To oczywiście była absurdalna historia, melodramatyczna, wyrachowana i całkowicie przewidywalna; wszyscy przestępcy, jakich przesłuchiwałem, opowiadali długie, wstrząsające historie, dowodząc, że tak naprawdę to nie była ich wina lub że przynajmniej nie jest to aż tak straszne, jak wygląda, ale większość tych bajeczek była o wiele lepsza od tej. Spokoju nie dawało mi to, że jakaś część mnie wierzyła w tę historię. Idealistyczne pobudki Cathala kompletnie mnie nie przekonały, ale Jonathan był zagubiony w wieku dziewiętnastu lat, na wpół zakochany w swoich przyjaciołach miłością przewyższającą miłość do kobiet, rozpaczliwie pragnący jakiegoś mistycznego rytuału, który cofnąłby czas i przywrócił ich prywatny, rozbity świat. Nietrudno byłoby mu postrzegać ten gwałt jako akt miłości, jakkolwiek ciemny, pokręcony i nieprzetłumaczalny byłby on dla okrutnego świata na zewnątrz. Oczywiście nie stanowiło to żadnej różnicy: zastanawiałem się, co jeszcze zrobiłby dla swojej sprawy.
– I nie utrzymuje pan już kontaktu z Cathalem Millsem i Shane’em Watersem? – spytałem trochę okrutnie.
– Nie – szepnął. Odwrócił wzrok, spojrzał przez okno i roześmiał się, był to krótki wymuszony śmiech. – Po tym wszystkim, co? Wysyłamy sobie z Cathalem kartki na Boże Narodzenie; żona podpisuje się za niego. Shane’a nie widziałem od lat. Napisałem do niego jeden list, ale nigdy nie odpisał. Więcej nie próbowałem.
– Wasze drogi zaczęły się rozchodzić wkrótce po gwałcie.
– To był powolny proces, zajął lata. Choć tak, kiedy się temu przyjrzeć, to pewnie wszystko zaczęło się tego dnia w lesie. Po wszystkim było dziwnie: Cathal chciał o tym w kółko rozmawiać, a Shane robił się od tego nerwowy, siedział jak na rozżarzonych węglach; czułem się winny jak cholera, nie miałem najmniejszej ochoty o tym gadać… Ironia losu, co? Myśleliśmy, że to będzie coś, co nas połączy na zawsze. – Szybko pokręcił głową jak koń strząsający muchę. – Ale można powiedzieć, że i tak rozeszlibyśmy się w swoje strony, jasne. Zdarza się. Cathal się wyprowadził, ożenił się…
– A Shane?
– Zakładam, że pan wie, że Shane siedzi w więzieniu. Niech pan posłucha, gdyby ten biedny idiota urodził się dziesięć lat później, byłby wielki. Nie mówię, że odniósłby jakiś wielki sukces, ale miałby przyzwoitą pracę i może rodzinę. Był ofiarą lat osiemdziesiątych. Tu żyje całe pokolenie, któremu się nie powiodło. Do czasu Celtyckiego Tygrysa dla większości nas było już za późno, byliśmy za starzy, żeby zaczynać od nowa. Cathal i ja po prostu mieliśmy szczęście. Ja byłem kiepski ze wszystkiego poza matmą, dostałem piątkę na świadectwie ukończenia szkoły, więc w końcu udało mi się dostać pracę w banku. A Cathal zaczął się spotykać z jakąś młodą bogaczką, która miała komputer i nauczyła go z niego korzystać, dla żartu; kilka lat później, kiedy wszyscy szukali ludzi, którzy znali się na komputerach, on był jednym z niewielu w kraju, którzy potrafili zrobić coś więcej poza włączeniem tej cholernej maszyny. Cathal zawsze spadał na cztery łapy. Ale Shane… nie miał pracy, wykształcenia, perspektyw, rodziny. Co miał do stracenia, gdy robił napad?
Ciężko było mi wykrzesać z siebie jakieś szczególne współczucie dla Shane’a Watersa.
– Kilka minut po gwałcie – powiedziałem prawie wbrew swej woli – słyszał pan coś dziwnego? Jakby wielki ptak uderzał skrzydłami? – Ominąłem informację, że był to odgłos naśladowany głosem. Nawet w takich chwilach są rzeczy, które nie przechodzą mi przez usta.
Jonathan spojrzał na mnie dziwnie.
– Las był pełen ptaków, lisów, czego pan sobie życzy. Nie zauważyłbym jednego więcej, szczególnie wtedy. Nie wiem, czy dobrze opisałem, w jakim byliśmy stanie. Nie tylko ja. Czuliśmy się jak na kwasie. Cały się trzęsłem, nie widziałem wyraźnie, wszystko się rozmywało. Sandra była… Sandra dyszała, jakby nie mogła oddychać. Shane leżał na trawie, gapił się na drzewa i drżał. Cathal zaczął się śmiać, biegał dookoła polany i wył, powiedziałem mu, że go strzelę w dziób, jak nie przestanie. – Umilkł.
– O co chodzi? – spytałem po chwili.
– Zapomniałem. Nie, oczywiście, że nie lubię o tym myśleć. Zapomniałem… Jeśli w ogóle cokolwiek się zdarzyło. Niech pan weźmie pod uwagę, że znajdowaliśmy się w takim stanie, że mógł to być po prostu wytwór naszej wyobraźni.
Czekałem. W końcu westchnął, poruszył się niespokojnie, jakby wzruszył ramionami.
– No tak. Pamiętam, że złapałem Cathala i kazałem mu się zamknąć albo go strzelę, przestał się śmiać i złapał mnie za podkoszulek, wyglądał, jakby oszalał, przez sekundę pomyślałem, że zaraz się pobijemy. Ale i tak daleko w drzewach ktoś się dalej śmiał i nie było to żadne z nas. Sandra i Shane zaczęli wrzeszczeć… może ja też, nie wiem… ale to było coraz głośniejsze, ten donośny śmiech. Cathal mnie puścił i krzyknął coś o dzieciakach, tylko że to nie brzmiało jak…
– Dzieci? – spytałem chłodno. Powstrzymywałem gwałtowną chęć, żeby uciec, gdzie pieprz rośnie. Nie było powodu, dla którego Jonathan miałby mnie rozpoznać – byłem wtedy dzieciakiem, który kręcił się gdzieś w pobliżu, włosy miałem o wiele jaśniejsze niż teraz, inny akcent i inne imię – ale nagle poczułem się obnażony i odkryty.
– Ach, były tam dzieciaki z osiedla. Małe dzieci, dziesięcio-, dwunastolatki, które lubiły się bawić w lesie. Czasami nas szpiegowały; rzucały jakimiś rzeczami i uciekały, wie pan, jak to jest. Tyle że to nie brzmiało jak śmiech dziecka. To był głos mężczyzny, może młodego chłopaka, mniej więcej w naszym wieku, ale nie dziecka.
Przez ułamek sekundy prawie zaakceptowałem wyjście, które oferował. Rozpłynął się przebłysk nieufności, a gwałtowne, urywane szepty w kątach urosły do niemego krzyku, słyszanego tak niedaleko, że zdawały się bliskie jak oddech. Na końcu języka miałem: „Te dzieci, czy nie szpiegowały was tego dnia? Nie obawialiście się, że komuś powiedzą? Co zrobiliście, żeby je powstrzymać?". Lecz detektyw w mojej głowie powstrzymał mnie. Wiedziałem, że będę miał tylko jedną szansę i musiałem ją wykorzystać na swoim terytorium i przy użyciu całej amunicji, jaką tylko mogłem zgromadzić.
– Czy któreś z was poszło sprawdzić, co to było? – spytałem zamiast tego.
Jonathan przez chwilę się zastanawiał, mrużąc oczy.
– Nie. Jak już mówiłem, byliśmy w pewnego rodzaju szoku. Zastygłem, nie mogłem się poruszyć, nawet gdybym chciał. To robiło się coraz głośniejsze, aż myślałem, że całe osiedle wyjdzie zobaczyć, co się dzieje, a my cały czas wrzeszczeliśmy… W końcu przestało, może ruszyło do lasu, nie wiem. Shane dalej krzyczał, aż Cathal dał mu po łbie i kazał się zamknąć. Uciekliśmy stamtąd tak szybko, jak się dało. Poszedłem do domu, podkradłem ojcu trochę alkoholu i spiłem się jak świnia. Nie wiem, co robili pozostali. To tyle, jeśli chodzi o tajemnicze zwierzę Cassie. Lecz bardzo możliwe, że tamtego dnia ktoś był w lesie, ktoś, kto jeśli widział gwałt, zobaczył prawdopodobnie i nas; ktoś, kto znowu mógł się tam pojawić tydzień czy dwa później.
– Czy podejrzewa pan, kim mogła być śmiejąca się osoba? – spytałem.
– Nie. Chyba później Cathal nas o to pytał. Powiedział, że powinniśmy się dowiedzieć, kto to był i ile widział. Nie mam pojęcia.
Podniosłem się.
– Dziękuję, panie Devlin. Być może będę musiał panu zadać jeszcze kilka pytań na ten temat w stosownym czasie, ale na razie to wszystko.
Читать дальше