– Nie sądzę, żeby Pell był typem gracza komputerowego.
– Ale na pewno jest typem, który zabił autora programów komputerowych.
– Słusznie. Przyjrzyj się temu. Ja jednak ciągle uważam, że to czyjeś imię albo pseudonim.
– Nie martw się, szefowo. Mogę sprawdzić jedno i drugie, bo dzięki tobie mam masę wolnego czasu.
– Podoba ci się muzyka?
– Poddaję się po raz drugi.
Dance wypuściła Dylana i Patsy, by załatwiły swoje wieczorne potrzeby, po czym zrobiła szybki obchód dookoła domu. Nie zauważyła żadnych podejrzanych samochodów zaparkowanych w pobliżu. Zagoniła psy z powrotem. Zwykle spały w kuchni, ale dziś oddała im do dyspozycji cały dom; gdyby zbliżył się tu ktoś obcy, narobiłyby wielkiego hałasu.
Dance weszła do pokoju Maggie i przez chwilę słuchała, jak dziewczynka gra na syntezatorze utwór Mozarta. Pocałowała ją na dobranoc i zgasiła światła.
Przez kilka minut siedziała z Wesem, opowiadającym jej o nowym chłopcu na obozie, który przeprowadził się tu kilka miesięcy temu. Rozegrali dzisiaj kilka meczów.
– Chcesz go zaprosić na jutro z rodzicami? Na urodziny dziadka?
– Nie. Chyba nie.
Po śmierci ojca Wes stał się bardziej nieufny i mniej towarzyski.
– Na pewno?
– Może trochę później. Nie wiem… Mamo?
– Słucham, najdroższy synu. Westchnął z rozdrażnieniem. – Tak?
– Czemu ciągle masz przy sobie broń?
Dzieci… nic nie umknie ich uwagi.
– Całkiem o niej zapomniałam. Zaraz trafi do sejfu.
– Mogę jeszcze trochę poczytać?
– Jasne. Dziesięć minut. Co to za książka?
– „Władca pierścieni”. – Spojrzał na nią, lecz nie otwierał. – Mamo?
– Tak?
Nie doczekała się jednak niczego więcej. Pomyślała, że wie, o co mu chodzi. Była gotowa mu powiedzieć, gdyby chciał. Ale miała nadzieję, ze nie zapyta; to był naprawdę długi dzień.
– Nic – powiedział w końcu Wes tonem oznaczającym „tak naprawdę chcę o czymś porozmawiać, ale jeszcze nie teraz”. Wróci! do Śródziemia.
– Gdzie są hobbity? – spytała, wskazując książkę.
– W Shire. Szukają ich Czarni Jeźdźcy.
– Piętnaście minut.
– Dobranoc, mamo.
Dance wsunęła glocka do schowka. Ustawiła zamek na prosty trzycyfrowy kod, by mogła otworzyć sejf w ciemnościach. Spróbowała z zamkniętymi oczami. Operacja trwała nie dłużej niż dwie sekundy.
Wzięła prysznic, włożyła piżamę i wśliznęła się pod ciepłą kołdrę, czując, jak zmartwienia minionego dnia spowijają ją jak zapach lawendy ze stojącego przy łóżku potpourri.
Gdzie jesteś?, pytała bezgłośnie Daniela Pella. Kim jest twoja wspólniczka?
Co teraz robisz? Spisz? Jeździsz po osiedlach, szukając kogoś albo czegoś? Znów zamierzasz kogoś zabić?
Jak mam się dowiedzieć, dlaczego tu zostałeś?
Powoli zapadając w sen, usłyszała w myślach słowa z nagrania, które niedawno obejrzała z Michaelem O’Neilem.
– Dzieci też nie mam. Muszę przyznać, że żałuję… Ale jestem młody. Mam jeszcze czas, prawda?
– Och, Danielu, jeżeli weźmiesz się w garść, nie ma żadnego powodu, żebyś nie mógł założyć własnej rodziny.
Otworzyła oczy. Przez kilka minut leżała w łóżku, wpatrując się w konfiguracje cieni na suficie. Po chwili wsunęła kapcie i ruszyła do salonu.
– Idźcie spać – rozkazała psom, które mimo to obserwowały ją uważnie przez następną godzinę, gdy jeszcze raz przetrząsała zawartość pudła przygotowanego przez Mortona Walkera.
Wczesnym rankiem Kathryn Dance z TJ-em siedzieli w narożnym gabinecie Charlesa Overby’ego, słysząc bębnienie deszczu o szyby. Turyści sądzili, że w klimacie zatoki Monterey przeważa duże zachmurzenie i częste opady. W rzeczywistości półwysep zwykle usychał z tęsknoty za deszczem, a przyczyną szarości nieba była typowa dla Zachodniego Wybrzeża mgła. Dziś jednak naprawdę lało.
– Chcę cię o coś prosić, Charles.
– O co?
– O zgodę na pewne wydatki.
Charles Overby na wszystko zwracał baczną uwagę.
– Na co?
– W ogóle nie posuwamy się naprzód. Nie ma żadnych tropów z Capitoli, kryminalistyka nie dała nam ani jednej odpowiedzi, nikt go nie widział. A co najważniejsze, nie wiem, po co został na półwyspie.
– Jakie wydatki masz na myśli?
– Chcę mieć te trzy kobiety, które były w Rodzinie.
– Mamy je aresztować? Podobno były niewinne.
– Nie, chcę je przesłuchać. Mieszkały z nim; musiały go dobrze po znać.
Och, Danielu, jeżeli weźmiesz się w garść, nie ma żadnego powodu, żebyś nie mógł założyć własnej rodziny…
Właśnie ten fragment z nagranego przesłuchania podsunął jej pomysł sprowadzenia kobiet.
Od punktu A i B do X…
– Chcemy zorganizować zjazd rodzinny – oznajmił wesoło TJ. Dance wiedziała, że rudy agent do późna imprezował, ale jego okrągła twarz wyglądała tak świeżo, jak gdyby właśnie wyszedł z salonu odnowy biologicznej.
Overby zignorował jego uwagę.
– Ale dlaczego miałyby nam pomagać? Chyba raczej będą mu przychylne, nie sądzisz?
– Nie. Z dwiema z nich już rozmawiałam i żadna nie wyrażała się o Pellu przychylnie. Trzecia zupełnie zerwała z przeszłością, zmieniła na wet tożsamość. To też nie świadczy o przychylności.
– Po co mamy je tu przywozić? Czemu nie można ich przesłuchać tam, gdzie mieszkają?
– Chcę porozmawiać ze wszystkimi naraz. To metoda przesłuchania oparta na gestaltyzmie. Będą nawzajem odświeżać sobie pamięć. Czyta łam o tych kobietach do drugiej w nocy. Rebecca była w Rodzinie najkrócej – tylko parę miesięcy – ale Linda mieszkała z Pellem ponad rok. a Samantha dwa lata.
– Rozmawiałaś już z nimi? – Zadał pytanie niepewnym głosem, jak gdyby podejrzewał Dance o podstęp.
– Nie – odparła. – Najpierw chciałam cię spytać.
Na wieść, że nie został wyprowadzony w pole, wyraźnie odetchnął. Mimo to przecząco pokręcił głową.
– Bilety na samolot, ochrona, transport… Biurokracja. Wątpię, czy uda mi się to przepchnąć w Sacramento. Poza tym to zbyt nietypowy pomysł. – Dostrzegłszy nitkę wystającą z mankietu, wyciągnął ją. – Obawiam się, że nie mogę wydać zgody. Utah. Jestem pewien, że tam pojechał. Po tym, jak spłoszyliśmy go w Moss Landing. Byłby idiotą, gdyby tu został. Zespół obserwacyjny w Utah już działa?
– Aha – przytaknął TJ.
– Stawiałbym na Utah.
Dance zrozumiała: jeżeli zatrzyma go tamtejsza policja, chwała spłynie na CBI, a w Kalifornii nikt więcej nie zginie. Jeżeli Utah zawali sprawę, będzie to tylko i wyłącznie ich wina.
– Charles, jestem pewna, że Utah to fałszywy trop. Nie możemy dać się tam zaprowadzić i…
– Chyba – przerwał jej z triumfalnym uśmiechem szef – że to podwójna zmyłka. Zastanów się.
– Zastanawiałam się i wiem, że to nie pasuje do profilu Pella. Na prawdę wolę, żebyśmy zrealizowali mój pomysł.
Nie jestem pewien…
– Mogę spytać, co to za pomysł? – odezwał się czyjś głos za jej plecami.
Odwróciwszy się, Dance zobaczyła mężczyznę w ciemnym garniturze, jasnoniebieskiej koszuli i krawacie w niebiesko-czarne prążki. Nie był klasycznie przystojny – miał widoczny brzuszek, nieco odstające uszy, a gdyby pochylił głowę, wyraźnie zarysowałby się podwójny podbródek. W jego brązowych oczach malowało się zdecydowanie, choć można w nich było też dostrzec iskierki rozbawienia, a na czoło opadała grzywka tego samego koloru co oczy. Jego wygląd i postawa sugerowały spokojny sposób bycia. Na wąskich ustach igrał lekki uśmiech.
Читать дальше