– Nie musisz się tak zachowywać – mruknęła Sam.
– Och, chyba muszę. Przyjrzyjmy się twojej historii, Myszko. Twoi rodzicie nie mieli pojęcia o twoim istnieniu. „Rób co chcesz, Sammy. Mamusia i tatuś są za bardzo zajęci Greenpeace’em, Krajową Organizacją Kobiet albo marszem solidarności z chorymi na raka, żeby cię utulić do snu. Co robi Daniel? Nagle zmienia się w troskliwego rodzica, które go nigdy nie miałaś. Dba o ciebie, mówi ci, co masz robić, kiedy masz umyć zęby, kiedy pomalować kuchnię, kiedy stanąć na czworakach w łóżku… a ty myślisz, że cię kocha. I zgadnij, co się dzieje? Też dajesz się na to złapać.
Teraz wróciłaś do punktu wyjścia, tak samo jak Linda. Nie istniałaś dla rodziców, a teraz nie istniejesz dla nikogo. Bo nie jesteś już Samanthą McCoy. Stałaś się kimś innym.
– Przestań! – Samantha wybuchnęła płaczem. Ostre słowa zrodzone ze smutnej prawdy boleśnie ją raniły. Też mogła powiedzieć coś Rebecce – ojej egoizmie, brutalnej szczerości graniczącej z okrucieństwem – jednak się powstrzymała. Nie potrafiłaby nikomu ostro odpowiedzieć, na wet w odruchu samoobrony.
Myszka…
Ale Linda nie była tak powściągliwa i umiała walczyć.
– Kto ci dał prawo tak do nas mówić? Byłaś tylko włóczęgą i zgrywałaś się na zbuntowaną artystkę. – Glos Lindy drżał z gniewu, po jej twarzy płynęły Izy. – Jasne, że Sam i ja miałyśmy swoje problemy, ale przynajmniej zależało nam na sobie. Ty byłaś tylko dziwką. A teraz chcesz nas oceniać? Nie byłaś ani trochę lepsza!
Rebecca odchyliła się, patrząc na nią nieruchomym wzrokiem. Sam niemal widziała, jak gniew odpływa z jej twarzy. Rebecca spojrzała W blat stolika i powiedziała cicho:
– Masz rację, Lindo. Masz absolutną rację. Wcale nie jestem lepsza. Ja też dałam się nabrać. Ze mną zrobił to samo.
– Z tobą? – warknęła Linda. – Nic cię z Danielem nie łączyło! Tylko się z nim pieprzyłaś.
– Właśnie – odparła z uśmiechem, chyba najsmutniejszym, jaki Samantha McCoy kiedykolwiek widziała.
– Jak to? – spytała Sam.
Kolejny łyk wina.
– Jak myślicie, na co mnie złapał? – Znów przechyliła kieliszek. – Ni gdy wam nie mówiłam, że zanim go poznałam, nie spałam z nikim przez trzy lata.
– Ty?
– Śmieszne, nie? Taka seksowna laska. Femme fatale artystów środkowego wybrzeża. Prawda wyglądała zupełnie inaczej. Co Daniel Pell zrobił dla mnie? Sprawił, że polubiłam swoje ciało. Nauczył mnie, że seks to coś dobrego. Że nie jest brudny. – Odstawiła kieliszek. – I wygląda inaczej niż to, co się działo po powrocie ojca z pracy.
– Och – szepnęła Samantha.
Linda milczała.
Wychyliła resztkę wina.
– Dwa albo trzy razy w tygodniu. Byłam w średniej szkole… Chcecie posłuchać, jaki dostałam prezent na zakończenie nauki?
– Rebecca… tak mi przykro – powiedziała Sam. – Nigdy nam nic nie mówiłaś.
– Wspominałaś ten dzień, kiedy się poznaliśmy, i furgonetkę. – Zwróciła się do Lindy, której twarz pozostała niewzruszona. – Zgadza się, spędziliśmy tam trzy godziny. Myślałaś, że poszliśmy się pieprzyć. Ale tylko rozmawialiśmy. Uspokajał mnie, bo byłam totalnie spanikowana. Tak jak wiele razy przedtem, kiedy byłam z mężczyzną, który mnie pragnął, a ja jego, tylko że nie mogłam się przełamać. Nie potrafiłam mu pozwolić się dotknąć. Seksowne opakowanie – puste w środku. A Daniel? Dokładnie wiedział, co ma powiedzieć, żebym się uspokoiła.
A teraz kim jestem? Mam trzydzieści trzy lata i w tym roku spotykałam się z czterema facetami. Wiecie, że nie pamiętam, jak miał na imię drugi? No i każdy był co najmniej piętnaście lat starszy ode mnie… Nie, wcale nie jestem lepsza od was. I wszystko, co wam powiedziałam, sobie mogę powtórzyć dwa razy.
Ale Linda, pomyśl, jaki to naprawdę człowiek i co z nami zrobił. Nie można sobie wyobrazić nic gorszego niż Daniel Pell. Mówię wam, to jednak było okropne… Przepraszam, jestem pijana i nie byłam gotowa na wywlekanie tylu brudów.
Linda nadal milczała. Z wyrazu jej twarzy Samantha wyczytała rozterkę. Po chwili Linda powiedziała:
– Przykro mi z powodu twojego nieszczęścia. Pomodlę się za ciebie. A teraz was przeproszę. Pójdę się położyć.
Ściskając w ręku Biblię, zniknęła w sypialni.
– Nie najlepiej to wszystko poszło – powiedział Rebecca. – Przepraszam, Myszko. – Odchyliła się, zamykając oczy i wzdychając. – Dziwna rzecz. Kiedy próbujesz uciec od przeszłości, jesteś jak pies na łańcuchu. Choćbyś nie wiem jak bardzo chciała nawiać, cały czas coś cię zatrzymuje.
Dance i Kellogg byli w jej gabinecie w centrali CBI, gdzie zdali relację z przebiegu wypadków w domu Reynoldsa Overby’emu, dla odmiany pracującemu dziś do późna. Od TJ-a i Carranea dowiedzieli się natomiast, że nic nowego się nie zdarzyło. Minęła już jedenasta. Dance wyłączyła komputer.
– Dobra, kończymy – oznajmiła. – Na dziś wystarczy.
– Popieram.
Gdy wyszli na ciemny korytarz, Kellogg rzekł:
– Tak sobie myślę, że naprawdę są rodziną.
– Mówisz o dziewczynach w hotelu?
– Tak. Nie są spokrewnione. Nawet niespecjalnie się lubią. A jednak są rodziną.
Wypowiedział to słowo tonem kogoś, kto nigdy jej nie miał. Interakcja trzech kobiet, którą Dance obserwowała okiem naukowca, wysnuwając z niej sporo wniosków (również zabawnych), z jakiegoś powodu poruszyła Kellogga. Nie znała agenta na tyle dobrze, by odgadnąć przyczynę lub spytać go wprost. Zauważyła, jak lekko unosi ramiona i pstryka paznokciami lewej dłoni, co mogło świadczyć o stresie.
– Zamierzasz odebrać dzieci? – zapytał.
– Nie, zostaną na noc u dziadków.
– Są naprawdę wspaniałe.
– A ty nigdy nie myślałeś o dzieciach?
– Właściwie nie – odparł zgaszonym głosem. – Ja często wyjeżdżałem. Wiesz, jak to jest w pracujących małżeństwach.
W trakcie przesłuchań i analizy kinezycznej treść wypowiedzi ma zwykle drugorzędne znaczenie w stosunku do tonu – czyli „barwy głosu”. Dance słyszała już od wielu osób, że nie mają dzieci, z brzmienia ich słów odgadując, czy nie przywiązują do tego faktu żadnego znaczenia, czy jest to ich świadomy wybór, czy powód długotrwałego smutku.
Wyczuła, że w odpowiedzi Kellogga kryje się coś ważnego. Dostrzegła więcej oznak stresu – subtelnych sygnałów wysyłanych przez jego ciało. Może w grę wchodził jakiś problem fizyczny jego lub żony. Może kwestia dzieci poróżniła ich, doprowadzając do rozstania.
– Wes traktuje mnie trochę nieufnie.
– Ach, jest po prostu przewrażliwiony na punkcie mężczyzn, z którymi spotyka się mama.
– Kiedyś będzie się musiał do tego przyzwyczaić, prawda?
– Och, pewnie tak. Ale na razie…
– Rozumiem – odrzekł Kellogg. – Chociaż kiedy jesteś z Michaelem, wydaje się spokojniejszy.
– To co innego. Michael jest moim przyjacielem. I jest żonaty. Nie stanowi zagrożenia. – Uświadomiwszy sobie, co powiedziała, dodała szybko: – A ty jesteś nowy. Jeszcze cię nie zna.
Po sekundzie milczenia Kellogg odparł:
– Jasne. To widać.
Dance spojrzała na niego, chcąc się przekonać, jaki był powód wahania. Z wyrazu jego twarzy nie mogła niczego wyczytać.
– Nie bierz do siebie reakcji Wesa.
Znów krótka pauza.
– Może powinienem ją uznać za komplement.
Po tej krótkiej akcji rozpoznawczej jego twarz pozostawała nieprzenikniona.
Читать дальше