Tylko w jednym, niezbyt popularnym czasopiśmie „The Military Historian” pojawiła się relacja o pociągu, który opuścił tereny okupowanej Rosji około 1 maja 1945 roku; miał on jakoby przewozić skrzynie ze zdemontowaną Bursztynową Komnatą. Naoczni świadkowie ręczyli, że skrzynie rozładowano w czeskim mieście Tynec-nad-Sazavou. Stamtąd najprawdopodobniej przewieziono je na południe ciężarówkami i złożono w podziemnych bunkrach będących kwaterą feldmarszałka von Schórnera, dowódcy milionowej armii żołnierzy niemieckich, nadal wtedy broniącej się w Czechosłowacji.
Jednak na zakończenie autor artykułu stwierdził, że prace wykopaliskowe przeprowadzone w 1989 roku przez Sowietów na terenach, na których znajdował się ów bunkier, nie przyniosły żadnych rezultatów.
Blisko prawdy – pomyślał. Bardzo blisko.
Przed siedmioma laty, gdy po raz pierwszy czytał ten artykuł, zastanawiał się, skąd autor czerpał informacje. Usiłował nawet nawiązać z nim kontakt, ale próba się nie powiodła.
Teraz człowiek nazwiskiem McKoy grzebał w podziemnych bunkrach w górach Harzu w pobliżu miasteczka Stod.
Czy to był właściwy trop? Nie ulegało jedynie wątpliwości, że ludzie szukający Bursztynowej Komnaty opuszczali ziemski padół przeważnie w sposób nienaturalny. Dokumenty w archiwach potwierdzały to w przypadku Alfreda Rhode oraz Ericha Kocha. Oprócz tych wiele było jeszcze zgonów oraz zaginięć. Zbieg okoliczności? Być może. Ale nie miał co do tego pewności. Zwłaszcza co do zdarzenia sprzed dziewięciu lat. Jakże mógł o tym zapomnieć? Pamięć ożywała boleśnie, ilekroć widział Paula Cutlera. Wielokrotnie się zastanawiał, czy rodziców zięcia nie powinno się dopisać do listy śmiertelnych ofiar.
Usłyszał skrzypnięcie drzwi w korytarzu na dole.
Skąd ten dźwięk? Przecież dom był pusty.
Podniósł wzrok, spodziewając się, że zobaczy Lucy wchodzącą do gabinetu, ale nie ujrzał kotki. Odłożył artykuły na bok i wstał z fotela. Powłócząc nogami, podszedł do schodów i spojrzał w dół, przechylając się przez dębową poręcz w stronę korytarza na parterze. Wąskie lampy przy drzwiach wejściowych były zgaszone, na parterze świeciło się jedynie w salonie. Na górze również było ciemno, zapalił tylko lampę w gabinecie. Tuż przed nim drzwi do sypialni stały otworem; w środku było ciemno i cicho.
– Lucy? Lucy?
Kotka nie zamiauczała. Wytężył słuch. Z dołu nie dobiegał żaden odgłos. Wydawało się, że cisza jest absolutna.
Obrócił się i ruszył z powrotem do gabinetu. Nagle ktoś skoczył na niego z tyłu, z sypialni. Zanim zdołał się odwrócić, silne ramię owinęło się wokół jego szyi i oderwało od ziemi.
Na dłoniach napastnika zobaczył lateksowe rękawiczki, wydzielające charakterystyczny zapach.
– Jetzt kónnen wir mehr reden, Ucho * .
Rozpoznał głos niedawnego gościa, Christiana Knolla.
Naturalnie zrozumiał bez trudu.
Knoll ścisnął go mocno za gardło, utrudniając oddychanie.
– Nędzny, plugawy Rosjanin napluł mi na wyciągniętą przyjaźnie dłoń. Kim ty jesteś, kurwa mać? Zabijałem z bardziej błahych powodów.
Nie odpowiedział ani słowem, pomny doświadczeń swojego długiego życia.
– Powiesz mi to, co chcę wiedzieć, staruchu, albo cię zabiję.
Przypomniał sobie słowa wypowiedziane przed pięćdziesięcioma dziewięcioma laty. Najpierw Göring poinformował rozebranych do naga żołnierzy, jaki los ich czeka. A potem kazał polewać ich wodą. Co wtedy powiedział Mathias, niemiecki żołnierz? „Stawić czoło barbarzyńcom to honor”.
Tak, to nadal była prawda.
– Wiesz, gdzie mieszka Czapajew, prawda? Knoll ścisnął go mocniej za gardło.
– Wiesz, gdzie jest ukryta Bursztynowa Komnata, przyznaj?!
Boria był bliski omdlenia. Knoll zwolnił uchwyt. Starzec wciągnął powietrze w płuca.
– Nie pozwolę na to, byś mnie lekceważył. Odbyłem daleką podróż, by wydobyć od ciebie informacje.
– Nie powiem nic.
– Jesteś pewien? Sam stwierdziłeś wcześniej, że nie pozostało ci wiele czasu. Teraz masz go mniej niż kiedykolwiek.
– Pomyśl też o swojej córce. Oraz o wnukach. Nie chciałabyś spędzić razem z nimi jeszcze paru lat?
Chciałby, ale nie aż tak, żeby bać się Niemca.
– Pierdol się, Herr Knoll.
Jego słabe ciało zostało przeniesione w pobliże schodów.
Chciał krzyczeć, ale zanim zdążył złapać dech, poleciał głową w dół po dębowych schodach. Ręce i nogi zahaczały o paliki balustrady, gdy wywijał kozły jeden za drugim. Coś trzasnęło.
Tracił przytomność i za moment ją odzyskiwał. Czuł przejmujący ból w plecach. W końcu wylądował płasko na twardej glazurze. Nie miał czucia w rękach ani nogach. Sufit nad nim wirował jak szalony. Usłyszał, że Knoll schodzi po schodach.
Pochylił się nad starcem i chwycił go za włosy. Co za ironia. Boria zawdzięczał życie Niemcowi i teraz Niemiec mu je odbiera.
– Dziesięć milionów euro to wielka sprawa, ale żaden Rosjanin nie śmie mnie bezkarnie opluwać.
Usiłował zebrać resztki śliny, by plunąć nań ponownie, ale usta mu wyschły, a szczęki miał sparaliżowane.
Silne ramię Knolla otoczyło jego szyję.
Suzanne Danzer stała za oknem; widziała i słyszała, jak Knoll z trzaskiem skręca kark staremu człowiekowi. Widziała, jak ciało Borii wiotczeje, a głowa zwisa nienaturalnie.
Knoll odsunął zwłoki na bok i kopnął jeszcze w klatkę piersiową.
Na jego ślad wpadła dzisiejszego ranka, zaraz po tym, jak przyleciała do Atlanty samolotem rejsowym z Pragi. Jak dotąd działał w sposób przewidywalny. Udało się jej go namierzyć, gdy krążył w okolicy, wstępnie rozpoznając teren. Każdy doświadczony poszukiwacz najpierw odbywał rekonesans, by się przekonać, czy trop nie kryje żadnej pułapki.
Knollowi jednego nie można odmówić: był naprawdę dobry.
Przez większość dnia nie wychodził z hotelu. Śledziła go, gdy odwiedził Borię po raz pierwszy. Potem jednak nie wrócił do hotelu; czekał o trzy przecznice dalej, by ponownie udać się do Borii po zapadnięciu zmroku. Obserwowała, jak wchodził do środka tylnymi drzwiami, które najwidoczniej nie były zamknięte, gdyż otworzyły się po naciśnięciu klamki.
Nie ulegało wątpliwości, że stary człowiek nie chciał współpracować. Na temat pobudliwego charakteru Knolla krążyły legendy. Zrzucił starca ze schodów, ot, tak sobie, jakby wrzucał niepotrzebny papier do kosza na śmieci; potem skręcił mu kark z wyraźną satysfakcją. Miała respekt dla konkurenta: wiedziała o sztylecie ukrytym w rękawie oraz o tym, że nie czeka zbyt długo, by zrobić z niego użytek.
Ona również nie była pozbawiona podobnych talentów.
Knoll stał i rozglądał się wokół.
Ze swojego punktu obserwacyjnego dobrze wszystko widziała. Czarny jednoczęściowy kombinezon oraz czarna czapka, pod którą skryła blond włosy, sprawiały, że wtopiła się w ciemność wieczoru. Hol, przez którego okno obserwowała zdarzenia, był nieoświetlony.
Czy wyczuwał jej obecność?
Przykucnęła pod parapetem, za wysokim krzakiem ostrokrzewu, uważając na zakończone kolcami liście. Wieczór był ciepły. Na czole wzdłuż elastycznego ściągacza czapki poczuła kropelki potu. Podniosła się ostrożnie i zauważyła, że Knoll znika na schodach prowadzących na górę. Po sześciu minutach powrócił z pustymi rękoma; garnitur znów leżał na nim gładko, a krawat był idealnie zaciągnięty. Widziała, jak pochylił się i sprawdził na wszelki wypadek puls Borii; potem przeszedł na tył domu. Po chwili usłyszała odgłos otwieranych drzwi, potem trzaśniecie zamykanych.
Читать дальше