej dotknąć, ale się powstrzymał. – Ani o nas – dodał.
– W porządku. Mnóstwo ludzi już wie, prawda?
– Prawda. Chciałem z tobą o tym porozmawiać. Dasz się namówić na drinka?
– Pewnie.
– Chodźmy do „Cat and Fiddle”. Mam dosyć jeżdżenia na dzisiaj.
Zamiast przejść przez komendę i wyjść frontowymi drzwiami, nadłożyli drogi przez parking dookoła budynku. Przeszli dwie przecznice do Bulwaru Zachodzącego Słońca i jeszcze dwie do pubu. Po drodze przeprosił Julię, że nie czekał na nią w pokoju detektywów, i wyjaśnił, że pojechał do Palm Springs. Prawie się nie odzywała, kwitując tylko kiwaniem głowy jego tłumaczenia. Nie rozmawiali o najważniejszej sprawie, aż dotarli do pubu i siedli w jednej z lóż blisko kominka.
Oboje zamówili po szklance guinnessa. Julia wreszcie wsparła łokcie na stole i utkwiła w Boschu twardy wzrok.
– No dobrze, Harry, piwo już w drodze. Wal. Muszę cię jednak ostrzec, jeśli zamierzasz powiedzieć mi, że możemy być przyjaciółmi, to mam już dość przyjaciół.
Nie zdołał powstrzymać szerokiego uśmiechu. Uwielbiał jej śmiałość i bezpośredniość. Potrząsnął głową.
– Nie, nie chcę być twoim przyjacielem, Julio. Wcale nie.
Sięgnął przez stolik i uścisnął jej przedramię. Instynktownie rozejrzał się po pubie, czy nikt z komendy nie zbłądził tu na drinka po pracy. Nie rozpoznał nikogo i obejrzał się na Julię.
– Chcę być z tobą. Tak jak wcześniej.
– Dobrze. Ja też.
– Musimy jednak zachować ostrożność. Za krótko jesteś w wydziale. W odróżnieniu ode mnie. Wiem, jak roznoszą się tu plotki, dlatego to moja wina. Nie powinniśmy odjeżdżać tamtego wieczoru spod komendy twoim samochodem.
– Och, niech się pieprzą, jak się nie znają na żartach.
– Nie, nie o to… – Odczekał, aż kelnerka postawi szklanki z piwem na małych papierowych podkładkach z godłem Guinnessa. – Nie o to chodzi, Julio – powiedział, kiedy znowu zostali sami. – Musimy być ostrożniejsi, jeśli mamy się nadal spotykać. Musimy działać w ukryciu. Koniec spotkań na ławce, koniec karteluszków i wszystkiego w tym stylu. Nie możemy nawet tutaj przychodzić, bo to miejsce odwiedzane przez gliny. Musimy spotykać się w całkowitej tajemnicy. Widywać się poza wydziałem i rozmawiać poza wydziałem.
– Mówisz, jakbyśmy byli parą szpiegów czy kimś w tym rodzaju.
Wziął swoją szklankę, stuknął się z Julią i wypił głęboki łyk.
Po długim dniu piwo smakowało wyśmienicie. Natychmiast musiał stłumić ziewnięcie; Julia je zobaczyła i też nie zdołała się powstrzymać.
– Szpiedzy? To nie takie złe porównanie. Zapominasz, że jestem w wydziale ponad dwadzieścia pięć lat, a ty jesteś żółtodziobem. Mam po tej stronie więcej wrogów niż ty aresztowań na koncie. Niektórzy z tych ludzi chętnie wykorzystaliby każdą okazję, żeby mnie uziemić. Brzmi to tak, jakbym martwił się o własną skórę, ale chodzi o to, że jeśli ci ludzie musieliby pogrążyć nową policjantkę, żeby się do mnie dobrać, zrobiliby to bez zmrużenia oka. Wierz mi. Bez zmrużenia oka.
Читать дальше