Opowieść Allona zaabsorbowała Emila Jacobiego równie mocno jak wtedy, gdy ją usłyszał po raz pierwszy. Był tak skupiony, że nie zauważył człowieka, który wkradł się do jego mieszkania. Gdy podniósł głowę, było już za późno. Otworzył usta, aby wołać o pomoc, lecz mężczyzna stłumił jego krzyk żelaznym uściskiem dłoni. Profesor dostrzegł błysk zbliżającego się ostrza noża i poczuł przeszywający ból gardła. Zanim umarł, zobaczył jeszcze, jak jego zabójca sięga po magnetofon i chowa go do kieszeni.
Wiedeń
Przemierzając zachodnie obrzeża Wiednia, Gabriel musiał mocno zacisnąć palce na kierownicy, żeby powstrzymać drżenie dłoni. Nie był w tym mieście od czasu zamachu bombowego, od nocy pełnej ognia, krwi i tysiąca kłamstw. Usłyszał wycie syreny i nie miał pewności, czy to rzeczywistość, czy też tylko wspomnienie. Dopiero po chwili ujrzał niebieskie światła karetki rozbłyskujące w lusterku. Zjechał na pobocze; serce głośno łomotało mu w piersi. Przypomniał sobie, jak pędził z Leah karetką i modlił się, aby oparzenia przestały ją tak strasznie boleć. Przypomniał sobie, jak siedział nad porozrywanym ciałem syna, podczas gdy w pokoju obok szef austriackich służb bezpieczeństwa wrzeszczał na Ariego Shamrona, wściekły, że Izraelczycy zamieniają Wiedeń w strefę działań wojennych.
Gabriel włączył się do ruchu. Konieczność skoncentrowania się na prowadzeniu samochodu pomogła opanować silne emocje. Pięć minut później zaparkował przed sklepem z pamiątkami. Anna otworzyła oczy.
– Dokąd się wybierasz?
– Zaczekaj chwilę.
Wszedł do środka, a po dwóch minutach wrócił z plastikową torbą na zakupy, którą wręczył Annie. Ze zdziwieniem wyciągnęła z niej duże okulary przeciwsłoneczne i baseballówkę z napisem “Vienna!”.
– Co mam z tym zrobić?
– Pamiętasz, co się stało na lotnisku w Lizbonie? Tamtego dnia, kiedy pokazałaś mi zaginioną kolekcję ojca?
– To był długi dzień, Gabriel. Odśwież mi pamięć.
– Jakaś kobieta cię zaczepiła i poprosiła o autograf.
– To mi się często zdarza.
– Otóż to. Włóż okulary i czapkę.
Nasunęła okulary na nos, a włosy ukryła pod baseballówką. Przejrzała się w lusterku po stronie pasażera i odwróciła ku Gabrielowi.
– No i jak?
– Wyglądasz jak znana osobistość, usiłująca się ukryć za dużymi okularami przeciwsłonecznymi i daszkiem idiotycznej czapki – odparł znużonym głosem. – Na razie jednak to musi wystarczyć.
W hotelu Kaiserin Elisabeth na Weihburggasse zameldowali się pod nazwiskiem Schmidt. Dostali pokój z parkietem w kolorze miodowym. Anna opadła na łóżko, nie zdejmując czapki i okularów.
Gabriel udał się do łazienki i po raz pierwszy od dłuższego czasu popatrzył na siebie w lustrze. Przysunął prawą dłoń do nosa i poczuł zapach prochu. Przed oczyma pojawili mu się dwaj mężczyźni, których zabił w willi Rolfego. Nalał do umywalki ciepłej wody i umył ręce oraz szyję. Nagle łazienkę zapełniły duchy: bladzi jak kreda, pozbawieni życia mężczyźni o twarzach i klatkach piersiowych podziurawionych kulami. Opuścił wzrok; zamiast wody ujrzał w umywalce krew. Wytarł dłonie ręcznikiem, lecz nic to nie pomogło: krew nie dawała się usunąć. Potem ściany zawirowały, a Gabriel osunął się na kolana przy toalecie.
Po powrocie do pokoju zobaczył, że Anna ma zamknięte oczy.
– Wszystko w porządku? – zamruczała.
– Wychodzę. Nigdzie się nie ruszaj. Nie otwieraj drzwi nikomu, tylko mnie.
– Szybko wrócisz, prawda?
– Postaram się.
– Będę czekała… – westchnęła sennie.
– Jak sobie życzysz.
W następnej chwili już spała. Gabriel przykrył ją kocem i wyszedł.
Na dole w holu Gabriel przekazał uprzejmemu recepcjoniście, że Frau Schmidt nie życzy sobie, aby jej przeszkadzano. Mężczyzna pokiwał gorliwie głową, jakby chciał zapewnić, że prędzej odda życie, niż pozwoli komuś zakłócić odpoczynek Frau Schmidt. Gabriel przesunął po blacie recepcji zwitek szylingów i opuścił hotel.
Dotarł na Stephansplatz; po drodze sprawdzał, czy ktoś go nie śledzi, i starał się zapamiętać twarze przechodniów. Wstąpił do katedry i lawirując między turystami, przeszedł wzdłuż nawy głównej do ołtarza. Popatrzył w górę na malowidło przedstawiające męczeństwo świętego Stefana. Gabriel zakończył jego renowację w dniu wybuchu bomby pod samochodem Leah. Jego praca prezentowała się nieźle. Tylko kiedy przechylał głowę, obserwując dzieło pod innym kątem, dostrzegał różnicę między swoimi poprawkami a oryginalnym tłem obrazu.
Odwrócił się i rozejrzał po twarzach ludzi stojących za jego plecami. Nie rozpoznawał nikogo. Jego uwagę zwróciło jednak coś innego. Wszystkie zgromadzone w pobliżu osoby podziwiały piękno ołtarza. A zatem pobyt w Wiedniu nie był zupełnie bezsensowny. Po raz ostatni rzucił okiem na obraz, wyszedł z katedry i skierował się do dzielnicy żydowskiej.
Barbarzyńskie marzenie Adolfa Hitlera, aby usunąć z Wiednia wszystkich Żydów, w dużej mierze się ziściło. Przed wojną mieszkało tu dwieście tysięcy Żydów, wielu z nich w domach otaczających Judenplatz. Teraz pozostało ich zaledwie kilka tysięcy, przy czym w większości była to ludność napływowa ze Wschodu. Stara dzielnica żydowska zapełniła się dziesiątkami butików, restauracji i nocnych klubów. Wiedeńczycy nazywali ją trójkątem bermudzkim.
Gabriel minął liczne bary Sterngasse i skręcił w zaułek kończący się kamiennymi schodkami, które prowadziły do ciężkich, nabitych ćwiekami drzwi. Obok nich widniała niewielka mosiężna tabliczka: “Roszczenia i odszkodowania wojenne; wyłącznie umówione spotkania”. Nacisnął przycisk dzwonka.
– Tak, słucham?
– Chciałbym się widzieć z panem Lavonem.
– Był pan umówiony?
– Niestety, nie.
– Pan Lavon nie przyjmuje nieumówionych osób.
– Obawiam się, że sprawa jest wyjątkowo pilna.
– Pana godność?
– Proszę mu powiedzieć, że przyszedł Gabriel Allon. Będzie mnie pamiętał.
Wprowadzono go do stylowego wiedeńskiego pokoju, zarówno pod względem gabarytów, jak i umeblowania: wysoki sufit, polakierowana podłoga, duże okna, półki uginające się pod ciężarem niezliczonych książek i teczek. Lavon był prawie niewidoczny w tym ogromnym pomieszczeniu, ale też zlewanie się z otoczeniem należało do jego wyjątkowych umiejętności.
W tej chwili balansował na szczycie chybotliwej drabiny bibliotecznej, przekopując się przez zawartość pękatej teczki i mrucząc coś do siebie. Wpadające przez okno światło rzucało na niego zielonkawą poświatę. Dopiero wtedy Gabriel uświadomił sobie, że szyby są kuloodporne. Lavon nagle oderwał wzrok od papierów i mocno pochylił głowę, aby spojrzeć w dół znad brudnawych okularów, które cudem utrzymywały mu się na nosie. Na dokumenty spadł popiół z zapalonego papierosa. Lavon najwyraźniej tego nie zauważył, gdyż zamknął teczkę i wsunął ją z powrotem na półkę. Jego twarz rozjaśnił uśmiech.
– Gabriel Allon! Anioł zemsty Shamrona. Dobry Boże, co ty tu robisz?
Zszedł po drabinie tak, jakby mu doskwierały stare rany. Jak zawsze zdawał się nosić wszystkie swoje ubrania naraz: niebieską, zapinaną na guziki koszulę, beżowy golf, kardigan i chyba o numer za dużą, pogniecioną marynarkę w jodełkę. Był niedbale ogolony i paradował w samych skarpetach.
Złapał Gabriela za ręce i ucałował go w policzek. Ile to czasu minęło, zastanawiał się Gabriel. Ćwierć wieku? Podczas operacji Gniew Boży Lavon był ayinem, tropicielem. Archeolog z wykształcenia, śledził członków Czarnego Września, poznawał ich zwyczaje i opracowywał sposoby ich zabijania. Ten wyśmienity obserwator, prawdziwy kameleon, potrafił się wtopić w każde środowisko. Operacja wywarła na nich wszystkich ogromny wpływ, lecz Lavon ucierpiał najbardziej. Pracował samotnie w warunkach polowych, przez długi czas narażony na bezpośrednie kontakty z wrogiem. W rezultacie nabawił się przewlekłej choroby żołądka i stracił piętnaście kilogramów, choć i tak był chudy. Kiedy operacja dobiegła końca, Lavon przyjął posadę asystenta na Uniwersytecie Hebrajskim i wszystkie weekendy spędzał na Zachodnim Brzegu, pracując przy wykopaliskach. Dość szybko jednak ogarnęły go wątpliwości. Podobnie jak Gabriel był dzieckiem Żydów ocalałych z holocaustu. Poszukiwanie starożytnych szczątków uznał za banalne, zważywszy, że w najnowszej historii pojawiało się tak wiele białych plam. Osiadł w Wiedniu i wykorzystał swe cenne umiejętności w innej pracy: tropieniu nazistów i zrabowanych przez nich skarbów.
Читать дальше