Kierując się wskazówkami z MapQuest, pokonała labirynt dzielnic mieszkaniowych i dotarła do osiedla prawie identycznych domów; jeżeli symetrycznie rozmieszczone drzewa znalazły się tu jako sadzonki, Dance oceniła wiek osiedla na około dwadzieścia pięć lat. Domy były skromne, nijakie, małe – mimo to każdy był wart grubo ponad milion dolarów.
Odnalazła poszukiwany budynek i minęła go, parkując po drugiej stronie ulicy, przecznicę dalej. Pieszo wróciła pod dom, gdzie na podjeździe stały czerwony jeep i granatowa acura, a na trawniku plastikowy trójkołowy rowerek. Zobaczyła, że w środku palą się światła. Podeszła do drzwi ocienionych werandą. Wcisnęła guzik dzwonka. Przygotowała sobie zmyślony powód wizyty na wypadek, gdyby otworzył jej mąż lub dzieci Samanthy McCoy. Wydało się mało prawdopodobne, żeby kobieta nie wyjawiła mężowi prawdy o swojej przeszłości, ale lepiej przyjąć założenie, że nic nie wiedział. Dance potrzebowała jej pomocy i nie chciała jej do siebie zrażać.
Otworzyły się drzwi, za którymi zobaczyła szczupłą kobietę o wąskiej, ładnej twarzy, przypominającą aktorkę Cate Blanchett. Nosiła modne okulary w niebieskich oprawkach i miała ciemne kręcone włosy. Wychyliła się przez szparę w drzwiach, kościstą ręką trzymając się framugi.
– Tak?
– Pani Starkey?
– Zgadza się. – W jej twarzy trudno było rozpoznać rysy Samanthy McCoy sprzed ośmiu lat; kobieta przeszła poważną operację plastyczną. Ale jej oczy nie pozostawiały wątpliwości, kim jest. Nie zdradził tego ich wygląd, lecz błysk szoku i przerażenia.
Agentka powiedziała cicho:
– Jestem Kathryn Dance, Biuro Śledcze Kalifornii. – Kobieta zerknęła na dyskretnie pokazaną legitymację, ale tak szybko, że na pewno nie zdołała odczytać ani słowa.
Z głębi domu zawołał męski głos:
– Kto to, kochanie?
Patrząc jej prosto w oczy, Samantha McCoy odpowiedziała:
– Ta kobieta z naszej ulicy, którą poznałam w Safewayu. Opowiada łam ci.
W ten sposób Dance uzyskała odpowiedź na pytanie, czy jej przeszłość jest dla innych tajemnicą. Nieźle, pomyślała. Wprawni kłamcy zawsze mają gotowe odpowiedzi i znają osobę, którą okłamują. Reakcja Samanthy powiedziała jej, że mąż nie pamięta przypadkowych rozmów oraz że Samantha dokładnie zaplanowała i przećwiczyła każdą sytuację, w jakiej będzie zmuszona kłamać.
Kobieta wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi, po czym obie ruszyły w kierunku ulicy. Widząc ją nieosłoniętą siatkowymi drzwiami, Dance zobaczyła, jak mizernie wygląda Samantha McCoy. Zaczerwienione, podkrążone oczy, sucha skóra na twarzy, spękane usta. Miała złamany paznokieć. Wyglądała, jakby spędziła bezsenną noc. Dance zrozumiała, dlaczego dziś „pracowała w domu”.
Kobieta zerknęła na dom, po czym odwróciła się do Dance i patrząc na nią błagalnie, szepnęła:
– Nie miałam z tym nic wspólnego, przysięgam. Słyszałam, że ktoś mu pomaga, jakaś kobieta. Widziałam w wiadomościach, ale…
– Nie, nie, nie po to przyjechałam. Sprawdziłam panią. Pracuje pani w wydawnictwie na Figueroa. Wczoraj spędziła tam pani cały dzień.
Popłoch.
– Czy…
– Nikt nie wie. Zadzwoniłam w sprawie dostarczenia zamówionego towaru.
– Ach… Toni mówiła, że ktoś próbował mi coś doręczyć i o mnie pytał. A więc to pani. – Potarła twarz i skrzyżowała ramiona. Gesty negacji. Była kłębkiem nerwów.
– To pani mąż? – spytała Dance.
Przytaknęła.
– Nie wie?
– Nawet nie podejrzewa.
Nie do wiary, pomyślała Dance.
– Czy ktokolwiek wie?
– Kilku urzędników w sądzie, gdzie zmieniałam nazwisko. Mój kurator.
– A przyjaciele i rodzina?
– Moja matka nie żyje. Ojca zupełnie nie obchodzę. Zanim pozna łam Pella, nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka. Po morderstwie Croytonów przestali do mnie oddzwaniać. A dawni przyjaciele? Niektórzy przez jakiś czas utrzymywali ze mną kontakt, ale zadawać się z kimś takim jak Daniel Pell? Powiedzmy, że znaleźli sobie wymówki, żeby jak najszybciej zniknąć z mojego życia. Wszystkich swoich obecnych znajomych poznałam jako Sarah. – Znów odwróciła się w stronę domu, a potem z niepokojem spojrzała na Dance. – Czego pani ode mnie chce? – Pytanie zadała szeptem.
– Na pewno ogląda pani wiadomości. Nie znaleźliśmy jeszcze Pella. Ale nie opuścił okolic Monterey. I nie wiemy dlaczego. Rebecca i Linda przyjadą nam pomóc.
– Przyjadą? – Wyglądała na zdumioną.
– Chciałabym, żeby pani też przyjechała.
– Ja? – Zadrżały jej usta. – Nie, nie, nie mogę. Proszę… – Głos zaczął się jej załamywać.
Dance zauważyła początki histerii. Zapewniła ją pospiesznie:
– Proszę się nie bać. Nie zamierzam rujnować pani życia. Nie zamierzam nikomu o pani mówić. Proszę tylko o pomoc. Nie potrafimy zrozumieć, o co mu chodzi. Być może wie pani coś…
– Niczego nie wiem. Naprawdę. Daniel Pell nie jest żadnym mężem, bratem ani przyjacielem. To potwór. Wykorzysta! nas. To wszystko. Mieszkałam z nim przez dwa lata i nie umiem powiedzieć nic o tym, co się działo w jego głowie. Musi mi pani uwierzyć. Przysięgam.
Klasyczne sygnały zaprzeczenia świadczące nie o fałszu, ale stresie z przeszłości, z którym nie mogła sobie poradzić.
– Będzie pani doskonale chroniona, jeżeli o to…
– Nie. Przykro mi. Chciałabym pomóc. Musi pani zrozumieć. Zbudowałam sobie nowe życie. Ale kosztowało mnie to mnóstwo pracy i jest takie kruche.
Wystarczyło spojrzeć na jej twarz, przerażone oczy i drżące wargi, by wiedzieć, że kobieta nigdy się nie zgodzi.
– Rozumiem.
– Przykro mi. Po prostu nie mogę.
Samantha odwróciła się i podeszła do domu. W drzwiach obejrzała się i nagle rozpromieniła w uśmiechu.
Czyżby zmieniła zdanie? W Dance wstąpiła nowa nadzieja. Kobieta pomachała do niej.
– Do zobaczenia! – zawołała. – Miło było znów panią widzieć.
Samantha McCoy i jej kłamstwo zniknęły za drzwiami domu.
Słyszałeś o tym? – zapytała Susan Pemberton Cesara Gutierreza siedzącego naprzeciw niej w hotelowym barze. Słodząc kawę latte, wskazała na telewizor, gdzie pod sylwetką spikera czytającego wiadomości wyświetlano miejscowy numer telefonu. Gorąca linia w sprawie zbiega.
– Nie powinno być „linia specjalna”? – spytał z powątpiewaniem Gutierrez.
Susan spojrzała na niego zaskoczona.
– Nie mam pojęcia.
Biznesmen ciągnął:
– Nie chcę tego broń Boże lekceważyć. To straszne. Podobno za bił dwie osoby. – Przystojny Latynos wsypał do cappuccino odrobinę cynamonu, brudząc sobie przyprawą spodnie. – No nie, popatrz tylko. Ależ ze mnie niezdara. – Roześmiał się. – Nie można mnie nigdzie zabrać.
Potarł plamę, co tylko pogorszyło sprawę.
– Trudno.
Było to spotkanie w interesach – Susan jako przedstawicielka firmy zajmującej się organizacją imprez miała urządzić przyjęcie z okazji rocznicy ślubu jego rodziców – ale ponieważ trzydziestodziewięcioletnia kobieta była obecnie samotna, mimowolnie otaksowała Gutierreza z osobistego punktu widzenia, zauważając, że jest tylko kilka lat starszy od niej i nie nosi obrączki.
Najpierw omówili szczegóły przyjęcia – drinki na koszt własny, menu złożone z kurczaka i ryby, otwarcie wina, piętnaście minut na odnowienie przysięgi małżeńskiej, a potem tańce przy muzyce serwowanej przez DJ-a.
Teraz gawędzili przy kawie przed jej powrotem do biura, gdzie miała przygotować kosztorys imprezy.
Читать дальше