Cassie siedziała już przy biurku ze stosem papierów. Na szczęście dla mnie nigdzie w pobliżu nie widać było Sama ani mundurowych.
– Dzień dobry – powiedziała, rzucając mi chłodne, ostrzegawcze spojrzenie.
– Proszę. – Postawiłem przed nią dwie torby.
– Co to? – spytała, patrząc na nie podejrzliwie.
– To – wskazałem na maszynę do kawy – twój spóźniony prezent gwiazdkowy. A to jest na przeprosiny. Strasznie cię przepraszam, Cass, nie tylko za wczoraj, ale za to, jak się zachowywałem przez ostatnie tygodnie. Byłem kompletnie nie do wytrzymania i masz wszelkie powody, by się na mnie wściec. Ale przysięgam, że to już koniec. Od teraz będę normalnym, zdrowym człowiekiem.
– To coś nowego – automatycznie rzuciła Cassie, a mnie zrobiło się ciepło na sercu. Otworzyła książkę – uwielbia Emily Bronte – i przesunęła palcami po stronie tytułowej.
– Wybaczono mi? Jeśli zechcesz, to padnę na kolana. Serio.
– Z chęcią bym cię zmusiła, ale ktoś mógłby cię zobaczyć i natychmiast by się zrodziły plotki. Ryan, ty skurczybyku. Zepsułeś mi idealne dąsy.
– I tak nie mogłabyś ich kontynuować – oznajmiłem z ogromną ulgą. – Złamałabyś się przed południem.
– Nie przeginaj. Chodź tutaj, ty… – Wyciągnęła rękę, a ja pochyliłem się i przytuliłem ją. – Dzięki.
– Nie ma za co. I mówiłem szczerze: żadnych okropności więcej.
Cassie obserwowała mnie, kiedy zdejmowałem płaszcz.
– Posłuchaj, nie chodzi o to, że byłeś nie do zniesienia. Martwiłam się o ciebie. Jeśli nie chcesz się więcej tym zajmować… nie, posłuchaj… to możesz zamienić się z Samem, zająć się Andrewsem, a on niech weźmie w obroty rodzinę. Dotarł już tak daleko, że każde z nas może to przejąć, nie potrzebujemy przecież pomocy jego wujka ani nic w tym rodzaju. Sam nie będzie pytał, wiesz, jaki jest. Nie ma powodu, żebyś tracił przez to zmysły.
– Cass, szczerze, naprawdę czuję się dobrze. Wczoraj to było jak gigantyczne przebudzenie. Przysięgam na wszystko, o czym tylko pomyślisz, że wymyśliłem, jak się zająć tą sprawą.
– Rob, pamiętasz, jak powiedziałeś, żebym dała ci kopniaka, jak zaczniesz się dziwnie zachowywać? To jest mój kopniak. Na razie metaforyczny.
– Posłuchaj, daj mi jeszcze tydzień. Jeśli pod koniec tygodnia dojdziesz do wniosku, że dalej sobie z tym nie radzę, to zamienię się z Samem. Okay?
– Okay – odparła w końcu, choć nadal nie wyglądała na przekonaną. W drodze do biurka przelotnie i niezgrabnie ścisnąłem jej ramię.
– W zasadzie – powiedziała, kiedy usiadłem – ta cała sprawa z Sandrą Scully ma jedną dobrą stronę. Pamiętasz, jak chcieliśmy dostać w swoje ręce karty medyczne Rosalind i Jessiki? No to jest Katy, która ma fizyczne ślady maltretowania, Jessica wykazuje ślady psychiczne, a teraz Jonathan przyznał się do gwałtu. Jest spora szansa, że zebraliśmy tyle materiału, że wydadzą nam karty.
– Maddox, jesteś gwiazdą. – Spokoju nie dawał mi jedynie fakt, że zrobiłem z siebie głupka i naprowadziłem nas na fałszywy trop. Koniec końców nie było to bezcelowe. – Ale myślałem, że tobie się wydaje, że Devlin to nasz człowiek.
Cassie wzruszyła ramionami.
– Niezupełnie. Coś ukrywa, ale to może być tylko maltretowanie. No tak, nie tylko, wiesz, o co mi chodzi: albo kryje Margaret, albo… nie jestem tak przekonana o jego winie jak ty, ale chciałabym zobaczyć, co jest w tych kartach, to wszystko.
– Ja też nie jestem przekonany.
Uniosła brew.
– Wczoraj wydawałeś się przekonany.
– Skoro o tym mowa, nie wiesz, czy złożył na mnie skargę? Nie mam odwagi sprawdzać.
– Ponieważ przeprosiłeś mnie tak ładnie – powiedziała mi Cassie – to zapomnę o całej sprawie. Mnie nic o tym nie wspominał, ale przecież wiedziałbyś, gdyby to zrobił: O’Kelly’ego pewnie byłoby słychać aż w Knocknaree. Dlatego też zakładam, że Cathal Mills nie złożył żadnej skargi na mnie za to, że powiedziałam, że ma małego ptaszka.
– Nie zrobi tego. Wyobrażasz go sobie, jak siedzi z jakimś sierżantem i wyjaśnia mu, że zasugerowałaś, że może mieć zwiotczałego minisiurka? Devlin to inna historia. I tak ma już trochę niepoukładane w głowie…
– Nie narzekaj na Jonathana Devlina – powiedział Sam, wpadając do pokoju operacyjnego. Był czerwony i podekscytowany, kołnierz miał przekręcony, a włosy wpadały mu do oczu. – Devlin to gość. Szczerze, gdybym nie myślał, że mnie źle zrozumie, to obsypałbym go pocałunkami.
– Tworzylibyście uroczą parę – oznajmiłem, odkładając długopis. – Co takiego zrobił? – Cassie okręciła się na krześle, na twarz zaczął jej wypływać przewidujący uśmiech.
Sam z rozmachem wysunął krzesło, padł na nie i zarzucił nogi na stół niczym prywatny detektyw w starych filmach; gdyby miał kapelusz, to pewnie rzuciłby go przez pokój.
– Wybrał Andrewsa podczas konfrontacji głosowej. Na wieść o tym Andrews i jego prawnik dostali szału, a i Devlin niezbyt się ucieszył, kiedy się z nim skontaktowałem. Coście mu, do diabła, powiedzieli? Zadzwoniłem do Devlina… pomyślałem, że tak będzie najlepiej, wiecie, jak to jest, jak każdy głos brzmi inaczej przez telefon… i kazałem Andrewsowi i kilku innym facetom powiedzieć parę zdań z tamtych rozmów: „Masz ładną dziewczynkę", „Nie masz pojęcia, z kim zadzierasz…”.
Odgarnął włosy z czoła nadgarstkiem, na uśmiechniętej i otwartej twarzy malował się wyraz triumfu jak u małego chłopca.
– Andrews mamrotał i zaciągał, jak tylko mógł, starał się, żeby jego głos brzmiał inaczej, ale mój człowiek, Jonathan, zidentyfikował go w sekundę, nawet się nie zastanawiał. Krzyczał na mnie przez telefon, chciał wiedzieć, kto to, a Andrews i jego prawnik… rozmawiałem z waszym człowiekiem Devlinem przez głośnik, tak żeby wszystko słyszeli, nie chciałem później żadnych kłótni… siedzieli z minami zbitych psiaków. To było genialne.
– Świetna robota – pochwaliła Cassie i pochyliła się nad stołem, żeby przybić mu piątkę. Sam z uśmiechem wyciągnął drugą dłoń do mnie.
– Szczerze mówiąc, też jestem sobą zachwycony. I tak nie ma nic, żeby oskarżyć go o morderstwo, ale możemy prawdopodobnie wnieść oskarżenie o jakiś rodzaj nękania, a już na pewno wystarczy tego, żeby zatrzymać go na przesłuchanie i zobaczyć, dokąd nas to zaprowadzi.
– Zatrzymałeś go? – spytałem.
Sam potrząsnął głową.
– Nie odezwałem się do niego ani słowem po konfrontacji, tylko mu podziękowałem i powiedziałem, że się skontaktuję. Chcę, żeby się przez chwilę pomartwił.
– Ależ jesteś perfidny, O’Neill – powiedziałem poważnie. – Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał. – Fajnie było żartować z Sama. Nie zawsze się dołączał, ale jak już, to na dobre.
Rzucił mi miażdżące spojrzenie.
– I chciałbym także sprawdzić, czy jest jakaś szansa na założenie podsłuchu na jego telefon. Jeśli to nasz człowiek, to założę się, że sam tego nie zrobił. Alibi potwierdzone, a poza tym to nie jest typ od brudnej roboty, raczej kogoś wynajął. Po identyfikacji głosu mógł wpaść w panikę i zadzwonić do płatnego zabójcy albo przynajmniej powiedzieć komuś coś głupiego.
– Sprawdź jeszcze raz spis telefonów – przypomniałem mu. – Zobacz, z kim rozmawiał w zeszłym miesiącu.
– O’Gorman już to robi – odparł zadowolony z siebie Sam. – Dam Andrewsowi tydzień lub dwa, zobaczę, czy coś się stanie, a potem go wezwę. I – nagle się zawstydził – pamiętacie, jak Devlin powiedział, że Andrews mówił jakby z budki telefonicznej? I jak zastanawialiśmy się wczoraj, czy nie był cokolwiek wstawiony? Myślę, że nasz chłoptaś może mieć niewielki problem z alkoholem. Zastanawiam się, jak by się zachował, gdybyśmy poszli się z nim zobaczyć o ósmej czy dziewiątej wieczorem. Mógłby, no wiecie… chętniej mówić i nie być skorym do wzywania prawnika. Wiem, że to nieładnie wykorzystywać słabość faceta, ale…
Читать дальше