– Mamy tam mały domek. Ale większą część roku spędzamy tutaj.
– Kiedy pan zadzwonił, skontaktowałam się z Michaelem O’Neilem. Chciałabym postawić tu przed domem funkcjonariusza.
Reynolds zbył ten pomysł machnięciem ręki.
– Mam niezły system alarmowy. Poza tym jestem prawie niewykrywalny. Kiedy zostałem samodzielnym prokuratorem, zacząłem dostawać pogróżki – w czasach spraw tych gangów z Salinas. Mam zastrzeżony numer telefonu, a prawo własności domu przekazałem w zarząd powierniczy. Pell nie będzie umiał mnie odnaleźć. No i mam pozwolenie na swojego sześciostrzałowca.
Dance nie zamierzała przyjąć do wiadomości odmowy.
– Tylko dziś zdążył już zabić kilka osób.
Wzruszenie ramion.
– No dobrze, wszystko jedno, zgodzę się na niańkę. W końcu korona mi z głowy nie spadnie. Przyjeżdża do nas młodszy syn. Po co kusić los?
Dance przysiadła na taborecie, opierając o szczeble kasztanowe buty Aldo na koturnie. Ich paseczki były ozdobione maleńkimi stokrotkami. Nawet dziesięcioletnia Maggie miała bardziej konserwatywny gust od niej w kwestii obuwia, które było jedną z pasji Dance.
– Czy tymczasem mógłby mi pan coś powiedzieć o tych morderstwach sprzed ośmiu lat? Może dzięki temu wpadnę na jakiś trop.
Reynolds usiadł na taborecie obok, sącząc wino. Przedstawił jej fakty: opowiedział, jak Pell i Jimmy Newberg włamali się do domu Williama Croytona w Carmel, zabili biznesmena, jego żonę i dwoje z ich trojga dzieci. Wszyscy zginęli od ciosów noża. Newberg także.
– Przyjąłem hipotezę, że Newberg wzdragał się przed zabiciem dzieci i wdał się w bójkę z Pellem, a ten go zadźgał.
– Coś łączyło Pella z Croytonem?
– Nie udało się nam ustalić. Ale Dolina Krzemowa przeżywała wtedy największy rozkwit, a Croyton był jedną z najgrubszych ryb. Ciągle pojawiał się w prasie – nie tylko sam tworzył większość programów, ale kierował sprzedażą. Prawdziwy król życia. Potężny, opalony, hałaśliwy… Ciężko harował i walczył w najcięższej wadze. Raczej trudno go nazwać ofiarą budzącą największe współczucie. Był dość bezwzględny w biznesie, krążyły plotki o jego romansach, pracownicy często się na niego skarżyli. Gdyby jednak mordowano tylko świętych, my prokuratorzy bylibyśmy bez pracy.
Przed morderstwem jego firma kilka razy została okradziona. Złodzieje wynieśli komputery i oprogramowanie, ale okręg Santa Clara nie znalazł żadnych podejrzanych. Nic nie wskazywało, żeby Pell miał z tym coś wspólnego. Ale zawsze się zastanawiałem, czy to nie jego sprawka.
– Co się stało z firmą po śmierci Croytona?
– Przejął ją ktoś inny, Microsoft, Apple czy inny z wielkich graczy, nie wiem.
– A majątek?
– Większą część przekazano w zarząd powierniczy na rzecz jego cór ki, a część chyba trafiła do siostry jego żony – ciotki, która zaopiekowała się dziewczynką. Croyton zajmował się komputerami od dzieciństwa. Zostawił uniwersytetowi CSUMB stary sprzęt i programy wartości dziesięciu czy dwudziestu milionów dolarów. Uniwersyteckie muzeum komputerowe naprawdę robi wrażenie. Przyjeżdżają tam informatycy z całe go świata, żeby prowadzić badania w archiwach.
– Do dzisiaj?
– Podobno. Widocznie Croyton wyprzedzał swoją epokę o parę długości.
– I był bogaty.
– Bogactwem też bił wszystkich na głowę.
– Taki był prawdziwy motyw morderstwa?
– Tego właśnie nie byliśmy pewni. Sądząc po faktach, to było zwykłe, klasyczne włamanie. Wydaje mi się, że Pell czytał o Croytonie i po myślał, że łatwo może zgarnąć grubą forsę.
– Podobno łup był mizerny.
– Kilka tysięcy. Byłaby z tego drobna sprawa. Oczywiście gdyby nie pięć trupów. Prawie sześć. Dobrze, że najmłodsza córka była na górze.
– Co się z nią stało?
– Biedna mała. Wie pani, jak ją nazywają?
– Śpiąca Laleczka.
– Zgadza się. Nie zeznawała. Nawet jeżeli coś widziała, nie powołał bym ją na świadka, żeby wchodziła na salę rozpraw, gdzie siedział ten drań. Zresztą i tak miałem dosyć dowodów.
– Niczego nie pamiętała?
– Niczego istotnego. Tamtego wieczoru wcześniej się położyła.
– Gdzie teraz jest?
– Nie mam pojęcia. Została adoptowana przez ciotkę i wuja, którzy się potem wyprowadzili.
– Jak Pell się bronił?
– Twierdził, że poszedł tam w z jakimś pomysłem na interes. Newberg stracił nad sobą panowanie i wszystkich pozabijał. Pell próbował go powstrzymać, zaczęli się szarpać i Pell, cytuję, „musiał” go zabić. Nie było jednak żadnego dowodu na to, że Croyton miał w planach jakieś spotkanie – kiedy przyszli, rodzina była w trakcie kolacji. Poza tym materiał kryminalistyczny nie pozostawiał wątpliwości: czas śmierci, odciski palców, mikroślady, krew, wszystko.
– W więzieniu Pellowi udało się skorzystać z komputera. Bez nadzoru.
– Niedobrze.
Przytaknęła.
– Dowiedzieliśmy się, czego szukał. Wie pan, co mogą oznaczać te hasła? Jednym była „Alison”.
– Na pewno żadna z dziewczyn z Rodziny. Nie znam nikogo o tym imieniu, kto miałby z nim jakiś związek.
– Drugie hasło to „Nimue”. Postać z mitologii. Z legendy o królu Arturze. Ale moim zdaniem to imię albo pseudonim kogoś, z kim Pell chciał się skontaktować.
– Przykro mi, z niczym mi się to nie kojarzy.
– Nie domyśla się pan, o co mu mogło chodzić?
Reynolds pokręcił głową.
– Przykro mi. To był ważny proces – dla mnie. I dla okręgu. Ale prawdę mówiąc, nie było w nim nic niezwykłego. Pella przyłapano na gorącym uczynku, dowody ewidentnie go obciążały, no i był recydywistą z bogatą kartoteką, sięgającą wczesnej młodości. Facet i jego Rodzina byli na cenzurowanym we wszystkich miejscowościach na wybrzeżu od Big Sur do Marina. Musiałbym naprawdę schrzanić sprawę, żeby przegrać.
– No dobrze, James, chyba już pójdę – powiedziała. – Dziękuję za pomoc. Jeżeli znajdzie pan coś w aktach, proszę dać mi znać.
Poważnie skinął głową, nie przypominając już bawiącego się w kucharza emeryta ani dobrodusznego ojca panny młodej. W oczach Reynoldsa ujrzała zawziętą determinację, z jaką niewątpliwie walczył w sądzie.
Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby pomóc wam wsadzić tego sukinsyna tam gdzie jego miejsce.
Rozdzielili się i w odległości kilkuset metrów od siebie zmierzali pieszo do motelu w uroczym Pacific Grove, w samym sercu półwyspu.
Pell szedł bez pośpiechu, rozglądając się szeroko otwartymi oczami z miną osłupiałego turysty, który takie fale widział jedynie w „Słonecznym patrolu”.
Przebrali się w rzeczy kupione w sklepie z używaną odzieżą w biedniejszej części Seaside (gdzie z przyjemnością przyglądał się, jak Jennie po krótkim wahaniu wyrzuca ulubioną różową bluzkę). Pell miał teraz na sobie jasnoszarą wiatrówkę, sztruksy i tandetne sportowe buty oraz czapkę bejsbolówkę założoną daszkiem do tyłu. Niósł także jednorazowy aparat fotograficzny. Od czasu do czasu przystawał, robiąc zdjęcie zachodu słońca, wychodził bowiem z założenia, że utrwalanie panoramicznych widoków morskich, choćby najpiękniejszych, nie należy do typowego zachowania zbiegłego z więzienia mordercy.
Razem z Jennie pojechali z Moss Landing na wschód skradzionym fordem focusem, trzymając się z dala od głównych dróg i raz przecinając nawet pole brukselki, nad którym unosił się nieprzyjemny zapaszek przypominający woń ludzkich wyziewów. W końcu zawrócili i ruszyli w kierunku Pacific Grove. Kiedy jednak wjechali w bardziej zaludniony obszar, Pell wiedział, że czas pozbyć się wozu. Policja wkrótce się dowie o focusie. Ukrył samochód w wysokiej trawie pośrodku dużego pola przy autostradzie 68, na którym stała tablica „NA SPRZEDAŻ – NA DZIAŁALNOŚĆ KOMERCYJNĄ”.
Читать дальше