Pięć minut później wyszli ze sklepu.
– Ty zostaniesz w samochodzie – powiedział Duch do Hajipa. – Ja i on… – skinął głową na Yusufa – wejdziemy za Wu do środka.
Małżonkowie Wu zbliżali się do bramy, nieświadomi obecności bogów śmierci, którzy trzepotali nad nimi skrzydłami.
Duch wyjął komórkę i zadzwonił do Kashgariego, Turka, który był w ich mieszkaniu.
– Wu podchodzą do budynku. Wejdziemy za nimi, kiedy tylko miną bramę.
Duch i Yusuf naciągnęli na twarze kominiarki i wysiedli z blazera. Hajip usiadł za kierownicą.
Przebiegając razem z Yusufem na drugą stronę Canal Street, Duch czuł podniecenie, które ogarniało go zawsze, gdy miał kogoś zabić.
Dokładnie w tym samym momencie rozległ się głośny huk i w stojący tuż obok samochód trafiła kula.
– Cholera! – zawołał ktoś gniewnie. – Kto strzelił? Wstrzymać ogień!
– Kwan Ang! – ryknął ktoś inny przez megafon. – Zatrzymaj się! Tu Urząd do spraw Imigracji Stanów Zjednoczonych!
Szmugler odwrócił się i podniósł wysoko pistolet, rozglądając się za celem.
– To zasadzka! – krzyknął do Yusufa. – Wracamy do samochodu!
Na ulicy zapanował chaos – ludzie krzyczeli i padali na ziemię, szukając osłony przed spodziewanymi strzałami. Otworzyły się drzwi dwóch stojących nieco dalej białych furgonetek i na ulicę wybiegli z bronią w ręku mężczyźni i kobiety w czarnych mundurach.
A to co takiego? Oboje Wu również wyciągnęli broń. Duch zdał sobie nagle sprawę, że to nie byli Wu, lecz przebrani za nich agenci. Policja odnalazła jakimś cudem parę i wysłała do ich domu swoich ludzi, żeby wywabić go z ukrycia.
Oddał na oślep pięć albo sześć strzałów, żeby nie pozwolić podnieść się ludziom i zasiać panikę. Siedzący za kierownicą Turek otworzył drzwiczki i zaczął strzelać w stronę białych furgonetek. Policjanci rozbiegli się po drugiej stronie ulicy.
– Kto strzelił? – usłyszał Duch, kucając za maską blazera. – Wsparcie nie zajęło jeszcze pozycji… Co się stało?
– Kwan Ang! – rozległ się kolejny, elektroniczny głos z megafonu. – Tu FBI. Odłóż…
Duch uciszył agenta, strzelając dwa razy w jego stronę, po czym wskoczył do blazera. Ujgurowie błyskawicznie zajęli miejsca z tyłu.
– Kashgari! – zawołał nagle Yusuf. – Został w mieszkaniu! – dodał, wskazując dom Wu.
– Nie będziemy czekać – warknął Duch. Kiedy przekręcił kluczyk w stacyjce i zapalił silnik, spomiędzy stojących w szeregu samochodów wysunął się policjant, podniósł pistolet i wziął na cel blazera.
– Schylić się! – ryknął Duch.
Wszyscy trzej pochylili się i w tej samej chwili policjant oddał kilka strzałów. Spodziewali się, że usłyszą brzęk rozbijanej przedniej szyby, zamiast tego jednak rozległy się dwa głośne chrupnięcia. Kule trafiły w przód pojazdu. Zaraz potem łopatki wiatraka wypadły z hurkotem z obudowy i wbiły się w inne części silnika, który zazgrzytał i zgasł.
– Wysiadać! – rozkazał Duch. Trzej mężczyźni wyskoczyli z samochodu i przyczaili się na chodniku. Przez chwilę panowała cisza. Duch obejrzał się. – Tędy!
Zerwał się na równe nogi, strzelił kilka razy do policjantów i wbiegł na targ rybny. Kilku klientów i sprzedawców schowało się za koszami z drobniejszą rybą i węgorzami. Duch i dwaj Turcy dobiegli do tylnej alejki. Przy dostawczej furgonetce stał tam starszy mężczyzna. Widząc broń i maski na ich twarzach, padł na kolana i podniósł w górę ręce.
– Wsiadajcie! – zawołał Duch do Turków.
Kiedy wskoczyli do furgonetki, obejrzał się i zobaczył kilku policjantów, którzy zbliżali się ostrożnie do wejścia na targ. Oddał w ich stronę kilka strzałów i rozpierzchli się.
Pięć minut później na Canal Street zjawiła się Amelia Sachs. Fred Dellray klęczał przy postrzelonym policjancie. Był wściekły.
– Mieliśmy go już w ręku. Ukradł furgonetkę z targu rybnego po drugiej stronie ulicy. Szukają jej wszyscy, którzy noszą w tym mieście odznakę.
Zdesperowana Sachs zamknęła oczy. Cały geniusz Rhyme'a i nadludzkie wysiłki, żeby zmontować na czas ekipę, która ujęłaby Ducha, poszły na marne.
Tym, co przykuło uwagę Rhyme'a na tablicy, była informacja o grupie krwi rannej imigrantki. Nagle zdał sobie sprawę, że nie dostali wyników badań z laboratorium. Skontaktował się z biurem lekarza sądowego i kazał mu szybko kończyć analizę. Doktor odkrył kilka ciekawych szczegółów: obecność we krwi szpiku kostnego, co wskazywało na poważne złamanie kości; posocznicę, sugerującą głębokie cięcie albo otarcie; oraz obecność bakterii coxiella burnetti powodującej gorączkę typu Q, chorobę, którą można się zarazić w miejscach, gdzie trzymane są przez dłuższy czas zwierzęta, w portowych zagrodach albo w ładowniach statków.
– Gorączka typu Q jest u nas rzadka – oświadczył patolog.
Rhyme polecił następnie Dengowi i Lonowi Sellitto zebrać ekipę agentów, którzy zaczęli wydzwaniać do szpitali i klinik w Chinatown oraz Queens, żeby sprawdzić, czy nie przyjęto tam Chinki z gorączką typu Q albo fatalnie złamaną, zainfekowaną kończyną.
Już po dziesięciu minutach dostali telefon od policjanta w śródmieściu. Pewien Chińczyk przyprowadził właśnie swoją żonę do kliniki w Chinatown. Chinka pasowała idealnie do opisu: miała zaawansowaną gorączkę typu Q i wielokrotne złamanie. Nazywała się Wu Yong-Ping.
Funkcjonariusze z piątego komisariatu, a także Amelia Sachs i Deng, popędzili do kliniki, żeby ich przesłuchać. Wu powiedzieli policji, gdzie mieszkają, i napomknęli, że dzieci nadal przebywają w mieszkaniu. Rhyme poinformował następnie Amelię, iż otrzymali wyniki AFIS z miejsca zabójstwa Jimmy'ego Maha. Część odcisków pasowała do tych, które zdjęli z wcześniejszych miejsc; to szmugler popełnił tę zbrodnię. Kiedy Wu wyjaśnił, że mieszkanie załatwił im pośrednik narajony przez Maha, Rhyme i Sachs zdali sobie sprawę, iż Duch doskonale wie, gdzie mieszka rodzina.
Z powodu jednego przedwczesnego strzału cały ten wysiłek poszedł jednak na marne.
– Macie coś na temat tej furgonetki z targu rybnego? – rzucił gniewnie Dellray do jednego z agentów.
– Nic. Nikt jej nie odnalazł i nikt nie widział jej na drodze.
– Jak to się stało, że nikt jej nie widział? Coś. Tu. Nie. Gra.
Dellray ruszył wielkimi krokami w stronę targu rybnego. Amelia dołączyła do niego. Tuż przy wejściu stali obok wielkiego pojemnika z lodem trzej Chińczycy, jak domyślała się Sachs, sprzedawcy. Przesłuchiwało ich dwóch policjantów. Dellray spojrzał na starszego mężczyznę, który natychmiast wbił wzrok w podłogę. Agent FBI wskazał go palcem.
– To on powiedział, że Duch ukradł furgonetkę, tak?
– Zgadza się, agencie Dellray – potwierdził jeden z gliniarzy.
– No więc, okłamał was!
Dellray i Sachs przebiegli przez targ i znaleźli furgonetkę ukrytą w tylnej alejce za kontenerem ze śmieciami. Dellray zawrócił do sprzedawców.
– Powiedz mi, co się stało – rozkazał staremu.
– On mnie zabić – odparł tamten, szlochając. – Kazać powiedzieć, że oni ukraść furgonetkę. Pistolet do głowy. Nie wiem, gdzie oni pójść.
Chwilę później jeden z policjantów podał informację, że porwano samochód. Trzej uzbrojeni mężczyźni w kominiarkach podbiegli do stojącego na światłach lexusa, kazali wysiąść siedzącej w środku parze i odjechali.
– Kto oddal strzał, który ich spłoszył? – zwróciła się do Dellraya Amelia Sachs.
Читать дальше