– Poprowadzisz rozmowę, Harry, kiedy dojedziemy?
– Tak, poprowadzę. Możesz odgrywać obrażonego.
– Nie będę miał z tym żadnych kłopotów.
Gdy minęli granice Palm Springs, kupili plan na stacji benzynowej i kluczyli po mieście, aż znaleźli Frank Sinatra Boulevard. Pojechali nim w stronę gór. Bosch zaparkował pod bramą osiedla Mountaingate Estates. Z planu wynikało, że tu właśnie mieści się ulica, przy której mieszka Christine Waters.
Ze stróżówki wyszedł ochroniarz w uniformie, przyglądając się z uśmiechem samochodowi w policyjnych barwach.
– Trochę daleko was zaniosło od rewiru – powiedział.
Bosch kiwnął głową, siląc się na uprzejmy uśmiech. W rezultacie wyglądał, jakby trzymał coś kwaśnego w ustach.
– Coś w tym rodzaju.
– O co chodzi?
– Jedziemy porozmawiać z Christine Waters, Deep Waters Drive trzysta dwanaście.
– Pani Waters spodziewa się was?
– Nie, chyba że jest jasnowidzem albo pan ją poinformuje.
– To mój obowiązek. Proszę chwilę zaczekać.
Strażnik wrócił do stróżówki. Bosch zobaczył, że podniósł słuchawkę.
– Wygląda na to, że Christine Delacroix wymieniła męża na znacznie lepszy model – rzekł Edgar.
Przyglądał się przez przednią szybę kilku domom widocznym z miejsca, w którym stali. Wszystkie były wielkie i miały starannie utrzymane trawniki wielkości boisk piłkarskich.
Ochroniarz wrócił, położył obydwie ręce na wypukłości pod boczną szybą i pochylił się, by przyjrzeć się Boschowi.
– Chce wiedzieć, o co chodzi.
– Proszę jej przekazać, że porozmawiamy o tym w domu. Na osobności. Niech pan jej powie, że mamy nakaz sądowy.
Strażnik wzruszył ramionami w geście oznaczającym „jak tam chcecie” i wrócił do środka. Bosch przyglądał się, jak jeszcze przez kilka chwil rozmawiał przez telefon. Gdy odłożył słuchawkę, brama zaczęła się powoli otwierać. Strażnik stanął w otwartych drzwiach i machnął im ręką – nie potrafił sobie jednak odmówić, ostatnie słowo należało do niego:
– Wiecie, wasza poza twardzieli pewnie naprawdę przydaje się wam w Los Angeles, ale tu na pustyni to tylko…
Bosch nie usłyszał reszty. Przejechał przez bramę, zamykając równocześnie okno.
Okazało się, że Deep Waters Drive znajduje się na samym końcu osiedla. Pobudowane tu domy wyglądały na warte kilka milionów dolarów i były znacznie okazalsze niż te przy wjeździe do Mountaingate.
– Kto mógł nazwać ulicę na pustyni Deep Waters Drive? – rzucił z zastanowieniem Edgar.
– Może ktoś o nazwisku Waters.
– Cholera – dotarło to do Edgara. – Myślisz? No to rzeczywiście korzystnie zamieniła męża.
W ślepym zaułku na końcu Mountaingate Estates stała rezydencja we współczesnym stylu hiszpańskim. To tu mieszkała Christine Waters. Była to niewątpliwie najlepsza parcela na osiedlu. Dom stał na wzniesieniu, z którego roztaczał się widok nie tylko na pozostałe zabudowania, ale i na okalające je pole golfowe.
Rezydencja miała własną bramę, która stała otworem. Bosch zastanawiał się, czy zawsze tak jest, czy też została otworzona dla nich.
– Zapowiada się ciekawie – powiedział Edgar, gdy wjechali na okrągły parking, wyłożony dopasowanymi do siebie wielokątnymi płytkami.
– Nie zapominaj, że ludzie mogą zmienić adres, ale nie samych siebie – odrzekł Bosch.
– Pewnie. Podstawy podstaw.
Wysiedli z samochodu i weszli pod portyk przed podwójnymi drzwiami frontowymi. Zanim do nich dotarli, otworzyła im kobieta w czarno-białym stroju pokojówki. Powiedziała z silnym hiszpańskim akcentem, że pani Waters czeka w salonie.
Salon miał rozmiary małej katedry i taka też panowała w nim atmosfera. Pod sufitem na wysokości ośmiu metrów widać było gołe belki. Wysoko na wschodniej ścianie znajdowały się trzy wielkie witraże – tryptyk, przedstawiający wschód słońca, ogród i wschód księżyca. W przeciwnej ścianie znajdował się rząd sześciu rozsuwanych drzwi, przez które widać było dokładnie murawę pola golfowego. W salonie były dwa odrębne zestawy mebli, jakby przyjmowano tu naraz po dwie grupy gości.
Na środku kremowej sofy z pierwszego zestawu siedziała kobieta o jasnych włosach i twarzy o naciągniętej skórze. Obserwowała policjantów, gdy weszli do środka i ujrzeli wielkość pokoju.
– Pani Waters? – rzekł Harry. – Jestem detektyw Bosch, a to detektyw Edgar. Pracujemy w Departamencie Policji Los Angeles.
Wyciągnął rękę. Christine Waters ją ujęła, ale nie uścisnęła. Przytrzymała ją tylko przez moment, a potem to samo zrobiła z wyciągniętą dłonią Edgara. Bosch wiedział ze świadectwa urodzenia, że ma pięćdziesiąt sześć lat, wyglądała jednak na o dekadę młodszą. Jej gładka, opalona twarz stanowiła świadectwo cudów nowoczesnej techniki medycznej.
– Proszę siadać – powiedziała. – Nie zdołam w pełni wyrazić, jakie to kłopotliwe, iż taki samochód stoi pod moim domem. Domyślam się, że jeśli chodzi o policję Los Angeles, dyskrecja nie jest jej najsilniejszą stroną.
– Cóż, proszę pani, sami jesteśmy nieco zakłopotani, ale szefowie każą nam jeździć właśnie czymś takim. – Bosch się uśmiechnął. – Pan każe, sługa musi.
– O co chodzi? Strażnik przy bramie powiedział mi, że macie nakaz sądowy. Mogę go zobaczyć?
Bosch usiadł na sofie naprzeciw niej, po drugiej stronie czarnego stolika do kawy ze złotą intarsją.
– Hm, musiał mnie źle zrozumieć – odparł. – Mówiłem mu, że możemy dostać nakaz sądowy, jeśli odmówi pani rozmowy.
– Na pewno – odpowiedziała tonem głosu świadczącym, że nie uwierzyła Boschowi. – O czym chcecie ze mną rozmawiać?
– Musimy wypytać panią o męża.
– Mój mąż nie żyje od pięciu lat. Poza tym rzadko jeździł do Los Angeles. Co mógł…
– O pani pierwszego męża. Samuela Delacroix. Musimy porozmawiać także o pani dzieciach.
Jej spojrzenie natychmiast przybrało ostrożny wyraz.
– Nie… od lat nie miałam z nimi kontaktu. Prawie trzydziestu.
– To znaczy odkąd wyszła pani po lekarstwo dla chłopca i zapomniała wrócić do domu? – zapytał Edgar.
– Kto to wam powiedział?
– Pani Waters, wolałbym najpierw usłyszeć odpowiedzi, potem będzie pani mogła zadawać pytania – odparł Bosch.
– Nie rozumiem. Jak mnie znaleźliście? O co wam chodzi? Dlaczego tu przyjechaliście?
Jej ton z pytania na pytanie stawał się coraz wyższy od emocji. Życie, które zostawiła za sobą trzydzieści lat temu, nagle wdzierało się w jej starannie uporządkowaną egzystencję.
– Jesteśmy detektywami z wydziału zabójstw, proszę pani. Pracujemy nad sprawą, w którą może być zamieszany pani mąż. Do tego…
– To nie mój mąż. Rozwiodłam się z nim ponad dwadzieścia pięć lat temu. To obłęd: przyjeżdżacie wypytywać mnie o człowieka, z którym nie mam żadnego kontaktu. Nawet nie wiem, czy w ogóle żyje. Myślę, że powinniście sobie pojechać. Chcę, żebyście dali mi spokój.
Wstała i wyciągnęła rękę w stronę wyjścia z salonu.
Bosch obejrzał się na Edgara i popatrzył z powrotem na Christine Waters. Gniew sprawił, że opalenizna na jej twarzy stała się nierównomierna. Zaczęły pojawiać się plamy, dowodzące przebytej operacji plastycznej.
– Proszę usiąść, pani Waters – rzekł surowo Bosch. – Niech pani spróbuje się odprężyć.
– Odprężyć? Wie pan, kim jestem? Mój mąż wybudował to osiedle. Domy, pole golfowe, wszystko. Nie możecie mnie tak po prostu nachodzić. Podniosę słuchawkę i za dwie minuty będę rozmawiała z komendantem…
Читать дальше