– Dowiedz się wszystkiego o tym thunderbirdzie. I zacznij dzwonić do moteli i pensjonatów od Watsonville do Big Sur. Pytaj, czy zameldowała się u nich jakaś blondynka i czy wpisała w formularzu forda thunderbirda. Albo czy ktokolwiek widział tego forda. Jeżeli samochód skradziono w piątek, mogła się zameldować w piątek, sobotę albo niedzielę.
– Oczywiście, agentko Dance.
Oboje z O’Neilem spojrzeli na zachód, ponad gładką taflę wody. Nad Pacyfikiem wisiała wielka, dogasająca tarcza słońca, rozświetlając jego powierzchnię słabnącymi promieniami; mgła jeszcze nie nadciągnęła, lecz przedwieczorne niebo blaknęło i matowiało. Zatoka Monterey przypominała płaską błękitną pustynię.
– Pell dużo ryzykuje, zostając tutaj – odezwał się detektyw. – Musi mu chodzić o jakąś ważną sprawę.
W tym momencie do Dance zadzwonił ktoś, kto, jak sobie uświadomiła, może się domyślać, o co chodzi mordercy.
W Kalifornii można znaleźć prawdopodobnie dziesięć tysięcy ulic o nazwie Mission, a na jednej z ładniejszych mieszkał James Reynolds, emerytowany prokurator, który przed ośmiu laty doprowadził do skazania Daniela Pella.
W adresie widniał kod pocztowy Carmel, choć ulica nie przebiegała przez najpiękniejszą część miasta – tę bajkową dzielnicę, zalewaną w każdy weekend przez fale turystów (których miejscowi kochali i nienawidzili równocześnie). Reynolds miał dom w innej części Carmel, choć nie była to wcale gorsza dzielnica. Jego luksusowa, zaciszna posiadłość obejmująca trzy czwarte akra znajdowała się niedaleko Barnyard, malowniczo zaprojektowanego, wielopiętrowego centrum handlowego, gdzie można było kupić biżuterię, dzieła sztuki, skomplikowane gadżety kuchenne oraz prezenty i upominki.
Zatrzymując samochód na długim podjeździe, Dance pomyślała, że właściciele tak drogich nieruchomości albo należą do elity nowych bogaczy – neurochirurgów czy komputerowców, którzy przetrwali kryzys w Dolinie Krzemowej – albo mieszkają tu od dawna. Reynolds, zarabiający na życie jako prokurator, musiał się zaliczać do tej drugiej kategorii.
W drzwiach stanął sześćdziesięciokilkuletni, opalony i łysiejący mężczyzna, który powitał ją i zaprosił do środka.
– Żona jest w pracy. Ściśle mówiąc, pracuje jako wolontariuszka. A ja gotuję kolację. Chodźmy do kuchni.
Idąc za nim jasno oświetlonym korytarzem, Dance oglądała historię życia gospodarza, którą ilustrowała bogata galeria zdjęć na ścianach. Uczelnie na wschodnim wybrzeżu, Uniwersytet Stanforda, ślub, wychowanie dwóch synów i córki, uroczystość wręczenia dyplomów dzieciom.
Najnowsze fotografie czekały jeszcze na oprawienie. Dance wskazała na gruby plik, na którego szczycie widać było zdjęcie przedstawiające młodą, piękną jasnowłosą kobietę w misternie zdobionej białej sukni, otoczoną druhnami.
– Pańska córka? Gratuluję.
– Ostatnia wyfrunęła z gniazda. – Z szerokim uśmiechem pokazał jej uniesiony kciuk. – A jak to wygląda u pani?
– Och, na wesela jeszcze trochę zaczekam. W najbliższych planach jest szkoła średnia.
Zauważyła także kilka oprawionych w ramki stron z gazet: teksty opisujące głośne procesy wygrane przez Reynoldsa. Rozbawiło ją, że powiesił też artykuły o przegranych sprawach. Prokurator dostrzegł to i zachichotał.
– Wygrane są dla podbudowania ego. Porażki dla zachowania pokory. Uderzając w ton moralizatorski, powiem, że wyroki uniewinniające czegoś mnie nauczyły. Ale prawda jest taka, że przysięgli czasem po pro stu spieszą się na lunch.
Dance dobrze o tym wiedziała z czasów, gdy pracowała jako konsultantka przy selekcji członków ławy.
– Tak jak w sprawie Pella. Przysięgli powinni się opowiedzieć za karą śmierci. Ale tego nie zrobili.
– Dlaczego? Okoliczności łagodzące?
– Owszem, jeżeli można tak określić strach. Bali się, że Rodzina będzie się na nich mścić.
– Ale nic im nie przeszkadzało uznać go za winnego.
– Och, nie. Oskarżenie miało niezbite dowody. Poza tym uważnie prowadziłem sprawę. Wykorzystałem wątek „Syna Mansona” – nawiasem mówiąc, to ja pierwszy go tak nazwałem. Zwróciłem uwagę na wszystkie podobieństwa: Manson twierdził, że potrafi panować nad ludźmi. Miał na koncie drobne przestępstwa i stal na czele grupy złożonej ze ślepo posłusznych mu kobiet. Był odpowiedzialny za śmierć za możnej rodziny. A w domu Pella ekipa kryminalistyczna znalazła kilkadziesiąt książek o Mansonie, pełnych podkreśleń i notatek.
Szczerze mówiąc, Pell sam pomógł wydać na siebie wyrok – dodał z uśmiechem Reynolds. – Dobrze odegrał swoją rolę. Na sali sądowej cały czas patrzył na przysięgłych i usiłował ich zastraszyć. Ze mną też próbował tej sztuczki. Zaśmiałem mu się w twarz i powiedziałem, że według moich doświadczeń prawnicy są odporni na działanie sił parapsychicznych. Przysięgli też się zaczęli śmiać. I czar prysł. – Pokręcił głową. – Wprawdzie nie na tyle, żeby skazali go na zastrzyk, ale wystarczył mi wyrok kilkukrotnego dożywocia.
Oskarżał pan też trzy kobiety z Rodziny?
– Sprawy zakończyły się ugodą. Chodziło o drobne rzeczy. Żadna z nich nie miała nic wspólnego z morderstwem Croytonów. Jestem tego pewien. Zanim spotkały Pella, miały na sumieniu najwyżej picie w miejscu publicznym czy posiadanie trawki. Pell zrobił im pranie mózgu… Jimmy Newberg był inny. Miał poważniej obciążone konto – czynna na paść i zarzuty za przestępstwa narkotykowe.
W przestronnej kuchni utrzymanej w żółto-beżowej tonacji Reynolds włożył fartuch, który widocznie zdjął tylko na chwilę, by otworzyć drzwi.
– Po przejściu na emeryturę zająłem się kucharzeniem. Naprawdę ciekawa odmiana. Prokuratorów nikt nie lubi. A teraz… – Wskazał głęboką pomarańczową patelnię, w której bulgotały owoce morza. – Oto moja zupa cioppino. Wszyscy ją uwielbiają.
– Ach – powiedziała Dance, rozglądając się z teatralnie zdumioną miną. – A więc tak wygląda kuchnia.
– Czyżby amatorka dań na wynos? Zupełnie jak ja w kawalerskich czasach.
– Dzieci są ze mną biedne. Jedyny plus jest taki, że w odruchu samo obrony uczą się gotować. Na ostatni Dzień Matki usmażyły mi naleśniki z truskawkami.
– A pani zostało tylko zmywanie. Proszę się poczęstować.
Nie mogła się oprzeć.
– Zgoda, tylko odrobinkę.
Nalał jej porcję.
– Najlepiej smakuje z czerwonym winem.
– Za wino dziękuję. – Spróbowała gęstej zupy. – Wspaniała!
Reynolds kontaktował się z Sandovalem oraz biurem szeryfa Monterey, znał więc najnowsze szczegóły pościgu za zbiegiem, łącznie z informacją, że Pell nie opuścił okolicy. (Dance zwróciła uwagę na fakt, że zwracając się do CBI, zadzwonił do niej, a nie do Charlesa Overby’ego).
– Zrobię wszystko, żeby wam pomóc złapać tego gnojka. – Były pro kurator pedantycznie kroił pomidora. – Proszę tylko powiedzieć co. Dzwoniłem już do okręgowego archiwum. Przywiozą mi wszystkie moje notatki ze sprawy. Pewnie dziewięćdziesiąt dziewięć procent do niczego się nie przyda, ale może znajdzie się jakiś cenny drobiazg. Do diabła, jeżeli będzie trzeba, przeczytam wszystko, strona po stronie.
Dance spojrzała w jego ciemne oczy, pełne determinacji, zupełnie nieprzypominającej na przykład wesołego błysku w oczach Mortona Walkera. Nigdy dotąd nie pracowała z Reynoldsem, wiedziała jednak, że musiał być twardym i bezkompromisowym prokuratorem.
– Bardzo by nam pan pomógł, James. Będę wdzięczna. – Dance skończyła jeść i odstawiła miseczkę do zlewu. – Nawet nie wiedziałam, że nadal pan tu mieszka. Podobno miał się pan przeprowadzić do Santa Barbara.
Читать дальше