– Wszyscy byliśmy w takim zespole. – Cassie się uśmiechnęła.
– O to chodzi. Ale Rosalind powiedziała „w przyszły poniedziałek", a ja się nagle poczułem, jakbym… to wszystko wydawało się szalone. Ja na to, że może powinniśmy powiadomić policję albo coś w tym rodzaju. Ale ona się wkurzyła. Cały czas powtarzała, że mi ufała, naprawdę ufała…
– Ufała ci – powtórzyła Cassie. – Ale nie na tyle, żeby się z tobą kochać?
– Nie – odparł po chwili. – Nie, to znaczy tak. Po tym, jak postanowiliśmy to zrobić… dla Rosalind wszystko się zmieniło, wiedziała, że to dla niej zrobię. My… porzuciła już nadzieję, czy kiedykolwiek będzie mogła, ale… chciała spróbować. Wtedy pracowałem już na wykopaliskach, więc stać mnie było na dobry hotel; zasłużyła na coś ładnego, prawda? Za pierwszym razem… nie mogła. Ale za tydzień znów poszliśmy i… – Przygryzł wargę. Znów próbował się nie rozpłakać.
– A potem nie mogłeś już zmienić zdania – dokończyła Cassie.
– No właśnie, o to chodziło. Tamtej nocy, kiedy powiedziałem, że powinniśmy pójść na policję, Rosalind pomyślała, że mówiłem, że to zrobię, tylko po to, żebym mógł… żeby się z nią przespać. Ona jest taka wrażliwa, już została skrzywdzona, nie mogłem pozwolić, żeby myślała, że ją wykorzystałem. Jak by się poczuła?
Kolejna chwila ciszy. Damien otarł oczy wierzchem dłoni i uspokoił się.
– Więc postanowiłeś to zrobić – rzekła Cassie. Przytaknął jak zbolały nastolatek. – A jak namówiłeś Katy do przyjścia na wykopaliska?
– Rosalind jej powiedziała, że zna kogoś na wykopaliskach, kto znalazł… coś. – Machnął ręką. – Medalion. Mały medalion z obrazkiem baletnicy w środku. Jest bardzo stary i trochę magiczny, więc za wszystkie swoje pieniądze wykupiła go od tego znajomego… ode mnie… jako prezent, żeby przyniósł Katy szczęście w szkole baletowej. Tylko Katy musi sama po niego pójść, ponieważ ten znajomy chciałby mieć jej autograf, bo kiedyś na pewno będzie sławna, ale musi iść w nocy, gdyż jemu nie wolno nic sprzedawać i wszystko trzeba utrzymać w tajemnicy.
Przypomniałem sobie, co Cassie mówiła o swoim dzieciństwie, jak kręciła się pod drzwiami szopy ciecia: chcesz kulki? Dzieci myślą inaczej, powiedziała. Katy weszła w paszczę lwa tak samo jak Cassie, dla niej była to magiczna szansa, jedna na milion.
– Rozumiecie, co mam na myśli? – błagalnym tonem spytał Damien. – Ona zawsze wierzyła, że ludzie będą się u niej ustawiać w kolejce po autograf.
– W zasadzie – powiedział Sam – to miała powody, by tak uważać. Wiele osób prosiło ją o autograf po zbiórce pieniędzy. – Damien popatrzył na niego i zamrugał.
Wzruszył niepewnie ramionami.
– Tak jak już mówiłem. Powiedziałem jej, że medalion jest w pudełku na półce za jej plecami, a kiedy się odwróciła, by go wyjąć, ja… ja wziąłem kamień i… to była samoobrona, tak jak pani powiedziała, albo obrona Rosalind. Nie wiem, jak to się nazywa.
– A co z trzonkiem? – ponuro spytał Sam. – To też była samoobrona?
Gapił się na nich jak zaczarowany.
– To… tak. To. To znaczy, nie mogłem… rozumie pan. – Przełknął ślinę. – Nie mogłem jej tego zrobić. Była taka, wyglądała… Ciągle mi się to śni. Nie potrafiłem. A potem zobaczyłem na biurku rydel, więc pomyślałem…
– Miałeś ją zgwałcić? W porządku – delikatnie powiedziała Cassie, widząc na twarzy Damiena panikę. – Rozumiemy, jak się to stało. Nie pakujesz Rosalind w żadne kłopoty.
Damien nie wyglądał na przekonanego, ale ona patrzyła na niego spokojnie.
– Chyba – rzekł po chwili. Znów się zrobił nieprzyjemnie bladozielony. – Rosalind powiedziała… była po prostu zdenerwowana, ale powiedziała, że to by było niesprawiedliwe, gdyby Katy się nigdy nie dowiedziała, przez co przeszła Jessica, więc w końcu odparłem… przepraszam, ale chyba… – Wydał dźwięk pomiędzy kaszlnięciem a krztuszeniem.
– Oddychaj – poradziła Cassie. – Wszystko w porządku. Trzeba ci tylko wody. – Wyrzuciła pognieciony kubek, znalazła nowy i nalała mu. Damien ściskał go oburącz, pił drobnymi łykami i oddychał głęboko.
– I o to chodzi – powiedziała, kiedy na twarz wrócił mu kolor. – Świetnie sobie radzisz. Więc miałeś zgwałcić Katy, ale zamiast tego włożyłeś jej trzonek rydla, kiedy już nie żyła?
– Stchórzyłem – wyszeptał – ona robiła o wiele gorsze rzeczy, ale ja stchórzyłem.
– Czy to dlatego – Sam przekartkował billingi – przestaliście z Rosalind do siebie dzwonić po śmierci Katy? Dwa telefony we wtorek, dzień po zabójstwie, jeden wcześnie rano w środę, jeszcze jeden we wtorek za tydzień, a potem nic. Czy Rosalind była zła, że ją zawiodłeś?
– Nie wiem, skąd się dowiedziała. Bałem się jej przyznać. Ustaliliśmy, że nie będziemy ze sobą rozmawiali przez kilka tygodni, tak żeby policja… to znaczy wy… nas ze sobą nie powiązała, ale ona wysłała mi tydzień później SMS-a i napisała, że może nie powinniśmy już do siebie wracać, bo mnie ona najwyraźniej wcale nie obchodzi. Zadzwoniłem do niej, żeby się dowiedzieć, o co chodzi, a ona, no tak, oczywiście była wściekła! – Bełkotał, podnosił głos. – Naprawdę była na mnie wściekła. Katy nie została znaleziona aż do środy, bo ja spanikowałem, Rosalind zarzucała mi, że mogłem kompletnie zniszczyć jej alibi i że nie… że nie… Tak bardzo mi ufała, nie miała nikogo poza mną, a ja nie potrafiłem nawet jednej rzeczy zrobić, tak jak mnie prosiła, bo jestem pieprzoną ofermą.
Cassie się nie odezwała. Siedziała do mnie tyłem, widziałem, jak napina mięśnie karku, i poczułem, jak narasta we mnie wściekłość. Nie mogłem już więcej słuchać. To gadanie o Katy, która tańczyła tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę, doprowadziło mnie do furii. Miałem tylko ochotę zasnąć naćpanym, nieprzytomnym snem, obudzić się, kiedy to się już skończy, a deszcz wszystko zmyje.
– Wiecie co? – powiedział Damien, zanim wyszedłem – mieliśmy się pobrać. Jak tylko Jessica wyzdrowieje wystarczająco, żeby Rosalind mogła ją zostawić. Teraz pewnie nic z tego, prawda?
***
Spędzili z nim cały dzień. Wiem mniej więcej, co robili, usłyszeli historię, a teraz od nowa ją przerabiali, porównywali daty, godziny, szczegóły, sprawdzali najmniejsze luki albo niezgodności. Przyznanie się do winy to tylko początek, potem trzeba wszystko udowodnić, odgadnąć zamiary obrony i pytania sędziów, upewnić się, że wszystko zostało zapisane, póki jeszcze podejrzany jest rozmowny i nie wymyśli innego wyjaśnienia. Sam to skrupulatny gość, na pewno odwalą świetną robotę.
Sweeney i O’Gorman weszli do pokoju operacyjnego po billingi Rosalind oraz tekst zeznań. Wysłałem ich do pokoju przesłuchań. O’Kelly wsunął głowę przez drzwi i popatrzył na mnie, ale udałem, że jestem bez reszty zajęty. W połowie popołudnia wpadł Quigley, żeby podzielić się swoimi przemyśleniami na temat sprawy. Oprócz tego, że nie miałem najmniejszej ochoty z kimkolwiek rozmawiać, a już na pewno nie z nim, był to bardzo zły znak. Quigley nieomylnie wyczuwa słabość, a poza dziwnymi, żenującymi próbami, by mi się podlizać, w zasadzie zostawiał mnie i Cassie w spokoju i zajmował się nowicjuszami, wypalonymi detektywami i tymi, których kariery nagle zaczęły się załamywać. Przysunął krzesło trochę zbyt blisko do mojego i oświadczył, że już kilka tygodni temu powinniśmy byli złapać naszego faceta, dał do zrozumienia, że może wyjaśnić, w jaki sposób mogliśmy przeprowadzić śledztwo, jeśli tylko grzecznie spytam, ze smutkiem wypomniał mi błąd, który popełniłem, pozwalając Samowi zająć moje miejsce podczas przesłuchania, zapytał o billingi Damiena, a następnie przebiegle zasugerował, że powinniśmy rozważyć możliwość, że i siostra może być w to zaangażowana. Miałem wrażenie, że zapomniałem już, jak się go pozbyć, a to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że jego obecność jest nie tylko męcząca, ale także okrutnie złowieszcza. Był niczym ogromny cień sępa unoszącego się nad moim biurkiem, który bezmyślnie skrzeczy i sra na moje papiery.
Читать дальше