– Kto oprócz nas był w kościele? – postanowiła zyskać na czasie.
– Cutlerowie. Wygląda na to, że są tym bardzo zainteresowani. Zechcesz mnie może oświecić?
– Skąd mam to wiedzieć?
– Jestem przekonany, że wiesz dużo więcej niż skłonna będziesz wyjawić – zacisnął mocniej dłoń na jej szyi.
– Dobrze już, dobrze, Christianie. Chodzi o Bursztynową Komnatę.
– A konkretnie?
– Komnatę ukrył tu Hitler. Musiałam się co do tego upewnić i dlatego tu jestem.
– Upewnić się co do czego?
– Wiesz, że to interesuje Loringa. Poszukuje jej od lat, zresztą tak jak Fellner. Zyskaliśmy po prostu informacje, których wy nie macie.
– Na przykład?
– Wiesz, że nie mogę powiedzieć. To nie fair.
– A wysadzenie mnie w powietrze było fair. Co jest grane, Suzanne? To nie są zwykłe łowy.
– Proponuję ci układ. Wróćmy do twojego pokoju. Porozmawiamy potem. Przyrzekam.
– Nie mam najmniejszej ochoty na seks.
Jednak dopięła swego. Dłoń na jej szyi rozluźniła uścisk na tyle, by zdołała odbić się od ściany i wymierzyć mu potężnego kopniaka kolanem w jądra.
Knoll zgiął się z bólu. Kopnęła go jeszcze raz między nogi, po czym pobiegła co tchu ku wolności.
Knoll czuł niesamowity ból w kroczu. Do oczu napłynęły mu łzy. Ta suka znowu to zrobiła. Szybka jak kot. Puścił ją tylko na moment, chcąc poprawić uchwyt. Ale to wystarczyło, by zaatakowała.
Psiakrew!
Podniósł wzrok i zobaczył, jak Danzer znika w końcu ulicy. Między nogami nie przestawało boleć. Z trudem łapał oddech, ale zapewne uda mu się oddać celny strzał w jej kierunku. Sięgnął do kieszeni po pistolet, ale zatrzymał się w połowie drogi.
Nie ma potrzeby.
Zajmie się nią jutro.
ŚRODA, 21 MAJA, 1.30
Rachel otworzyła oczy Głowa pękała jej z bólu. Żołądek podjeżdżał do gardła, czuła mdłości. Sweter cuchnął wymiocinami. Rana na szyi szczypała. Palcem sprawdziła obrys zakrzepłej krwi, potem przypomniała sobie, jak w jej brodę wbijał się szpic sztyletu.
Pochylał nad nią się mężczyzna w brązowym habicie mnicha. Twarz miał pobrużdżoną i wpatrywał się w Rachel zaniepokojonym, wodnistymi oczyma. Siedziała oparta o ścianę w korytarzu, w którym zaatakował ją Knoll.
– Co się stało? – zapytała.
– To ty nam powiedz – usłyszała w odpowiedzi głos Waylanda McKoya.
Usiłowała wyostrzyć spojrzenie.
– Nie widzę cię, McKoy Wielkolud podszedł bliżej.
– Gdzie jest Paul? – zapytała.
– Leży tu nieprzytomny Nieźle oberwał w głowę. Jesteś cała?
– Tak. Tylko piekielnie boli mnie głowa.
– I nie dziwota. Mnisi usłyszeli strzały w kościele. Znaleźli Grumera, potem was oboje. Twój klucz od pokoju zaprowadził ich do hotelu „Garni”. I w ten sposób ja się tu znalazłem.
– Trzeba wezwać lekarza.
– Ten mnich jest lekarzem. Twierdzi, że twoja głowa jest cała. Nie ma pęknięć.
– A co z Grumerem?
– Zapewne smaży się już w piekle.
– To był Knoll i ta kobieta. Grumer przyszedł tu spotkać się z nią ponownie i zginął z ręki Knolla.
– Pierdolony skurwiel dostał to, na co zasłużył. A czy możesz mi powiedzieć, dlaczego wy oboje nie zaprosiliście mnie na tę eskapadę?
Głowa nie przestawała jej boleć.
– Masz szczęście, że cię nie zaprosiliśmy.
O kilka stóp od nich zajęczał Paul. Ruszyła po kamiennej posadzce. Żołądek powoli się uspokajał.
– Paul, wszystko w porządku? Pocierał lewą stronę głowy.
– Co się stało?
– Knoll się na nas zaczaił.
Przysunęła się bliżej i obejrzała jego głowę.
– Skaleczyłaś się w podbródek? – chciał wiedzieć McKoy.
– Nieważne.
– Proszę Wysokiego Sądu. Mamy tu martwego Niemca oraz policjantów, którzy zadają tysiące pytań. Was oboje znaleziono nieprzytomnych, a ty mi mówisz, że to nieważne.
– Co tu się, do cholery, wydarzyło?
– Musimy zadzwonić do inspektora Pannika – powiedział do niej Paul.
– Dobrze, Paul.
– Przepraszam. Halo? Pamiętacie mnie? – wtrącił się Wayland.
Mnich podał jej wilgotny ręcznik. Przyłożyła go Paulowi do głowy Na tkaninie pojawiła się krwawa plama.
– Chyba rozciął ci głowę.
– Co ci się stało? – Paul dotknął dłonią rany na jej podbródku.
Postanowiła powiedzieć całą prawdę.
– Knoll mnie ostrzegł. Powiedział, żebyśmy wracali do domu i trzymali się z dala od tego.
– Z dala od czego? – McKoy pochylił się nad nimi.
– Nie bardzo wiem – odparła. – Dowiedzieliśmy się tylko, że kobieta zamordowała Czapajewa, a Knoll mojego ojca.
– Skąd to wiecie?
Opowiedziała mu o tym, co się wydarzyło w kościele.
– Nie słyszałem dokładnie wszystkiego, o czym rozmawiali ze sobą Grumer i ta kobieta – dodał Paul. – Tylko oderwane słowa i urywki zdań. Ale wydaje mi się, że jedno z nich, chyba Grumer, wspomniało o Bursztynowej Komnacie.
McKoy pokręcił z niedowierzaniem głową.
– Nigdy nawet mi się nie śniło, że sprawy zajdą tak daleko. Cóż za cholerne głupstwo popełniłem?
– Jakie głupstwo masz na myśli? – zainteresował się Paul.
– McKoy nie odpowiedział.
– No mów! – ponagliła go Rachel.
– Ale łowca skarbów milczał.
McKoy stał w podziemnej pieczarze, usiłując zebrać myśli, i wpatrywał się w trzy nadgryzione zębem czasu ciężarówki.
Powoli skierował wzrok na wiekowe skalne ściany, szukając w nich jakiegoś śladu. Gdybyż te ściany umiały mówić! Czy powiedziałyby mu więcej niż to, co sam wiedział? Albo więcej niż się domyślał? Czy potrafiłyby mu wyjaśnić, dlaczego Niemcy wjechali do wnętrza góry trzema ciężarówkami, a potem wysadzili dynamitem jedyne wyjście? A może to nie Niemcy zablokowali wejście? Czy te ściany potrafiłyby opisać, w jaki sposób czeski przemysłowiec po latach dostał się do wnętrza jaskini, wykradł to, co tu ukryto, i potem wysadził w powietrze wejście? A może te ściany niczego nie wiedziały? I były równie milczące jak głosy, które przez lata usiłowały przebić się na zewnątrz, lecz trafiały jedynie na szlak wiodący ku śmierci.
Usłyszał odgłosy kroków z tyłu za sobą, od strony wejścia. Drugie wyjście z jaskini nadal zawalone było skalnym rumowiskiem i gruzem, a jego ekipa jeszcze nie przystąpiła do drążenia. Mieli podjąć prace nazajutrz. Spojrzał na zegarek-, dochodziła jedenasta przed południem. Odwrócił się i dostrzegł Paula i Rachel wyłaniających się z cienia.
– Nie spodziewałem się, że pojawicie się tu tak wcześnie.
– Jak wasze głowy?
– Oczekujemy odpowiedzi. McKoy, nie graj z nami w kotka i myszkę – odezwał się Paul. – Jesteśmy zanurzeni w tym po uszy, bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie. Wczoraj wieczorem żałowałeś tego, co zrobiłeś. Co miałeś na myśli?
– Nie zamierzacie posłuchać rady Knolla i wrócić do domu?
– Sądzisz, że powinniśmy? – zapytała Rachel.
– Ty jesteś od sądzenia.
– Skończcie z tym przekomarzaniem – przerwał Paul. O co chodzi?
– Chodźcie za mną – powiedział Wayland i zaprowadził ich w poprzek pieczary do jednego z ludzkich szkieletów zagłębionych w piasku. – Niewiele zostało z odzieży, którą ci goście mieli na sobie, ale z tych strzępów można wnioskować, że są to mundury pamiętające czasy drugiej wojny światowej. Ten deseń to z pewnością wzór używany przez marynarkę USA.
Pochylił się i wskazał palcem.
Читать дальше