– Nie mam pojęcia. Przykro mi. Właściwie zacząłem pracę nad książką dopiero miesiąc temu. Ciągle zbieram materiały.
– Wspomniał pan, że zamierza pisać też o kobietach z Rodziny Pella. Kontaktował się pan z nimi?
– Z dwiema. Pytałem, czy zgodzą się udzielić wywiadu.
– Są na wolności? – zapytał O’Neil.
– Och, tak. Nie były zamieszane w morderstwo Croytonów. Dostały niskie wyroki, głównie za kradzieże.
O’Neil dokończył myśl Dance:
– Czy któraś z nich mogła być jego wspólniczką? A może obie?
Walker zamyślił się.
– Nie wydaje mi się. Ich zdaniem spotkanie z Pellem było najgorszą rzeczą, jaka je w życiu spotkała.
– Kto to jest? – indagował dalej O’Neil.
– Rebecca Sheffield. Mieszka w San Diego. I Linda Whitfield z Portland.
– Później nie wpadły już w żadne kłopoty?
Chyba nie. O ile wiem, nie były potem notowane. Linda mieszka ze swoim bratem i bratową. Pracuje w jakimś kościele. Rebecca prowadzi firmę konsultingową dla małego biznesu. Mam wrażenie, że zerwały z przeszłością.
Ma pan ich numery telefonów?
Pisarz przerzucił kartki w opasłym notesie. Ponieważ miał niechlujne i szerokie pismo, notatki były bardzo obszerne.
– W Rodzinie była jeszcze trzecia kobieta – zauważyła Dance, przypominając sobie informacje zebrane przed przesłuchaniem.
– Samantha McCoy. Zniknęła wiele lat temu. Rebecca powiedziała mi, że zmieniła nazwisko i gdzieś się wyprowadziła. Widocznie miała dość i nie chciała już dłużej być jedną z „dziewczyn Pella”. Próbowałem szukać, ale jeszcze jej nie znalazłem.
– Jakieś tropy?
– Rebecca wie tylko, że mieszka gdzieś na Zachodnim Wybrzeżu.
– Znajdź ją – poleciła TJ-owi Dance. – Samantha McCoy.
Kędzierzawy agent jednym susem znalazł się w rogu sali konferencyjnej. On też wygląda jak chochlik, pomyślała agentka.
Walker znalazł numery kobiet i Dance je zanotowała. Zadzwoniła do Rebecki Sheffield w San Diego.
– Inicjatywa Kobiet – powiedziała recepcjonistka z lekkim latynoskim akcentem. – Czym mogę służyć?
Po chwili Dance została połączona z dyrektorką firmy, rzeczową kobietą o niskim, ochrypłym głosie. Poinformowała ją o ucieczce Pella. Rebecca Sheffield była wstrząśnięta.
A także wzburzona.
– Myślałam, że wsadzili go do jakiegoś superwięzienia.
– Nie uciekł stamtąd, ale z aresztu w sądzie okręgowym.
Dance zapytała ją, czy się domyśla, dokąd Pell mógł pojechać, kto może być jego wspólnikiem, z którym ze swoich przyjaciół mógłby się kontaktować.
Rebecca nie potrafiła jej jednak pomóc. Oświadczyła, że dołączyła do Rodziny zaledwie kilka miesięcy przed morderstwem Croytonów, lecz dodała, że mniej więcej miesiąc temu ktoś do niej dzwonił, podobno jakiś pisarz.
– Przypuszczałam, że jest w porządku, ale mógł być zamieszany w ucieczkę. Miał na imię Murray czy Morton. Chyba mam jeszcze jego numer.
– Ta sprawa jest już wyjaśniona. Jest tu z nami. Sprawdziliśmy go.
Rebecca nie potrafiła podać żadnych szczegółów na temat miejsca pobytu Samanthy McCoy ani jej nowej tożsamości. Potem, z niepokojem w głosie, rzekła:
– Wtedy, osiem lat temu, nie wydałam go, ale współpracowałam z policją. Sądzi pani, że coś mi może grozić?
Trudno powiedzieć. Ale dopóki go nie zatrzymamy, powinna pani pozostawać w kontakcie z policją San Diego. – Dance podała jej swój numer w CBI oraz numer komórki, a Rebecca obiecała jej, że się zastanowi, kto mógłby pomagać Pellowi lub wiedzieć coś więcej o miejscu jego kryjówki.
Agentka wcisnęła widełki telefonu i zaraz je puściła. Kiedy wystukała drugi numer podany przez Walkera, zgłosił się Kościół Braci Świętych w Portland. Została połączona z Lindą Whitfield, która także nic nie słyszała o ucieczce. Kobieta zareagowała na wiadomość zupełnie inaczej: w słuchawce zapadła cisza przerywana ledwie słyszalnym mamrotaniem. Dance zdołała wychwycić tylko słowa „dobry Jezu”.
Nie brzmiało to jednak jak wyraz zaskoczenia, ale modlitwa. Głos ucichł, a może przerwało się połączenie.
– Halo? – powiedziała Dance.
– Tak, jestem – odrzekła Linda.
Dance zadała jej te same pytania co Rebecce Sheffield.
Linda od lat nie miała żadnych wiadomości od Pella – mimo że przez półtora roku po morderstwie Croytonów korespondowali ze sobą. W końcu przestała pisać i więcej już się do niej nie odezwał. Nie miała też żadnych informacji na temat miejsca pobytu Samanthy McCoy, choć do niej także w zeszłym miesiącu dzwonił Morton Walker. Agentka uspokoiła ją, że wiedzą o pisarzu i są przekonani, iż nie współpracuje z Pellem.
Linda nie potrafiła udzielić jej żadnych wskazówek na temat ewentualnego miejsca pobytu Pella. Nie miała pojęcia, kto mógłby być jego wspólnikiem.
– Nie znamy jego zamiarów – oznajmiła jej Dance. – Nie mamy powodów przypuszczać, aby była pani w niebezpieczeństwie, ale…
– Och, Daniel na pewno by mnie nie skrzywdził – odrzekła szybko.
– Mimo to byłoby lepiej, gdyby zawiadomiła pani miejscową policję.
– Zastanowię się nad tym. – Po chwili Linda spytała: – Czy jest jakaś gorąca linia, pod którą można dzwonić i pytać, co się dzieje?
– Nie mamy żadnego specjalnego numeru. Ale prasa trzyma rękę na pulsie. Jeżeli poznamy nowe szczegóły, od razu dowie się pani o nich z wiadomości telewizyjnych.
– Och, mój brat nie ma telewizora.
Nie ma telewizora?
– Wobec tego dam pani znać, gdyby zdarzyło się coś ważnego. Jeżeli przypomni się pani coś jeszcze, proszę zadzwonić. – Dance podała jej swoje numery i odłożyła słuchawkę.
Kilka minut później do sali wkroczył szef CBI Charles Overby.
– Myślę, że konferencja prasowa poszła nieźle. Zadali mi parę drażliwych pytań. Jak zawsze. Ale muszę przyznać, że dobrze sobie z nimi poradziłem. Trzeba być o krok przed nimi. Widziałaś? – Wskazał stojący w kącie telewizor, którego nikomu nie chciało się nastawić głośniej, by posłuchać jego występu.
– Przegapiłam, Charles. Rozmawiałam przez telefon.
– Kto to? – zapytał Overby. Przyglądał się Walkerowi z taką miną, jak gdyby pisarz powinien go znać.
Gdy Dance mu go przedstawiła, agent natychmiast przestał się nim interesować.
– Coś się ruszyło? – Rzucił okiem na mapy.
– Nie ma żadnych meldunków – odparła Dance. Następnie poinformowała go, że skontaktowała się z dwiema kobietami, które należały do Rodziny Pella. – Jedna jest z San Diego, druga z Portland, a trzeciej właśnie szukamy. Przynajmniej udało się ustalić, że dwie pierwsze nie były wspólniczkami.
– Dlatego, że im uwierzyłaś? - spytał Overby. – Odgadłaś to z barwy ich głosu?
Nikt z obecnych w sali funkcjonariuszy się nie odezwał, dlatego Dance sama postanowiła wskazać przełożonemu szczegół, na który nie zwrócił uwagi.
– Nie sądzę, żeby zdążyły podłożyć bomby i wrócić do domu.
Nastąpiła chwila ciszy. Overby rzekł:
– Ach, więc dzwoniłaś do nich do domu. Nie mówiłaś.
Kathryn Dance, była dziennikarka i konsultantka przy selekcji przysięgłych, zdążyła już dobrze poznać prawa rządzące światem. Unikając wzroku TJ-a, powiedziała:
– Masz rację, Charles. Nie mówiłam. Przepraszam.
Szef CBI zwrócił się do O’Neila:
– Mamy ciężką sprawę, Michael. Mnóstwo aspektów. Cieszę się, że możesz nam pomóc.
– Cieszę się, że mogę się przydać.
Читать дальше