Agentka zauważyła, że Maryellen ociąga się z wyjściem.
– Nie wiedziałam, czy można ci zawracać głowę, ale dzwonił Brian.
– Tak?
– Nie był pewien, czy w piątek dostałaś od niego wiadomość.
– Przecież mija przekazałaś.
– Wiem. Nie powiedziałam mu, że przekazałam. Ani że nie przekazałam. W każdym razie dzwonił.
Czując na sobie wzrok O’Neila, Dance odrzekła:
– Aha, dziękuję.
– Chcesz jego numer?
– Mam.
– Aha. – Sekretarka wciąż niewzruszenie stała przed swoją szefową, wolno kiwając głową.
Zapadło nieco kłopotliwe milczenie.
Dance nie miała ochoty rozmawiać o Brianie Gundersonie.
Z opresji wybawił ją terkot telefonu.
Słuchała przez chwilę, po czym poleciła:
– Niech ktoś go zaraz do mnie przyprowadzi.
Potężny mężczyzna w mundurze Departamentu Więziennictwa i Resocjalizacji usiadł przed jej biurkiem – zwyczajnym służbowym meblem, na którym obok lampy i oprawionych listów pochwalnych poniewierały się przeróżne długopisy. Na blacie stały także zdjęcia: dzieci, Dance z przystojnym, siwowłosym mężczyzną, jej rodziców i dwóch psów w towarzystwie jej córki i syna. Na tanim laminacie leżało kilkanaście teczek z aktami. Zakrytych.
– To straszne – powiedział Tony Waters, starszy strażnik z zakładu karnego Capitola. – Naprawdę.
Dance dosłyszała ślad akcentu południowo-wschodniego. Na półwysep Monterey ściągali ludzie z całego świata. Dance i Waters byli teraz sami. Michael O’Neil poszedł sprawdzić, czy są wyniki analizy dowodów zebranych na miejscu zdarzenia.
– Kierował pan blokiem, w którym był uwięziony Pell? – zapytała Dance.
– Zgadza się. – Masywny i lekko przygarbiony Waters wyprostował się na krześle. Wyglądał na około pięćdziesiąt pięć lat.
– Czy Pell kiedykolwiek mówił panu, dokąd chce się wybrać po wyjściu?
– Nie. Od jego ucieczki ciągle łamię sobie nad tym głowę. Kiedy tylko się dowiedziałem, usiadłem i zacząłem sobie przypominać wszystko, co mówił w zeszłym tygodniu i wcześniej. Ale nie, nic takiego nie powie dział. Musi pani wiedzieć, że w ogóle mało mówił. Przynajmniej do nas, klawiszy.
– Bywał w bibliotece?
– Często tam przesiadywał. Ciągle coś czytał.
– Mogę się dowiedzieć co?
– Nie prowadzimy rejestru, a więźniom wolno wypożyczać wszystko.
Ktoś go odwiedzał?
– W zeszłym roku nikt.
– A telefony? Rozmowy są rejestrowane?
– Tak. Ale nie nagrywane. – Zastanowi! się. – Nie rozmawiał za często, chyba że z dziennikarzami, którzy chcieli z nim przeprowadzić wy wiad. Sam nigdy nie oddzwaniał. Raz czy dwa rozmawiał z ciotką. Innych telefonów nie pamiętam.
– A komputery, e-maile?
– Nie są dla więźniów. Oczywiście mamy komputery, ale tylko do swojej dyspozycji. Są w specjalnej części więzienia – w strefie kontrolnej. Ściśle tego przestrzegamy. Myślałem o tym i jeżeli kontaktował się z kimś za murami…
– Bo na pewno się kontaktował – zauważyła Dance.
– No tak. W każdym razie musiał to zrobić przez kogoś, kto został zwolniony. Można to sprawdzić.
– Też o tym pomyślałam. Rozmawiałam z pańską naczelniczką. Mówiła, że w ciągu zeszłego miesiąca zwolniono tylko dwie osoby, ale kuratorzy wykluczyli ich udział w dzisiejszym zdarzeniu. Zwolnieni mogli jednak przekazać komuś wiadomość. Funkcjonariusze sprawdzają tę możliwość.
Zauważyła, że Waters zjawił się u niej z pustymi rękami.
– Czy przekazano panu naszą prośbę o przywiezienie rzeczy z jego celi?
Strażnik spochmurniał. Pokręcił głową, spuszczając oczy.
– Tak, ale cela była pusta. Nie znalazłem w niej zupełnie nic. Prawdę mówiąc, stała pusta przez dwa dni. – Uniósł głowę, zaciskając usta, jak gdyby coś rozważał. Potem odwrócił wzrok, mówiąc: – Nie zdążyłem.
– Z czym pan nie zdążył?
– Chodzi o to, że pracowałem w San Quentin, w Soledad i Lompoc. I paru innych pudłach. Nauczyliśmy się zwracać uwagę na pewne rzeczy. Widzi pani, jeżeli szykuje się coś poważnego, cele od razu się zmieniają. Znikają z nich różne rzeczy – czasem dowody planowanej ucieczki albo dowody na to, że więzień narobił sobie jakiegoś gnoju za kratami i nie chce, żebyśmy się o tym dowiedzieli. Albo ślady czegoś, co dopiero chce zrobić. Bo wie, że potem będziemy oglądać jego celę pod mikroskopem.
– Ale nie przypuszczał pan, że Pell może się czegokolwiek pozbywać.
– Nigdy nie mieliśmy ucieczki z Capitoli. To się po prostu nie może zdarzyć. Nigdy nie spuszczamy więźniów z oka, więc żaden nie ma szans stuknąć drugiego – to znaczy zabić. – Strażnik zaczerwienił się. – Powinienem się czegoś domyślić. Gdyby to było w Lompoc, od razu bym wiedział, że coś się kroi. – Przetarł oczy. Schrzaniłem sprawę.
– Trudno przewidzieć tak gwałtowny przeskok – uspokoiła go Dance. – Od zwykłej codzienności do decyzji o ucieczce.
Wzruszył ramionami i zaczął oglądać swoje paznokcie. Nie nosił żadnej biżuterii, lecz Dance zauważyła na palcu wgłębienie po obrączce. Przyszło jej na myśl, że w jego wypadku nie jest to oznaka niewierności, ale ustępstwo na rzecz pracy. Krążąc wśród niebezpiecznych kryminalistów, prawdopodobnie lepiej było nie nosić niczego, co mogliby ukraść.
– Wygląda na to, że już długo pracuje pan w zawodzie.
– Szmat czasu. Wstąpiłem do służby więziennej zaraz po wojsku. I do dzisiaj w niej jestem. – Przejechał dłonią po krótko ostrzyżonych włosach, uśmiechając się szeroko. – Czasami wydaje mi się, że całe wie ki. A czasem, jakby minął jeden dzień. Do emerytury mam dwa lata. Śmieszne, ale chyba będzie mi tego brakowało. – Kiedy się zorientował, że nie czeka go chłosta za brak czujności, zaczął się zachowywać swobodniej.
Dance spytała go, gdzie mieszka i czy ma rodzinę. Powiedział, że jest żonaty i ze śmiechem uniósł lewą dłoń: jej podejrzenia co do obrączki okazały się słuszne. Ma dwoje dzieci i oboje, jak dodał z dumą, wybierają się do college’u.
Podczas pogawędki ze strażnikiem w głowie Dance paliła się już jednak lampka ostrzegawcza. Działo się coś niedobrego.
Tony Waters kłamał.
Często fałsz pozostaje niewykryty po prostu dlatego, że oszukiwana osoba nie spodziewa się kłamstwa. Dance poprosiła Watersa o informacje na temat Daniela Pella, nie zamierzając przeprowadzać przesłuchania. Gdyby Waters był podejrzanym lub wrogo nastawionym świadkiem, szukałaby u niego oznak stresu podczas gdy odpowiadał na pewne pytania, a następnie drążyłaby newralgiczne tematy, dopóki nie przyznałby się do kłamstwa i w końcu powiedziałby prawdę.
Taki proces jest jednak możliwy tylko wówczas, gdy ustali się wzorzec typowego zachowania przesłuchiwanego jeszcze przed rozpoczęciem zadawania drażliwych pytań, a Dance oczywiście nie miała powodu tego robić, ponieważ założyła, że strażnik będzie z nią rozmawiał szczerze.
Ale mimo braku wzorca porównawczego spostrzegawczy przesłuchujący potrafi czasem zauważyć fałsz. Dość wiarygodną wskazówkę kłamstwa stanowią dwie reakcje: lekko podwyższony ton głosu spowodowany napięciem strun głosowych pod wpływem emocji, jakie u większości ludzi wywołuje kłamstwo, oraz pauzy przed i podczas udzielania odpowiedzi, gdyż wprowadzenie kogoś w błąd wymaga wysiłku intelektualnego. Każdy, kto kłamie, musi się stale zastanawiać, co na ten temat powiedział wcześniej i co mówili inni, a potem wymyślić odpowiedź zgodną z poprzednimi wypowiedziami i wiedzą przesłuchiwanego.
Читать дальше