Myśli Rachel jednak przez cały czas krążyły wokół Knolla i tej kobiety.
– To było brudne – odezwała się teraz. – Musiałam uważać na każde słowo, by później nikt nie mógł stwierdzić, że został wyprowadzony w pole. Może wcale nie był to najlepszy pomysł?
Paul skręcił w korytarz prowadzący do ich pokoju.
– Ale teraz są zawładnięci przez ducha przygody.
– Jesteś szanowanym prawnikiem. A ja sędzią. McKoy przyczepił się do nas niczym rzep. Gdyby naciągnął tych ludzi, zostalibyśmy uznani za współwinnych. Twój tata zwykł mawiać, że jeśli nie potrafisz uciec wielkim psom, lepiej schowaj się na ganku. Jestem skłonna wycofać się z tej zadymy.
Z kieszeni wyciągnął klucz od pokoju.
– Nie sądzę, żeby McKoy komukolwiek złupił skórę. Im dłużej wczytuję się w ten dokument, tym bardziej uważam jego treść za niejednoznaczną, ale daleką od nabijania w butelkę.
Sądzę, że Wayland był naprawdę zszokowany tym, co znalazł w kopalni. Ale Grumer… cóż, on chyba coś jednak ukrywa.
Otworzył drzwi i zapalił światło.
W pokoju panował kompletny rozgardiasz. Szuflady wyciągnięte, drzwi szafy otwarte na oścież. Ktoś powywracał materace na druga stronę. Ich ubrania leżały rozrzucone na podłodze.
– Pokojówka chyba za dużo wypiła – zażartował Paul.
Rachel jednak nie było do śmiechu.
– Wcale cię to nie niepokoi? Ktoś przeszukiwał nasz pokój.
A niech to cholera! Listy taty. I ten portfel, który znalazłeś.
Paul zamknął drzwi. Zdjął płaszcz i jednym ruchem podciągnął poły koszuli. Pas z portfelem owinięty był wokół jego brzucha.
– Dość trudno je znaleźć w tym miejscu.
– Wielki Boże! Nigdy więcej nie skarcę cię za nadmiar przezorności, Paulu Cutler.
Opuścił poły koszuli.
– Kopie korespondencji mam w sejfie w biurze, tak na wszelki wypadek.
– Przewidywałeś, że może się stać coś takiego? Wzruszył ramionami.
– Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Po prostu chciałem być przygotowany. Teraz, gdy Knoll i ta kobieta są tutaj, wszystko może się zdarzyć.
– Może jednak powinniśmy się stąd wynieść. Sędziowska kampania wyborcza w domu nie wydaje mi się już tak paskudna. Marcus Nettles to pestka w porównaniu z tymi dwojgiem.
– Sądzę, że nadeszła pora, byśmy zrobili coś innego -powiedział Paul spokojnie.
Chwyciła w lot jego intencję.
– To prawda. Poszukajmy Waylanda.
Paul patrzył, jak McKoy napiera na drzwi. Rachel stała z tyłu za nim. Intensywność uderzeń olbrzyma wzmocniły trzy ogromne kufle piwa, które pochłonął wcześniej.
– Grumer, otwieraj te przeklęte drzwi! – wydzierał się McKoy.
Grumer wciąż miał na sobie elegancką koszulę oraz spodnie, w których był na kolacji.
– Co się dzieje, Herr McKoy? Czy zdarzył się kolejny wypadek?
McKoy wtargnął do pokoju, odsuwając Grumera na bok.
Paul i Rachel weszli za nim. Dwie nocne lampki słabo oświetlały pokój. Grumer najwidoczniej był pogrążony w lekturze. Rozłożony egzemplarz przetłumaczonego na angielski dzieła Polka Wpływ Flamandów na malarstwo niemieckiego renesansu leżał na łóżku. McKoy chwycił Grumera za koszulę i pchnął go mocno na twardą ścianę, sprawiając, że ramki obrazów zastukały.
– Jestem chamem z Karoliny Północnej. Teraz w dodatku nieźle wstawionym chamem z Karoliny Północnej. Być może nie wiesz, co to znaczy, ale zapewniam cię, że nie wróży ci nic dobrego. Naprawdę nie żartuję, Grumer. Do kurwy nędzy, nie żartuję! Cutler opowiedział mi o literach, które zacierałeś na piasku. Gdzie są zdjęcia?
– Nie mam pojęcia, o czym pan mówi.
McKoy rozluźnił uchwyt i walnął Niemca pięścią w żołądek. Chudzielec zgiął się w pół i z trudem łapał oddech.
– Spróbujmy zatem jeszcze raz – Wayland wyprostował go. – Gdzie są zdjęcia?
Herr Doktor nie mógł złapać powietrza, pluł żółcią, ale ręką wskazał łóżko. Rachel chwyciła książkę. Między kartkami był plik kolorowych zdjęć, na których widniały ludzkie szkielety oraz litery napisane na piasku.
McKoy pchnął Niemca na dywan i przystąpił do analizowania fotografii.
– Chcę wiedzieć, o co chodzi, Grumer. I, do diabła, po co?
Paul się zastanawiał, czy nie powinien udzielić mu reprymendy z powodu stosowania przemocy, ale doszedł do wniosku, że Grumer zasłużył na cięgi. Oprócz tego Wayland najprawdopodobniej wcale by go nie posłuchał.
– Dla pieniędzy Herr McKoy – wykrztusił w końcu Grumer.
– Pięćdziesiąt tysięcy dolarów, które ci zapłaciłem, nie wystarczyło?
Grumer nie odpowiedział.
– Jeśli nie chcesz za chwilę pluć krwią, lepiej powiedz mi wszystko.
Chudzielec najwyraźniej przestraszył się groźby.
– Przed miesiącem skontaktował się ze mną pewien mężczyzna…
– Nazwisko!
– Nie powiedział, jak się nazywa – Grumer wciągnął powietrze.
Olbrzym szykował się do zadania następnego ciosu.
– Błagam… to prawda. Nie podał nazwiska; rozmawiał ze mną przez telefon. Przeczytał gdzieś, że jestem członkiem ekipy prowadzącej podziemną eksplorację i zaoferował mi dwadzieścia tysięcy euro za informacje. Nie widziałem w tym nic złego. Poinstruował mnie, że skontaktuje się ze mną kobieta imieniem Margarethe.
– I?
– Spotkałem się z nią wczoraj wieczorem.
– Czy ona lub pan przeszukaliście nasz pokój? – spytała Rachel.
– Zrobiliśmy to oboje. Była zainteresowana listami pani ojca.
– Powiedziała dlaczego? – zapytał McKoy.
– Nie. Ale wydaje mi się, że wiem – Grumer oddychał już w miarę normalnie, ale prawą dłonią pocierał żołądek i opierał się o ścianę. – Czy słyszał pan kiedyś nazwę Retter der Verlorenen Antiquitateri.
– Nie – odparł Wayland. – Oświeć mnie.
– To grupa złożona z dziewięciu osób. Ich tożsamość nie jest znana, ale wszyscy są bardzo zamożnymi miłośnikami sztuki. Zatrudniają tropicieli, własnych prywatnych detektywów; nazywają ich akwizytorami. Charakter ich działania odzwierciedla nazwa stowarzyszenia, która oznacza.Wybawcy Zaginionych Dzieł Sztuki”. Kradną tylko skarby, które zostały wcześniej skradzione przez innych. Wszyscy akwizytorzy pozostający na usługach członków stowarzyszenia rywalizują o nagrody Jest to wyrafinowana i kosztowna gra, ale jednak gra.
– Przejdź do meritum – ponaglał Wayland.
– Ta Margarethe, jak podejrzewam, jest akwizytorem.
– Nie powiedziała tego wprost ani nawet nie sugerowała, ale przypuszczam, że mam rację.
– A Christian Knoll? – spytała Rachel.
– Tak samo. Obydwoje starają się za wszelką cenę coś znaleźć.
– Mam coraz większą ochotę ponownie dać ci wpierdol – McKoy zaczął tracić cierpliwość. – Dla kogo pracuje Margarethe?
– Mogę tylko zgadywać, ale przypuszczam, że dla Ernsta Loringa.
Nazwisko nie uszło uwagi Paula; zauważył, że Rachel też drgnęła na jego dźwięk.
– Z tego, co powiedziałeś, wynika, że członkowie klubu zawzięcie ze sobą konkurują. Do odzyskania są tysiące zaginionych skarbów sztuki. Większość z czasów drugiej wojny światowej, ale wiele spośród nich wykradziono z muzeów i prywatnych kolekcji na całym świecie. Całkiem sprytne, mówiąc szczerze. Kraść ukradzione. Któż zgłosi to policji? – McKoy ruszył w stronę Grumera. – Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę. Zmierzaj do cholernego sedna sprawy.
– Bursztynowa Komnata – odparł Grumer, z trudem łapiąc oddech.
– Każ mu wyjaśnić – Rachel trąciła w ramię Waylanda.
Читать дальше