Wkroczyli do oświetlonej pieczary.
Wykorzystał tę chwilę i przyjrzał się z bliska trzem ciężarowym samochodom. Wczoraj podekscytowanie spowodowało, że nie było czasu na bardziej szczegółowe oględziny.
Wszystkie światła, lusterka wsteczne oraz przednie szyby były nienaruszone. Obłe maski również sprawiały wrażenie nietkniętych, oprócz tego, że z wierzchu pokrywała je warstwa rdzy; gdyby nie sflaczałe opony oraz spleśniałe plandeki, można by pomyśleć, że pojazdy za chwilę będą mogły wyjechać ze skalnego garażu.
Drzwi kabin w dwóch ciężarówkach były otwarte. Zajrzał do wnętrza pierwszej. Skórzane siedzenia były podarte i zmurszałe, ale to skutek rozkładu. Zegary i wskaźniki na tablicy rozdzielczej wygaszone. Nie dostrzegł w kabinie ani skrawka papieru, czegokolwiek, co stanowiłoby namacalny dowód. Przyłapał się na tym, że się zastanawia, skąd mogły pochodzić ciężarówki. Czy służyły do przewożenia niemieckich żołnierzy? Albo transportowania Żydów do obozów koncentracyjnych? Czy towarzyszyły wojskom radzieckim w drodze do Berlina albo może były przy wkraczaniu oddziałów amerykańskich od zachodu? Ich obecność w bebechach niemieckiej góry wydawała mu się czymś surrealistycznym.
Po skalnej ścianie przesunął się jakiś cień, ujawniając ruch po drugiej stronie położonej najdalej ciężarówki.
– McKoy? – zawołał.
– Jestem tutaj.
Poszukiwacz skarbów i Rachel obeszli ciężarówki dookoła. Olbrzym obrócił twarz w ich stronę.
– To są niewątpliwie samochody marki Büssing NAG.
Ciężar cztery i pół tony, diesel. Długość sześć metrów. Szerokość dwa metry dwadzieścia pięć centymetrów. Wysokość trzy metry.
Podszedł do zardzewiałej bocznej karoserii i huknął w nią pięścią. Brązowoczerwone płatki opadły na ziemię, ale metalowa blacha wytrzymała.
– Solidna stal i żelazo. Te samochody mogły przewozić nawet siedem ton ładunku. Ale z piekielnie małą prędkością.
– Nie więcej niż trzydzieści dwa do trzydziestu trzech kilometrów na godzinę.
– Co z tego wynika? – zainteresowała się Rachel.
– No cóż, Wysoki Sądzie, po prostu tych cholernych aut nie użyto do przewozu kilku obrazów i waz. Takie auta przeznaczano do misji specjalnych. Służyły do transportu bardzo delikatnych ładunków. Niemcy z pewnością nie pozostawiliby ich pod ziemią w kopalni.
– Czyli… – zaczęła Rachel.
– Wszystko to nie ma nawet za grosz sensu – wyjaśnił McKoy, po czym sięgnął do kieszeni i wyciągnął złożony arkusz złożonego papieru. Wręczył go Paulowi. – Chciałbym bardzo, żeby się pan z tym zapoznał.
Paul rozłożył kartkę i podszedł do jednej z podwieszonych lamp. Było to memorandum. Czytali razem z Rachel w milczeniu.
KORPORACJA WYKOPALISK W NIEMCZECH 6798 Moffat Boulevard Raleigh, Karolina Północna 27 615 Do: Potencjalni partnerzy Od: Wayland McKoy, kierownik projektu Dotyczy: Po kawałek historii udaj się na darmowe wakacje w Niemczech.
Korporacja Wykopalisk w Niemczech ma zaszczyt być sponsorem opisanego niżej programu oraz współudziałowcem tego przedsięwzięcia wraz z takim firmami, jak: Chrysler Motor Company (Jeep Division), Coleman, Eveready, HewlettPackard, IBM, Saturn Marinę, Boston Electric Tool Company oraz Olympus America, Inc.
W ostatnich dniach drugiej wojny światowej z Berlina wyjechał pociąg załadowany blisko 1200 dziełami sztuki. Skład dotarł do przedmieść Magdeburga, potem został skierowany na południe w kierunku gór Harzu i nikt go już więcej nie widział.
Obecnie podejmujemy ekspedycję w celu zlokalizowania i wydobycia pociągu spod ziemi.
Prawo niemieckie stanowi, że prawowici właściciele mają dziewięćdziesiąt dni na przedstawienie roszczeń do odnalezionych dzieł. Po tym czasie dzieła sztuki są wystawiane na aukcję, przy czym 50% przychodów zostaje przekazane rządowi Niemiec, drugie zaś 50% pozostaje do dyspozycji organizatorów wyprawy oraz współfinansujących partnerów. Spis inwentaryzacyjny tego, co przewożono pociągiem, zostanie dostarczony na żądanie.
Minimalna wartość tego skarbu została oszacowana na 360 milionów dolarów, z czego 50% przechodzi w ręce niemieckich władz. Wspólnikom pozostaje do dyspozycji 180 milionów dolarów, która to kwota zostanie rozdzielona stosownie do liczby zakupionych udziałów. Oczywiście, z wyłączeniem dzieł, co do których roszczenia zgłoszą prawowici właściciele, minus opłaty aukcyjne, podatki etc.
Pieniądze wyłożone przez partnerów zostaną im zwrócone z funduszy otrzymanych z tytułu sprzedaży praw mediom. Wszyscy partnerzy oraz ich współmałżonkowie otrzymują zaproszenie do złożenia wizyty w miejscu prowadzenia prac w Niemczech. Założenie: odkryliśmy właściwe miejsce. Przeprowadziliśmy badania. Sprzedaliśmy prawa do obsługi medialnej. Dysponujemy doświadczeniem oraz sprzętem umożliwiającym szybkie drążenie chodników. Korporacja Wykopalisk w Niemczech uzyskała zezwolenie na prowadzenie podziemnej eksploracji przez 45 dni. Obecnie sprzedano prawa do 45 udziałów, wartości 25 000 dolarów każdy, które posłużą do sfinansowania końcowego etapu ekspedycji (faza III). Pozostało jeszcze około udziałów o nominalnej wartości 15 000 dolarów Jeśli jesteście państwo zainteresowani losami tego ekscytującego przedsięwzięcia, jestem gotów udzielić dodatkowych informacji, także telefonicznie.
Z poważaniem Wayland McKoy, prezes Korporacji Wykopalisk w Niemczech.
– Taki dokument rozesłałem do potencjalnych inwestorów – oznajmił McKoy.
– Jak należy rozumieć słowa: „Pieniądze wyłożone przez partnerów zostaną im zwrócone z funduszy otrzymanych z tytułu sprzedaży praw mediom”? – zapytał Paul.
– Oznaczają dokładnie to, co zostało napisane. Kilka korporacji wykupiło prawa do nakręcenia i dystrybucji filmu o tym, co odnajdziemy – To jednak opiera się na założeniu, że coś odnajdziecie.
Nie przyjmował pan opłat z góry, prawda?
McKoy pokręcił głową.
– Cholera jasna, nie.
– Problem polega na tym – wtrąciła Rachel – że nie sprecyzował pan tego w dokumencie. Wspólnicy mogli pomyśleć, zresztą byłoby to uzasadnione, że już wcześniej zdołał pan zgromadzić fundusze.
Paul przeczytał kolejne zdanie.
– „Obecnie podejmujemy ekspedycję w celu zlokalizowania i wydobycia pociągu spod ziemi”. To brzmi tak, jakbyście rzeczywiście odnaleźli pociąg.
– Sądziłem – westchnął ciężko McKoy – że tak jest.
– Radar do badań geologicznych wskazywał, że ukryto tu coś wielkiego. I, do cholery – wskazał gestem na ciężarówki – rzeczywiście są wielkie.
– Czy ustęp o czterdziestu pięciu udziałach wartości dwudziestu pięciu tysięcy dolarów jest zgodny z prawdą? – zapytał Paul. – Daje to w sumie jeden i ćwierć miliona dolarów.
– Tyle zdołałem zebrać. Później sprzedałem jeszcze udziały na sumę stu pięćdziesięciu tysięcy dolarów. W sumie jest sześćdziesięciu inwestorów.
– Używa pan wobec nich określeń „wspólnicy”, „partnerzy” – Paul wskazał gestem na dokument. – To nie to samo, co inwestorzy.
– Ale brzmi lepiej – odparł McKoy, szczerząc zęby w uśmiechu.
– Czy firmy wymienione z nazwy również są inwestorami?
– Dostarczyły sprzęt i wyposażenie jako darowiznę lub po obniżonych cenach. W pewnym sensie zatem tak. Chociaż nie oczekują niczego w zamian.
– Kusił pan kwotami rzędu trzystu sześćdziesięciu milionów dolarów, z czego połowa miałaby być przeznaczona dla wspólników. To nie może być prawda.
– Ale, do cholery, jest. Historycy sztuki na tyle właśnie oceniają zbiory berlińskiego muzeum.
Читать дальше