Uczucie napawało ją radością.
Ale i lękiem.
Jej oczy wypełniły się łzami. Nie, nie, przestań. Nie płacz. Nie spodoba mu się, że ryczysz. Mężczyźni zawsze się o to wściekają.
Lecz on spytał łagodnym tonem:
– Co się stało, najdroższa?
– Nic, jestem taka szczęśliwa.
– No, powiedz.
Nie wydawał się wcale wściekły. Po krótkim wahaniu powiedziała:
– Tak sobie pomyślałam… W sklepie spożywczym spotkałam dwie kobiety, a potem włączyłam wiadomości. I słyszałam… że ktoś został poważnie poparzony. Policjant. I że zginęło dwóch ludzi. Zakłuci no żem.
Daniel mówił jej wcześniej, że noża będzie potrzebował tylko po to, żeby postraszyć strażników. Nie zamierzał robić im krzywdy. Co? warknął. W niebieskich oczach zamigotała złość.
Nie, nie, co ty wyprawiasz?, wpadła w popłoch Jennie. Rozgniewałaś go! Po co go o to zapytałaś? Wszystko spieprzyłaś! Jej serce zatrzepotało ze strachu i miała ochotę się rozpłakać.
– Znowu to zrobili. Zawsze to samo! Kiedy wychodziłem, nikt nie był ranny. Przecież uważałem! Uciekłem przez wyjście ewakuacyjne, tak jak planowaliśmy, i zatrzasnąłem drzwi. – Pokiwał głową. – Już wiem… no jasne. W celi obok mnie siedzieli inni więźniowie. Chcieli, żebym ich wypuścił, ale tego nie zrobiłem. Pewnie zaczęli się awanturować, a kiedy strażnicy przyszli ich uspokoić, wtedy zginęli ci dwaj. Tamci pewnie mieli kosy. Wiesz, co to jest?
– Nóż, prawda?
– Domowej roboty. Tak to wyglądało. A jeżeli ktoś został poparzony, to po prostu nie uważał. Byłem bardzo ostrożny – kiedy uciekałem przez ogień, nikogo tam nie było. Jak mógłbym sam jeden zabić trzech ludzi? To śmieszne. Ale policja i dziennikarze jak zawsze całą winę zrzucają na mnie. – Jego szczupła twarz poczerwieniała. – Łatwy ze mnie cel.
– Tak samo jak z tamtą rodziną osiem lat temu – powiedziała nie pewnie, starając się go uspokoić. Daniel opowiadał jej, jak poszedł z przyjacielem do domu Croytonów, żeby podsunąć komputerowemu geniuszowi pewien pomysł na świetny interes. Kiedy jednak dotarli na miejsce, okazało się, że przyjaciel ma zupełnie inny pomysł – chciał okraść dom. Ogłuszył Daniela i zaczął zabijać po kolei całą rodzinę. Gdy Daniel się ocknął, próbował go powstrzymać i musiał zabić przyjaciela w obronie własnej.
– Uznali, że to ja jestem winien – sama wiesz, jak nie cierpimy sytuacji, kiedy ginie morderca. Gdy na przykład ktoś wpada do szkoły, strzela do uczniów, a potem do siebie. Chcemy złapać bandytę żywego. Musimy mieć winnego. Taka jest ludzka natura.
Ma rację, pomyślała Jennie. Poczuła ulgę, choć wciąż nie mogła sobie darować, że tak go zdenerwowała.
– Przepraszam, kochanie. W ogóle nie powinnam o tym wspominać.
Spodziewała się, że każe się jej zamknąć, a może nawet wyrzuci ją z samochodu. Lecz ku jej zaskoczeniu, pogładził ją po włosach.
– Możesz mnie pytać o wszystko.
Znów się w niego wtuliła. Czując łzy na policzkach, otarła je dłonią. Makijaż zbił się w grudki. Odsunęła się od Daniela, spoglądając na palce. Och, nie. Tylko nie to! Chciała być dla niego piękna.
Powrócił lęk, przeszywając ją na wskroś.
Och, Jennie, chcesz chodzić z taką fryzurą? Na pewno?… Nie wolisz grzywki? Zasłoniłabyś to swoje wysokie czoło.
A jeżeli nie spełni jego oczekiwań? Daniel Pell ujął jej twarz w silne dłonie.
– Najdroższa, jesteś najpiękniejszą kobietą, jaka chodzi po ziemi. Niepotrzebny ci żaden makijaż.
Jak gdyby czytał w jej myślach. Znowu zaczęła płakać.
– Bałam się, że ci się nie spodobam.
– Nie spodobasz? Skarbie, kocham cię. Nie pamiętasz, co pisałem w e-mailach?
Jennie znała na pamięć każde słowo z jego listów. Spojrzała mu w oczy, ściskając mocno jego dłonie.
– Och, jesteś taki cudowny.
Przycisnęła usta do jego ust. Mimo że w wyobraźni kochała się z nim przynajmniej raz dziennie, to był ich pierwszy pocałunek. Poczuła na wargach jego zęby, jego język. Trwali w namiętnym uścisku chyba całą wieczność, choć w rzeczywistości mogło to trwać zaledwie sekundę. Jennie straciła poczucie czasu. Pragnęła mieć go w sobie, czuć na skórze jego pulsującą pierś.
Miłość rodzi się między dwiema duszami, ale bardzo szybko trzeba zaangażować ciała. Przesunęła dłonią po jego obnażonym, muskularnym udzie.
Daniel zaśmiał się cicho.
– Wiesz co, najdroższa, może już jedźmy.
– Oczywiście, jak dobie życzysz.
– Masz ten telefon, przez który rozmawialiśmy? – zapytał. Daniel polecił jej kupić za gotówkę trzy telefony komórkowe na kartę. Podała mu aparat, pod który dzwonił zaraz po ucieczce. Otworzył telefon, wy ciągnął baterię oraz kartę SIM i wyrzucił je do kosza na śmieci, po czym z powrotem wsiadł do samochodu.
– A tamte?
Wyciągnęła pozostałe telefony. Oddał jej jeden, a drugi wsunął do kieszeni.
– Powinniśmy…
Niedaleko rozległ się dźwięk syreny. Oboje zamarli. Anielskie pieśni, pomyślała Jennie, a potem dwanaście razy powtórzyła swoją szczęśliwą mantrę. Wycie syren ucichło w oddali.
– Jedźmy, najdroższa.
Skinęła głową.
– Mogą tu wrócić – powiedziała, wskazując w kierunku syren.
Daniel uśmiechnął się.
– O to się nie martwię. Chcę, żebyśmy zostali sami.
Wstrząsnął nią dreszcz szczęścia przeszywający niemal do bólu.
Centrala środkowozachodniego regionu Biura Śledczego Kalifornii, gdzie pełniło służbę kilkudziesięciu agentów, zajmowała nowoczesny piętrowy budynek niedaleko autostrady numer 68, nieróżniący się niczym od otaczających go budowli: funkcjonalnych klocków z kamienia i szkła, w których mieściły się gabinety lekarzy, kancelarie adwokackie, przedsiębiorstwa budowlane, komputerowe i tak dalej. Pieczołowicie zaprojektowany krajobraz był nudny, parkingi zawsze w połowie puste. W okolicy wznosiły się łagodne wzgórza, które dzięki niedawnym deszczom przybrały jasnozieloną barwę. Ziemia często była brązowa jak w Kolorado podczas suszy.
Odrzutowiec United Express nagle położył się na skrzydło, lecz zaraz wyrównał lot. znikając za drzewami i podchodząc do lądowania na pobliskim lotnisku – Monterey Peninsula.
Kathryn Dance i Michael O’Neil byli w sali konferencyjnej CBI na parterze, tuż pod gabinetem Kathryn. Stali obok siebie, patrząc na dużą mapę ścienną, gdzie zaznaczono zablokowane drogi – tym razem za pomocą pinezek, nie samoprzylepnych karteczek z motywem entomologicznym. Nadal nikt nie widział hondy należącej do kuriera Worldwide Express, a sieć blokad przesunięto na odległość pięćdziesięciu kilometrów od miasta.
Kathryn Dance zerknęła na kanciastą twarz O’Neila, wyczytując w niej mieszaninę zdecydowania i niepokoju. Dobrze znała detektywa. Poznali się przed wielu laty, kiedy pracowała jako konsultantka, badając zachowanie i reakcje ewentualnych członków ławy przysięgłych podczas selekcji i doradzając prawnikom, których kandydatów powinni wybrać, a których wyeliminować. Pomagała prokuratorom federalnym selekcjonować przysięgłych w procesie gangsterów, w którym O’Neil był głównym świadkiem. (Co ciekawe, swojego nieżyjącego męża poznała w podobnych okolicznościach, gdy jako dziennikarka obserwowała proces w Salinas, a on był świadkiem oskarżenia).
Dance i O’Neil zostali bliskimi przyjaciółmi. Odkąd Kathryn postanowiła wstąpić do służby i została przyjęta do regionalnego biura CBI, często współpracowała z detektywem. Stan Fishburne, ówczesny szef biura, był jej głównym mentorem, a O’Neil drugim. W ciągu sześciu miesięcy nauczyła się od niego więcej o sztuce prowadzenia śledztw niż w ciągu całego szkolenia. Wspaniale się uzupełniali. Milczący i spokojny detektyw był zwolennikiem tradycyjnych technik policyjnych, takich jak kryminalistyka, operacje pod przykryciem, obserwacja i korzystanie z tajnych informatorów, podczas gdy Dance specjalizowała się w rozmowach z ludźmi i przesłuchiwaniu świadków oraz ofiar.
Читать дальше