Wszystko, co mówiła Theresa, było prawdopodobnie zgodne z faktami, które Dance mogła zweryfikować. Lecz fałsz to nie tylko bezpośrednie kłamstwo, ale także unikanie i przemilczanie prawdy. Theresa coś ukrywała.
– Tarę, w drodze do Santa Cruz zdenerwowałaś się z jakiegoś powodu, prawda?
– Zdenerwowałam? Nie. Naprawdę. Przysięgam.
Trzy w jednym: dwa wyrażenia świadczące o zaprzeczeniu i odpowiadanie pytaniem na pytanie. Dziewczyna była zarumieniona i znów potrząsała stopą – zestaw wyraźnych sygnałów reakcji stresowej.
– Śmiało, powiedz mi. Nie masz się czego obawiać. Powiedz.
– No wie pani, moi rodzice, mój brat i siostra… Wszyscy zginęli. Kto byłby spokojny w takiej sytuacji? – W jej głosie zabrzmiała nutka gniewu.
Dance ze zrozumieniem pokiwała głową.
– Pytam, co się działo wcześniej. Wyjeżdżacie z Carmel do Santa Cruz. Źle się czujesz. Wracacie do domu. Co zaszło podczas jazdy, że tak się tym przejęłaś?
– Nie wiem. Nie pamiętam. To było tak dawno.
Takie słowa wypowiadane przez osobę w stanie zaprzeczenia oznaczają: pamiętam doskonale, ale nie chcę o tym myśleć. To zbyt bolesne wspomnienie.
– Jedziecie i…
– Chciałam… – zaczęła Theresa, lecz zamilkła. I nagle pochyliła się, zakryła twarz dłońmi i wybuchnęła płaczem. Potokowi łez towarzyszyło spazmatyczne łkanie.
– Tarę. – Dance wstała i podała jej garść chusteczek. Dziewczyna płakała cicho, a jej szloch przypominał czkawkę.
– Już dobrze – mówiła współczującym tonem agentka, delikatnie ściskając jej ramię. – To się stało dawno. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
– Chciałam… – Dziewczyna była jak sparaliżowana. Dance widziała, że próbuje podjąć decyzję. Jaką? Albo wszystko z siebie wyrzuci, al bo zupełnie się zablokuje – a wówczas przesłuchanie nieodwołalnie się skończy.
W końcu Theresa wykrztusiła:
– Chciałam to komuś powiedzieć. Ale nie mogłam. Ani terapeutom, ani przyjaciółkom, ani ciotce… – Znów zaniosła się płaczem. Siedziała ze spuszczoną głową, zgarbiona, trzymając dłonie na kolanach, gdy nie ocierała twarzy z łez. Podręcznikowe oznaki świadczące o tym, że stan emocjonalny Theresy Croyton przeszedł w fazę akceptacji. Postanowiła zrzucić okropny ciężar, z którym dotąd żyła. Zbliżała się chwila wyznania.
– To moja wina. To moja wina, że nie żyją!
Przycisnęła głowę do oparcia kanapy. Miała mocno zaczerwienioną twarz, napięte ścięgna szyi, ślady łez na bluzie dresu.
– Brenda, Steve, mama i tato… wszystko przeze mnie!
– Bo zachorowałaś?
– Nie! Bo udawałam, że się źle czuję!
– Opowiedz, co się stało.
– Nie chciałam jechać na promenadę. Nie znosiłam jej. Nie cierpiałam! Mogłam tylko udawać, że jestem chora. Przypomniałam sobie o tych modelkach, które wkładają sobie palec do gardła i wymiotują, żeby nie tyć. Kiedy jechaliśmy autostradą, zrobiłam to, gdy nikt nie widział. Zwymiotowałam na tylnym siedzeniu i powiedziałam, że mam grypę żołądkową. To było obrzydliwe, wszyscy się wściekali, a tato za wrócił i pojechał do domu.
A więc o to chodziło. Biedna dziewczyna była przekonana, że jej rodzinę zamordowano z powodu jej kłamstwa. Żyła z tym strasznym brzemieniem osiem lat.
Prawda wyszła na jaw. Ale jeszcze co najmniej jedna pozostała w ukryciu. Tę Kathryn Dance także chciała wydobyć na światło dzienne.
– Powiedz, Tarę, dlaczego nie chciałaś jechać na molo?
– Bo nie chciałam. Nie bawiło mnie to.
Przyznanie się do jednego kłamstwa nie prowadzi automatycznie do wyznania wszystkich. Dziewczyna znów schowała się za murem zaprzeczenia.
– Dlaczego? Możesz mi powiedzieć. Słucham.
– Nie wiem. Po prostu mnie to nie bawiło.
– Dlaczego?
– Tato zawsze był zajęty. Zostawiał nam tylko pieniądze i mówił, że przyjedzie po nas później. Potem znikał, do kogoś dzwonił i tak dalej. Było nudno.
Znów zaczęła poruszać stopą, machinalnie ściskając kolczyki w prawym uchu według schematu: górny, dolny i trzy środkowe. Stres ją obezwładniał.
Ale nie tylko sygnały kinezyczne informowały Kathryn Dance o tym, że dziewczyna nie mówi prawdy. Dzieci – nawet siedemnastoletnia uczennica szkoły średniej – stanowią często trudny obiekt analizy. Większość przesłuchujących, gdy ma do czynienia z nieletnim, skupia się na treści wypowiedzi, oceniając jej prawdę lub fałsz na podstawie tego, co mówią, zamiast jak mówią.
To, co mówiła Theresa, zdaniem Dance nie miało sensu – z punktu widzenia logiki oraz wiedzy agentki na temat dzieci i miejsca, o którym rozmawiały. Wes i Maggie uwielbiali Santa Cruz i skakaliby z radości, gdyby mieli okazję spędzić tam kilka godzin sami, mając pełną kieszeń pieniędzy. Na dzieci czekało tam mnóstwo atrakcji: karuzele, jedzenie, muzyka, gry.
Dance zwróciła uwagę na jeszcze jedną sprzeczność: dlaczego Theresa przed wyjazdem w piątek nie powiedziała po prostu, że chce zostać w domu z matką, pozwalając ojcu i rodzeństwu wybrać się bez niej? Jak gdyby chciała, aby oni także nie jechali do Santa Cruz.
Dance zastanawiała się nad tym przez chwilę.
Od punktu A do B…
– Tarę, mówiłaś, że twój ojciec pracował i telefonował, kiedy razem z bratem i siostrą szliście na karuzele?
Spuściła wzrok.
– Chyba tak.
– Skąd mógł dzwonić?
– Nie wiem. Miał telefon komórkowy. Wtedy niewielu ludzi je miało. Ale on tak.
– Czy kiedykolwiek się tam z kimś spotykał?
– Nie wiem. Może.
– Tarę, kim byli ludzie, których tam widywał?
Wzruszyła ramionami.
– Były wśród nich kobiety?
– Nie.
– Na pewno?
Theresa milczała, rozglądając się po pokoju i unikając wzroku Dance. Wreszcie powiedziała:
– Może. Tak… parę.
– I myślałaś, że mogą być jego dziewczynami?
Skinęła głową. W oczach znów zalśniły łzy. Zaciskając zęby, zaczęła: I… Co, Tarę?
– Mówił, że kiedy wrócimy do domu i mama będzie nas pytać, mieliśmy jej mówić, że cały czas był z nami. Bo denerwowałaby się, że pracuje, zamiast się bawić. – Znów się zarumieniła.
Dance przypomniała sobie sugestię Reynoldsa, że Croyton był kobieciarzem.
Z drżących ust dziewczyny wyrwał się pełen goryczy śmiech.
– Widziałam go. Miałyśmy być z Brendą na promenadzie, ale poszłyśmy na lody po drugiej stronie Beach Street. I tam go zobaczyłam. Jakaś kobieta wsiadała do jego samochodu. Całował ją. Zresztą nie była tylko ta jedna. Później zobaczyłam go z inną, jak szedł do jej mieszkania czy domu obok plaży. Dlatego nie chciałam, żeby tam jechał. Chciałam, że by wrócił do domu i był z mamą i z nami. Nie chciałam, żeby był z kimś innym. – Otarła twarz. – Dlatego skłamałam – dodała z prostotą. – Udawałam, że jestem chora.
A więc spotykał się w Santa Cruz z kochankami – w dodatku zabierał tam własne dzieci, żeby rozwiać podejrzenia żony. Przychodził po nie dopiero wtedy, gdy skończył się zabawiać z panienką.
– I cała moja rodzina zginęła. Przeze mnie.
Dance przysunęła się do niej i z przekonaniem w głosie powiedziała cicho:
– Nie, Tarę. To w ogóle nie twoja wina. Jesteśmy prawie pewni, że Daniel Pell zamierzał zabić twojego ojca. To nie był przypadek. Gdyby przyszedł wtedy wieczorem i nie zastałby was w domu, wróciłby jeszcze raz.
Dziewczyna milczała przez chwilę.
– Tak?
Dance nie wiedziała, czy rzeczywiście tak było, ale za nic nie mogła dopuścić, by dziewczyna dalej dźwigała to straszne brzemię winy. – Tak. Słowa pociechy uspokoiły Theresę.
Читать дальше