Z prędkością stu czterdziestu kilometrów na godzinę taurus przemknął przez Gilroy, światową stolicę czosnku. Stąd niedaleko było do Castroville (stolicy karczochów) oraz rozległych pól krzewów owocowych i upraw grzybów w Watsonville. Dance lubiła te miasta i nie znosiła krytyków wyśmiewających się z koronowania królowej karczochów czy ludzi stojących w kolejkach do otwartych zbiorników na dorocznym festiwalu kalmarów w Monterey. W końcu te same przemądrzałe mieszczuchy wydawały nieprzyzwoicie duże sumy na importowaną oliwę z oliwek i ocet balsamiczny, żeby upitrasić te same karczochy i krążki kalmarów.
Miasteczka miały urok swojskiej prostoty i bogatą historię. Stanowiły także jej rewir jako część środkowozachodniego regionu CBI.
Zobaczyła tablicę zachęcającą turystów do odwiedzenia winnicy w Morgan Hill i coś przyszło jej na myśl.
Zadzwoniła do Michaela O’Neila.
– Cześć – powitał ją.
– Zastanawiałam się nad tym kwasem znalezionym w thunderbirdzie w Moss Landing. Wiesz już coś?
– Technicy Petera pracują nad tym, ale nie mają jeszcze nic konkretnego.
– Ilu ludzi przeszukuje sady i winnice?
– Około piętnastu ze stanowej, pięciu od nas, parę osób z Salinas. Niczego nie znaleźli.
– Mam pomysł. Co to dokładnie za kwas?
– Zaczekaj.
Spoglądając to na drogę, to na leżący na kolanach notatnik, zapisała niezrozumiałe nazwy, które jej podyktował.
– Czyżby kinezyka już ci nie wystarczała? Chcesz też opanować kryminalistykę?
– Mądra kobieta zna swoje słabe strony. Niedługo się odezwę.
Dance wcisnęła przycisk szybkiego wybierania numeru i usłyszała sygnał telefonu dzwoniącego w odległości trzech tysięcy kilometrów. Po chwili rozległ się trzask.
– Amelia Sachs.
Cześć, tu Kathryn.
– Co u ciebie?
– Bywało lepiej.
– Wyobrażam sobie. Jesteśmy na bieżąco z twoją sprawą. Jak się czuje ten funkcjonariusz? Ten poparzony?
Dance zdziwiła się, że Lincoln Rhyme, znany kryminalistyk z Nowego Jorku, i Amelia Sachs, jego partnerka i detektyw nowojorskiego departamentu policji, śledzą przebieg pościgu za Pellem.
– Niestety, niedobrze.
– Rozmawialiśmy o Pellu. Lincoln pamięta jego sprawę. Z dziewięć dziesiątego dziewiątego. Kiedy wymordował tę rodzinę. Robicie jakieś postępy?
– Marne. Jest inteligentny. Zbyt inteligentny.
– Zorientowaliśmy się z wiadomości. Jak dzieci?
– Dobrze. Ciągle czekamy na wasze odwiedziny. Moi rodzice też. Chcą poznać was oboje.
Sachs parsknęła śmiechem.
– Postaram się go przywieźć. A to niełatwe zadanie.
Lincoln Rhyme nie lubił podróżować. Nie z powodu kłopotów związanych z niepełnosprawnością (był tetraplegikiem). Po prostu nie lubił nigdzie jeździć.
Dance poznała Rhyme’a i Sachs przed rokiem, gdy prowadziła kurs w Nowym Jorku i na ich prośbę pomogła im w śledztwie. Odtąd byli w kontakcie. Szczególnie mocna więź połączyła ją z Sachs. Kobiety pełniące trudną służbę w policji często stawały się sobie bliskie.
– Masz jakieś informacje o naszym drugim znajomym? – zapytała Sachs.
Miała na myśli przestępcę, którego ścigali razem w Nowym Jorku. Zdołał im się wymknąć i zniknął, prawdopodobnie uciekając do Kalifornii. Dance otworzyła sprawę w CB1, ale trop się urwał i możliwe, że przestępcy nie było już w kraju.
– Niestety nie. Nasze biuro w Los Angeles ciągle próbuje coś zna leźć. Ale dzwonię w innej sprawie. Lincoln jest wolny?
– Zaczekaj chwileczkę. Jest tu obok.
Usłyszała trzask, a potem w słuchawce odezwał się głos Rhyme’a. Kathryn.
Rhyme nie byt człowiekiem skłonnym do pogaduszek, ale rozmawiał z nią przez kilka minut – oczywiście nie o dzieciach ani o jej życiu osobistym. Interesowały go sprawy, nad którymi pracowała. Rhyme był naukowcem i nie miał cierpliwości do, jak to określał, „ludzkiej” strony policyjnej roboty. Mimo to podczas ich współpracy zaczął rozumieć i doceniać wartość kinezyki (choć zaraz zaznaczał, że opiera się ona na metodologii naukowej, a nie na, pożal się Boże, przeczuciach).
– Szkoda, że cię tu nie ma – rzekł. – Mam świadka w sprawie wielo krotnego morderstwa i marzę, żebyś go wzięła w obroty. Mogłabyś na wet użyć gumowego węża.
Wyobraziła go sobie siedzącego na czerwonym wózku z elektrycznym napędem, wpatrzonego w płaski ekran podłączony do mikroskopu albo komputera. Uwielbiał dowody rzeczowe, tak jak ona uwielbiała przesłuchania.
– Też żałuję. Ale mam pełne ręce roboty.
– Podobno. Kogo tam macie w laboratorium?
– Petera Benningtona.
– Ach, jasne, znam go. Zaczynał w Los Angeles. Był na moim seminarium. Dobry fachowiec.
– Mam pytanie dotyczące Pella.
– Nie ma sprawy. Słucham.
– Jest dowód, który może nas doprowadzić do jego kryjówki albo powiedzieć coś o jego planach – być może Pell chce zatruć jedzenie. Ale sprawdzenie jednego i drugiego wymaga wysłania sporych sił. Muszę wiedzieć, czy jest sens angażować tylu ludzi. Powinniśmy wykorzystać ich gdzie indziej.
– Co to za dowód?
– Postaram się wyraźnie przeczytać. – Przenosząc wzrok z drogi na notatki, wyrecytowała: – Kwas karboksylowy, etanol, kwas jabłkowy, aminokwas i glukoza.
– Daj mi chwilę.
Usłyszała, jak rozmawia z Amelią Sachs, która zapewne zaczęła szukać odpowiedzi w jednej z prywatnych baz danych Rhyme’a. Wszystko świetnie słyszała; w przeciwieństwie do innych rozmówców, kryminalistyk nie mógł ręką przesłaniać słuchawki, mówiąc do kogoś innego.
– Zaczekaj, właśnie przeglądam listę…
– Możesz do mnie oddzwonić – powiedziała Dance. Nie spodziewała się uzyskać natychmiastowej odpowiedzi.
– Nie… jeszcze momencik… Gdzie znaleziono tę substancję?
– Na podłodze samochodu Pella.
– Hm, w samochodzie. – Na chwilę zapadła cisza. Potem Rhyme zaczął mruczeć coś pod nosem. Wreszcie spytał: – Czy Pell przypadkiem nie był przedtem w rybnej restauracji? Albo w brytyjskim pubie?
Zaśmiała się głośno.
– Zgadza się, w rybnej. Jak na to wpadłeś?
– Ten kwas to ocet – ściśle mówiąc, ocet słodowy, bo aminokwas i glukoza wskazują na obecność karmelowego barwnika. Według moich danych jest powszechnie używany w kuchni brytyjskiej, w daniach podawanych w pubach i potrawach z owoców morza. Pamiętasz Thoma? To on mi pomógł w szczegółach.
– Oczywiście, że pamiętam. Pozdrów go ode mnie. – Opiekun Rhyme’a był wyśmienitym kucharzem. W grudniu zeszłego roku poczęstował ją najlepszą wołowiną bourguignon, jaką w życiu jadła.
– Przykro mi, że ślad nie zaprowadzi cię do jego drzwi – dodał kryminalistyk.
– Nie, to świetnie, Lincoln. Będę mogła zdjąć ludzi z terenów, które właśnie przeszukują. I wysłać ich tam, gdzie są bardziej potrzebni.
– Dzwoń, kiedy tylko zechcesz. Chciałbym przyłożyć rękę do złapania tego gagatka.
Pożegnali się.
Następnie Dance zadzwoniła do O’Neila, aby mu powiedzieć, że kwas przypuszczalnie pochodził z restauracji „Jack’s Seafood” i nie doprowadzi ich do Pella ani nie pomoże odkryć jego planów. Funkcjonariuszy prawdopodobnie lepiej wysłać na poszukiwanie zbiega.
Rozłączyła się i dalej jechała na północ znajomą autostradą, którą dotarłaby do San Francisco, gdzie osmiopasmowa droga 101 wtapiała się w ulicę miasta, Van Ness. Lecz będąc sto dwadzieścia kilometrów od Monterey, Dance skręciła na zachód i wkrótce znalazła się na przedmieściach rozległego San Jose, miasta, które w starej piosence Burta Bacharacha i Hala Davida „Do You Know the Way to San Jose?” stanowiło zupełne przeciwieństwo narcystycznego Los Angeles. A dziś, oczywiście dzięki Dolinie Krzemowej, San Jose zdążyło nabrać przekonania o własnej wielkości.
Читать дальше