— Myślę, że będziesz sobie musiała znaleźć innego wierzchowca — powiedział cicho Psałterium.
— Co? Tak kiepsko? Co z tobą, noga?
— Myślę, że gorzej.
— Podaj mi tę latarkę, Rocky. Dziękuję. Zobaczymy, co… — Zamarła, a potem wydała okrzyk zgrozy i upuściła lampę. W jej łagodnym świetle Chris dostrzegł, że ręce aż po ramiona ma umazane czerwoną krwią.
— Co ona ci zrobiła? — jęknęła Gaby. Upadła na sztywne ciało i zaczęła je odwracać. Cirocco przywołała Obój, a potem poleciła, by Robin i Valiha trzymały wartę. Dopiero kiedy odwrócił się do rannej tytanii, Chris zrozumiał, że lepka maź, którą była pokryta jego twarz i pierś, była mieszaniną pyłu i rozlanej krwi Psałterium. Odskoczył z przerażeniem, ale nie zdołał wyrwać się z tego upiornego błota. Ty tania wylała morze krwi i leżała pośrodku czerwonej sadzawki.
— Nie, nie — opierał się Psałterium, kiedy Gaby i Obój próbowały go odwrócić. Obój zrezygnowała, ale Gaby kazała jej ponowić próby. Uzdrawiaczka przyłożyła jednak głowę i posłuchała przez chwilę.
— Na nic — powiedziała. — Śmierć już nadeszła.
— Ależ on nie może umrzeć.
— Jeszcze żyje. Chodźcie, zaśpiewamy mu na pożegnanie, póki jeszcze słyszy.
Chris odszedł i ukląkł obok Robin. Ta nie odzywała się, popatrzyła nań przez chwilę, a potem wróciła do obserwacji nocnego nieboskłonu. Przypomniał sobie z drżeniem, że przed kilkoma minutami był pewny, że przychodzi na niego atak. Atak faktycznie nastąpił, nie taki jednak, jakiego się spodziewał.
W ciszy słychać było teraz tylko śpiew Obój i Gaby. Głos tytanii był słodki i melodyjny, ale wcale nie żałosny. Chris żałował, że nie rozumie słów. Gaby nigdy nie była wprawną śpiewaczką, ale to akurat nie miało teraz większego znaczenia. Śpiewała ze ściśniętym gardłem. Potem słychać już było tylko pochlipywanie.
Cirocco nalegała, by odwrócili ciało. Powinni zbadać śmiertelną ranę — powiedziała — by zrozumieć, jak do tego doszło, i nauczyć się czegoś o buczących bombach. Gaby nie oponowała, ale sama trzymała się z daleka.
Kiedy podnieśli nogi Psałterium i zaczęli go odwracać, w błoto wypłynęły dalsze litry bezkształtnej wilgotnej masy. Chris uciekł i upadł na czworaki. Żołądek wywracał mu się jeszcze długo po tym, jak nie miał już czym zwracać.
Później dowiedział się, że rana biegła wzdłuż całego ciała Psałterium i niemal całkowicie oddzieliła korpus od dolnej, końskiej części ciała. Uznali, że to długie, prawe skrzydło bestii przeszło wzdłuż boku tytanii w kilka sekund po tym, jak Chris pchnął Gaby na ziemię. Cięcie było tak gładkie, że brzeg skrzydła musiał być ostry jak brzytwa.
Przenieśli Psałterium na brzeg rzeki, do miejsca osłoniętego przed atakiem kępą drzew. Chris został z Robin, przyglądając się, jak Gaby klęka i obcina jasnopomarańczowe włosy, a potem wstaje i starannie je zawiązuje. Zebrali się we trójkę bez żadnej ceremonii. Tytanie po prostu stoczyły ciało do wody i zepchnęły je w główny nurt przy pomocy długich tyczek. Psałterium był teraz ciemnym kształtem huśtającym się na łagodnie marszczącej się wodzie. Chris śledził go wzrokiem, aż nie zniknął mu z oczu.
Zostali tam przez dziesięć obrotów, czekając, by ciało odpłynęło. Nie mieli nic do roboty, nie mieli również ochoty na rozmowę. Tytanie łkały, śpiewając cicho. Kiedy Chris poprosił Cirocco, by przetłumaczyła mu te pieśni, odparła, że wszystkie dotyczyły Psałterium.
— To nie są jakieś szczególnie smutne pieśni — powiedziała. — Żadna z tych trzech tytanii właściwie nie była blisko związana z Psałterium. Ale tu nawet najlepsi przyjaciele nie są opłakiwani na naszą modłę. Pamiętaj, że dla nich po prostu go już nie ma. Nie istnieje. Ale kiedyś istniał i jeżeli ma żyć w jakimkolwiek sensie, to na pewno w pieśniach. Śpiewają więc o tym, kim był dla nich. Śpiewają o tym, co sprawiało, że był kimś dobrym. Nie jest to tak znowu bardzo odmienne od tego, co my robimy, za wyjątkiem wiary w życie pozagrobowe. Myślę, że dlatego właśnie jest to dla nich jeszcze ważniejsze.
— A ja jestem ateistą — powiedział Chris.
— Ja również. Ale to co innego. Oboje musieliśmy odrzucić koncepcję życia po śmierci, nawet jeśli nie byliśmy wychowani w wierze w nie, ponieważ wszystkie cywilizacje ludzkie pogrążyły się w tej idei. Napotykasz ją wszędzie, dokąd się nie zwrócisz. Myślę więc, że gdzieś w zakamarku naszych umysłów, choćbyśmy się nie wiem jak zapierali — tkwi jakaś cząstka nas, która żywi się nadzieją, że jednak jesteśmy w błędzie, albo zgoła jest pewna, że takie rozumowanie jest błędne. Nawet ateiści doznają wrażeń pozacielesnych, kiedy umierają i z powrotem są przywracani życiu. W twojej duszy też tkwi to gdzieś głęboko, a w ich po prostu nie istnieje. Właśnie dlatego zadziwia mnie, że są one tak pogodnym gatunkiem. Ciekawe, czy Gaja i to w nie wbudowała, czy też to ich własny wynalazek. Nie będę jej pytać, ponieważ tak naprawdę wcale nie chcę wiedzieć. Wolę myśleć, że to ich szczególny talent pozwala im wznieść się ponad daremność tego wszystkiego, kochać życie tak mocno i nic więcej od niej nie żądać.
Chris nigdy nie myślał o korzyściach z „przyzwoitego pochówku”. Nie mógł się powstrzymać, by nie myśleć na swój ludzki sposób o ciele jako o osobie. Ten związek kazał ludziom zamykać umarłych w skrzyniach, by nie dobrały się do nich robaki, albo spalać ich i usuwać w ten sposób wszelką możliwość dalszej grabieży.
Pochówek w rzece ma w sobie pewną sielską poetyczność, ale Ophion nie przejmował się wcale zachowaniem przyzwoitości wobec śmierci. Rzeka wyrzuciła Psałterium na mulistą łachę o trzy kilometry dalej w dół rzeki. Kiedy przepływali obok jego okaleczonego ciała, tytanie nawet nań nie spojrzały. Chris nie mógł się powstrzymać. Widok ciała rojącego się od rozmaitych padlinożerców jeszcze długo w nocy nie dawał mu spać.
Na mapach Gai sześć nocnych regionów najczęściej było oznaczonych ciemnym kolorem dla podkreślenia, że nigdy nie oświetla ich słońce. Dzięki temu o wiele wyraźniej odcinały się od nich strefy dnia. Tetyda była zwykle przedstawiana na żółto albo jasnobrązowo dla zaznaczenia, iż jest to region pustynny. Sprawiało to, że niekiedy podróżnicy byli przekonani, iż pustynia zaczyna się w strefie zmierzchu pomiędzy Fojbe i Tetydą. W rzeczywistości jednak było inaczej. Twarda naga skała i ruchome piaski ciągnęły się na północ i południe oraz na zachód aż w rejon centralnych kabli.
Ophion płynął na wschód poprzez środkową część wschodniej Fojbe, żłobiąc stukilometrową trasę znaną jako Kanion Pomieszania. Jak sama nazwa wskazywała, na Gai spotykało się kilka formacji geologicznych. Kanion istniał, ponieważ Gaja tego chciała; przez te trzy miliony lat woda nie wcięłaby się na taką głębokość. Była to dość udana imitacja, przypominająca niektóre fragmenty Wielkiego Kanionu w Arizonie. Powodu, dla którego Gaja zdecydowała się na imitację takiej geologii, nikt nie znał.
Płynąc z biegiem rzeki, Robin miała szansę stanąć wreszcie na szczycie kanionu i spojrzeć w dół na drogę, którą przybyła. Podobnie jak i na Rei umożliwiały to pompy podnoszące wody rzeki. W dwóch miejscach przenosili łodzie w trudnym terenie, co dało Robin możliwość doskonalenia jej alpinistycznych umiejętności. Autostrada zbudowana kiedyś przez Gaby biegła przez płaskowyż rozciągający się ku północy, jednak korzystanie z niej zbytnio by ich naraziło na ataki wyjących bomb. Zatem mimo iż pokonywanie urwiska kosztowało ich sporo sił, błogosławili osłonę, którą dawało przed powietrznym napastnikiem.
Читать дальше