– W ciągu dwóch ostatnich dni jednak utrzymywałeś, że nie masz pojęcia, gdzie się podziewa Christian.
– Mówiąc szczerze, nie uważałem tej informacji za taką, która mogłaby cię zainteresować. I nie mogłem nie zadawać sobie pytania, skąd ta nagła troska o Christiana – odparł Fellner dość szorstko. Uznał widocznie, że nadeszła pora, by skończyć z konwenansami.
– Wiem o wizycie, którą Christian złożył dwa tygodnie temu w Sankt Petersburgu. Mówiąc prawdę, wszystko zaczęło się od niej właśnie.
– Byliśmy przekonani, że opłacasz tego urzędasa w archiwum – wtrąciła Monika tonem jeszcze bardziej opryskliwym niż jej ojciec.
– Pytam więc ponownie, Ernst, w jakim celu nas tu ściągnąłeś? – niecierpliwił się Fellner.
– Chodzi o Bursztynową Komnatę – odparł powoli Loring.
– A konkretnie?
– Skończmy kolację. Potem porozmawiamy.
– Szczerze mówiąc, nie mam apetytu. Pokonałem twoim samolotem trzysta kilometrów po to, żeby z tobą porozmawiać, a zatem rozmawiajmy.
Loring złożył serwetkę.
– Jak sobie życzysz, Franz. A zatem pozwólcie wraz z Moniką ze mną.
Suzanne postępowała za nimi. Loring prowadził gości parterem. Szeroki korytarz omijał pokoje, w których znajdowało się mnóstwo bezcennych dzieł sztuki i zabytków Były to oficjalne zbiory Loringa, efekt sześciu dziesięcioleci osobistych poszukiwań oraz wcześniejszych stu lat z czasów jego ojca, dziadka i pradziadka. W otaczających komnatach znajdowały się najcenniejsze dzieła światowej sztuki – zasoby kolekcji Loringa były znane wyłącznie jemu i Suzanne, ukryte za grubymi ścianami z kamienia w wiejskiej z pozoru posiadłości w kraju byłego bloku wschodniego.
Już wkrótce wszystko to stanie się jej własnością.
– Mam zamiar złamać jedną z naszych świętych zasad oświadczył Loring. – Dobrowolnie zamierzam pokazać wam swoją prywatną kolekcję.
– Czy to konieczne? – zdziwił się Fellner.
– Jestem pewien, że tak.
Minęli gabinet gospodarza i przeszli długim korytarzem do pokoju usytuowanego na samym końcu. Prostokątne pomieszczenie miało sklepienie krzyżowe; na ścianach wisiały malowidła wyobrażające znaki zodiaku oraz portrety apostołów. Masywny piec wykonany z delftów zajmował jeden z narożników. Siedemnastowieczne gabloty z drewna kasztanowego, inkrustowane kością słoniową z Afryki, stały wzdłuż ścian. Szklane półki niemal uginały się pod ciężarem porcelany pamiętającej szesnasty i siedemnasty wiek. Fellner i Monika przez chwilę w milczeniu podziwiali niektóre z cenniejszych eksponatów.
– To Sala Romańska – objaśnił Loring. – Nie pamiętam, czy wy oboje byliście tu wcześniej.
– Ja nie byłem – przyznał Fellner.
– Ja również nie – dodała Monika.
– Tu znajdują się najcenniejsze szkła – wyjaśnił Czech i wskazał kaflowy piec. – Piec służy jedynie do ozdoby, ciepłe powietrze dochodzi tędy – pokazał kratę w podłodze. Specjalne agregaty, których wy także, jak sądzę, używacie.
Niemiec przytaknął.
– Suzanne! – przywołał ją Loring.
Wyszła przed jedną z drewnianych gablot, czwartą w rzędzie złożonym z sześciu.
– Powszechne doświadczenie jest po prostu powszechnym złudzeniem – powiedziała powoli niskim głosem.
Witryna wraz z fragmentem ściany zaczęła się obracać wokół własnej osi, zatrzymała: się w połowie drogi i odsłoniła sekretne przejście.
– Czujniki akustyczne uaktywniane głosem moim oraz Suzanne. Część służby wie o istnieniu tej komnaty. Od czasu do czasu musi być przecież sprzątana. Ale jestem tak samo jak ty, Franz, absolutnie przekonany o lojalności mojej służby oraz o jej dyskrecji. Na wszelki wypadek jednak zmieniamy hasło co siedem dni.
– Ten tydzień wydaje się interesujący – podjął rozmowę Fellner. – Kafka, jak sądzę. Pierwsze zdanie z opowiadania Powszechne złudzenie. Jakie trafne.
Loring uśmiechnął się szeroko.
– My jesteśmy lojalni wobec naszych czeskich autorów Suzanne odsunęła się na bok, puszczając przodem gości.
Monika otarła się o nią, omiatając spojrzeniem zimnym i pogardliwym. Suzanne weszła do środka w ślad za swym patronem. W przepastnej komnacie za ścianą stały kolejne wystawowe witryny, wisiały na ścianach obrazy i gobeliny.
– Jestem pewien, że macie podobną komnatę – Loring skierował te słowa do Fellnera. – To zbiory gromadzone od dwóch stuleci. Ostatnie czterdzieści lat w ramach członkostwa w klubie.
Fellner i Monika oglądali kolejne gabloty.
– Cudowne – pochwalił Fellner. – Naprawdę robi wrażenie. Wiele z nich pamiętam z prezentacji. Ale, Ernst, gros utrzymywałeś w tajemnicy – zatrzymał się przed poczerniałą czaszką umieszczoną w szklanej gablocie. – Człowiek pekiński?
– W posiadaniu naszej rodziny od końca wojny.
– Jeśli dobrze pamiętam, czaszka zaginęła w Chinach podczas transportu do Stanów Zjednoczonych.
Loring skinął głową.
– Ojciec odebrał ją złodziejom, którzy sprzątnęli to sprzed nosa marynarzom odpowiedzialnym za transport.
– Fascynujące. Ta czaszka świadczy, że gatunek ludzki istniał na Ziemi o pół miliona lat wcześniej. Chińczycy i Amerykanie gotowi byliby zabić, żeby ją odzyskać. A ona znalazła oazę tu, w środkowych Czechach. Żyjemy w dziwnych czasach, nieprawda?
– Święta racja, przyjacielu. Święta racja – zgodził się Loring i wskazał podwójne drzwi na drugim końcu podłużnej sali. Tędy, Franz.
Fellner ruszył w stronę wysokich drzwi. Były pomalowane na biało i miały złocone żyłki. Monika podążyła w ślad za ojcem.
– Idź przodem. Otwórz je – zachęcał Loring przyjaciela.
Suzanne z ulgą stwierdziła, że choć raz Monika nie klepała trzy po trzy Jej ojciec chwycił mosiężną klamkę i pchnął drzwi do przodu.
– Wielki Boże! – wykrzyknął Fellner, wkraczając do wnętrza rzęsiście oświetlonej komnaty.
Pomieszczenia miało kształt idealnego kwadratu; sklepienie znajdowało się wysoko nad ich głowami i ozdobione było kolorowymi malowidłami. Trzy spośród czterech ścian podzielone były na wyraźne segmenty wyłożone mozaiką z bursztynu w kolorze złotobrązowym. Każdy segment oddzielony był lustrzanym pilastrem. Bursztynowe reliefy sprawiały wrażenie boazerii złożonej z długich i wąskich płyt wyżej oraz krótszych prostokątów umocowanych niżej.
Tulipany, róże, rzeźbione głowy, figurki, muszle, motywy kwiatowe, monogramy, odciski muszli, woluty oraz kwieciste girlandy – wszystko wykonane z jantaru – ozdabiały ściany Bursztynowej Komnaty Herb Romanowów, bursztynowa płaskorzeźba przedstawiająca dwugłowego orła rosyjskich carów, widniał na wielu panelach w niższych rzędach. Górne partie oraz framugi trzech par białych podwójnych drzwi zdobiły złocenia w kształcie winorośli. Figurki cherubinów oraz damskie popiersia rozdzielały i zwieńczały płyty górnych rzędów oraz okalały drzwi i okna. Lustrzane pilastry były dodatkowo udekorowane pozłacanymi świecznikami, w których zamiast świec płonęły jaskrawym światłem żarówki. Podłogę wyłożono parkietem, którego intarsje były równie misterne jak reliefy na bursztynowych ścianach. Lampki odbijały się w lśniącym parkiecie niczym promienie słońca.
Loring wszedł do środka.
– Pomieszczenie ma dokładnie takie wymiary jak komnata w Pałacu Jekaterynowskim. Kwadrat o boku dziesięć metrów i sklepienie na wysokości siedmiu i pół metra.
Monika, w przeciwieństwie do ojca, zachowała zimną krew.
– Czy to jest powód tej gry z Christianem?
Читать дальше