I wtedy rzemyk pękł.
Figurka małpy upadła i roztrzaskała się o ziemię. Li poleciał na plecy i uderzył głową o bruk. O mało nie zemdlał. Piekielni sędziowie… Oczyma wyobraźni ujrzał straszliwy widok: martwą, leżącą w ciemności Hongse i martwego Loabana, z twarzą tak samo nieruchomą po śmierci, jak nieruchome za życia było jego ciało. Z trudem dźwignął się na kolana i ruszył na czworakach w stronę przeciwnika.
Amelia Sachs wyskoczyła z posępną twarzą z autobusu ekipy dochodzeniowej. Towarzyszył jej agent urzędu imigracyjnego Alan Coe. Pobiegli alejką w stronę grupki umundurowanych policjantów.
Sachs stanęła przy nich i spojrzała na ciało. Na zabłoconym bruku leżał na brzuchu Sonny Li. Miała ochotę uklęknąć i wziąć go za rękę.
Patrz przed siebie, nie zwracaj uwagi na to, kto jest ofiarą. Pamiętaj o dewizie Rhyme'a: nie zaprzątaj sobie głowy zmarłymi.
Tym razem będzie to cholernie trudne. Zwłaszcza dla samego Lincolna Rhyme'a. Amelia zauważyła, że w ciągu ostatnich dwóch dni kryminologa połączyła z tym człowiekiem niezwykła więź – odkąd go poznała, do nikogo się tak bardzo nie zbliżył.
Coe podszedł do niej.
– Tak mi przykro. Był dobrym człowiekiem.
– Owszem, był. – Sachs odwróciła się do gliniarzy. – Muszę teraz zabezpieczyć dowody rzeczowe. Czy mogę was wszystkich prosić o cofnięcie się?
O Boże, pomyślała, wstrząśnięta tym, co musiała teraz zrobić. Nałożyła na głowę słuchawki, podłączyła je do radia i zadzwoniła.
Kliknięcie.
– Tak? – odezwał się Rhyme.
– Jestem na miejscu – rzekła.
– I? – po krótkiej chwili.
Wyczuła, że stara się, by w jego głosie nie zabrzmiała nadzieja.
– On nie żyje. Przykro mi, Lincolnie – powiedziała cicho.
Kolejna pauza.
– Bez imion, Sachs. To przynosi pecha, pamiętasz? – dodał lekko załamującym się głosem. – Dobrze. Zabezpiecz dowody rzeczowe. Changowie mają coraz mniej czasu.
– Jasne, Rhyme. Pamiętam o tym.
Pół godziny później umieściła wszystkie dowody w torebkach, podpisała dołączone do nich metryczki i zadzwoniła ponownie do Rhyme'a.
– Sonny został trzykrotnie postrzelony w pierś, ale mamy cztery łuski. Jedna z nich jest z tokariewa. Pozostałe z czterdziestki piątki. Wygląda na to, że został zabity z tej drugiej broni. Na jego nodze znalazłam ślady: strzępy żółtego papieru i suszoną substancję roślinną. Ta sama substancja znajdowała się na bruku.
– Jaki jest twój scenariusz, Sachs?
– Moim zdaniem, Sonny zauważył Ducha, kiedy ten wychodził ze sklepu, niosąc coś w żółtej torbie. Pobiegł za nim, dopadł go i odebrał pistolet. Zakładał, że to jego jedyna broń i pewny swego, kazał mu się położyć na ziemi. Duch wyciągnął jednak drugi pistolet, tokariewa, i strzelił przez torbę, obsypując Sonny'ego strzępami papieru i kawałkami roślin. Kula chybiła, lecz Duch rzucił się na niego, odebrał czterdziestkę piątkę i zabił.
– Chcesz odwiedzić okoliczne sklepy i sprawdzić, gdzie mają żółte torby?
– Nie. To zabrałoby zbyt dużo czasu. Najpierw trzeba ustalić, co to za rośliny. To prawdopodobnie jakieś chińskie zioła. Mam zamiar wpaść do Johna Sunga z ich próbką. Chyba będzie mi mógł powiedzieć, co to jest. Mieszka zaledwie parę przecznic stąd.
V Wszystko w swoim czasie
Aby można było ich ująć… siły przeciwnika muszą zostać
całkowicie okrążone i pozbawione wokół siebie jakiegokolwiek
wolnego pola… Dokładnie jak na wojnie, kiedy żołnierze
z otoczonego posterunku brani są do niewoli.
Gra wei-chi
Wpatrywał się przez okno w szary zmierzch. Głowa opadła mu na pierś – nie z powodu uszkodzonych włókien nerwowych, lecz ze smutku. Rhyme rozmyślał o Sonnym Li, samotnym gliniarzu, który zawędrował dosłownie na koniec świata, żeby dopaść podejrzanego. O Li, małym człowieczku, który pragnął jedynie, by krzywdy, których doznali obywatele jego rewiru, zostały ukarane. I wystarczała mu w zamian radość myśliwego i być może odrobina szacunku.
– Dobra, Mel – powiedział po chwili twardym głosem. – Co tam mamy?
Mel Cooper ślęczał nad plastikowymi torbami, które policyjny motocyklista przywiózł z miejsca przestępstwa w Chinatown.
– Odciski stóp – odparł.
– To na pewno był Duch?
– Tak – potwierdził Cooper, spoglądając na pobrane przez Amelię elektrostatyczne odciski. – Są identyczne. – Następnie rozłożył ubranie Li nad czystym białym papierem i zbadał okruchy, które spadły na arkusz. – Brud, drobinki farby, strzępki żółtego papieru pochodzące prawdopodobnie z tej torby oraz suszona substancja roślinna, o której wspomniała Amelia.
– Sachs sprawdza teraz te rośliny – poinformował go Rhyme.
Patrząc na zakrwawione ubranie Li, poczuł, jak coś kłuje go w sercu. Zaijian , Sonny. Do widzenia.
– Próbka spod paznokci – oznajmił Cooper, odczytawszy napis na kolejnej torbie, po czym umieścił ślady na szkiełku mikroskopu.
– Daj to na ekran, Mel – poprosił Rhyme i odwrócił się do monitora. – Tytoń – rzekł, uśmiechając się smutno na wspomnienie nikotynowego nałogu chińskiego policjanta. – Co jeszcze widzimy? Co to za minerały? Jak sądzisz, Mel? Krzemiany?
– Na to wygląda. Puśćmy to przez chromatograf.
Wkrótce mieli wyniki: magnez i krzem.
– To talk – stwierdził Rhyme. – Znajdź wszystko, co można, na temat talku i krzemianu magnezowego.
W tym samym momencie zadzwonił telefon. Thom włączył tryb głośno mówiący.
– Tu mówi doktor Arthur Winslow z centrum medycznego Huntington.
– Słucham, doktorze?
– Mamy tu pacjenta, Chińczyka. Nazywa się Sen. Przywieziono go do nas po tym, jak straż przybrzeżna wydobyła go z zatopionego statku. Powiedziano nam, żebyśmy przekazywali wszystkie wiadomości na jego temat i sądzę, że jest coś, o czym powinniście wiedzieć.
John Sung przebrał się. Miał teraz na sobie golf – w którym przy tej pogodzie wyglądał dziwnie, ale bardziej elegancko – oraz nowe robocze spodnie. Był zaczerwieniony i wydawał się rozkojarzony i zdyszany.
– Dobrze się czujesz? – zapytała Amelia Sachs.
– To joga – wyjaśnił. – Wykonywałem moje ćwiczenia. Herbaty?
– Nie mam dużo czasu – odparła. Na dole czekał na nią Alan Coe.
Sung wręczył jej papierową torebkę.
– Zioła na płodność, o których mówiłem ci wczoraj wieczorem.
– Dziękuję, John – powiedziała, biorąc ją machinalnie do ręki.
– Coś się stało? -zapytał, wpatrując się w jej twarz. Zaprosił ją gestem do środka i usiedli na kanapie.
– Pamiętasz tego policjanta z Chin, który nam pomagał? Przed godziną znaleziono go martwego. To sprawka Ducha.
Sung westchnął.
– Och nie… Tak mi przykro.
– Mnie też. – Sachs sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła plastikową torebkę z suszonymi roślinami. – Znaleźliśmy to w miejscu zabójstwa.
– Daj mi obejrzeć. – Sung otworzył torebkę i przez chwilę przyglądał się substancji i wdychał jej zapach. – Czuję traganek, biały grzyb, imbir, trochę żeńszenia i żabieniec. Można to kupić u każdego zielarza i w każdym sklepie spożywczym w Chinach. Moglibyście sprawdzić sklepy, które znajdują się w sąsiedztwie – zasugerował.
– Musimy to zrobić. Może trafimy na świeży trop.
Sachs chciała wstać, ale nagle się skrzywiła – ostry ból przeszył jej ramię.
Читать дальше