– Nie, chociaż twój wniosek wymaga pewnej modyfikacji. Poszukiwanie kryjówki jak najbardziej się wiąże ze spłonięciem domu Brooksa. Jeśli przypuszczamy, iż Poe wybrał się tam prosto z portu i z bagażem, z pewnością nie tylko wsparcia swej idei potrzebował, ale też i noclegu, monsieur…
– I nagle widzi, że dom spłonął lub się może jeszcze pali… No bo przecież nie znamy dokładnej daty i godziny jego tam przybycia.
– Właśnie. Lecz bez względu na to, czy pożar wybuchł w owej chwili, czy też ze dwie doby naprzód, poeta oto zostaje bez dachu nad głową i błąka się dalej. Natomiast dla nas wyłania się tu problem. Medyk ów, doktor Moran, który później pisarza kurował, wspomina, iż pacjent nie wiedział, co też go do Baltimore przywiodło… Periodyki natomiast wstrzemięźliwości poświęcone – dla poparcia swych idei rzecz najgorliwiej podkreślają, żeby wskazać jego pijaństwo, zatracenie, w którym zgubił zupełnie wątek miejsca oraz czasu.
– Pan myślisz, że niesłusznie? – rzekłem.
– Jest to argumentacja najsłabsza, błędna w każdym calu. Przyrównać by to można do sytuacji takiej: pan mnie spotykasz w mieście, a potem znów po tygodniu, i kiedy wówczas pytam cię o drogę, ty się dziwisz, jakim cudem błądziłem cały tydzień. Pamięta pan naszą dyskusję na temat oferty złożonej geniuszowi, aby zredagował tomik wierszy pióra pani St. Leon Loud za honorarium w wysokości stu dolarów. Jak wiemy, Poe przystał na jej propozycję. I w liście zwierzał się Muddy, że Loud, mąż pani St. Leon Loud, poetki z Filadelfii, zwrócił się doń w swoim czasie, proponując sto dolarów w zamian za redakcję utworów poetyckich żony. Dodał także, pamięta pan, iż rzecz mu nie zajmie więcej jak trzy doby. Słowa te zresztą drukiem poświadczone już zostały… Jeżeli Poe istotnie starał się zebrać pieniądze na publikację swego magazynu i jeśli, jak się nam udało stwierdzić, przedłużył swój wyjazd o pobyt w Baltimore w ostatnim momencie, aby ów kapitał móc pomnożyć… jeżeli też owe środki, bez względu na ich wysokość, uległy pomniejszeniu nie przez napad rabunkowy, ale konieczność opłacenia pokoju hotelowego – istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż – mając na podorędziu ofertę ową w pobliskiej Filadelfii, a nie mogąc z wiadomych względów rozmówić się z doktorem Brooksem, Poe wyjechałby prędko właśnie do Filadelfii, by zakończyć opracowanie dzieł poetki zamożnej i pełnej zapału. W przeciwieństwie do tego, co nam objawiają pisma poświęcone trzeźwości, Poe nie „stracił” kilku dni, tylko spędził jedną, a może i kilka nocy w hotelu w Baltimore – przed podróżą pociągiem do Filadelfii. I teraz… mówiąc lekarzowi na łożu śmierci, iż nie wie, skąd się wziął tutaj, nie ma na myśli bynajmniej przybycia swego z Richmond (bo w tym wypadku powód przyjazdu byłby dlań oczywisty), ale – drugi przyjazd tutaj, do Baltimore. Podróż powrotną, w czas nieokreślony, przynajmniej jednak w wieczór, który poprzedzał zamroczenie jego u Ryana, lub też choć kilka godzin przed ową sytuacją, w zamroczeniu wynikłym z wycieczki do Filadelfii.
– Lecz pan wskazałeś przecież – przypomniałem Duponte’owi – po lekturze dogłębnej utworów owej pani oraz wierszy na temat jego śmierci, iż Poe w istocie nie zredagował rzeczonego woluminu, pani Loud zaś go nie spotkała w Filadelfii w okresie tuż przed jego zgonem… Zwrócił mi pan uwagę, że to zaledwie pierwszy z dwu dokumentów tego dowodzących. Teraz nagle mówi pan o wyprawie do Filadelfii. Czyżbyś pan zmienił zdanie?
Detektyw uniósł palec wskazujący.
– Ostrożnie: nigdy nie sugerowałem przybycia do Filadelfii.
– Nie mylisz się pan, twierdząc, iż w przeszłości mówiłem, że Poe w Filadelfii się nie zjawił, jeśliby się opierać li tylko na świadectwie lirycznym madame St. Leon Loud. Lecz, jak ufam, zaraz wspomnisz, Poe kazał Muddy listy do siebie, do Filadelfii, opatrywać pseudonimem „E. S. T. Grey”. Niech pan będzie łaskaw wydobyć ze swych zbiorów instrukcje owe, monsieur Clark.
Tak uczyniłem, tam zaś stało: „Odpowiedzi niezwłoczne upraszam kierować do Filadelfii. Na wypadek wszelki, aby list do mnie dotarł, nie podpisując się nazwiskiem i kierując je do «Wielmożnego E. S. T. Greya»”.
Po chwili zadumy odłożyłem kartkę.
– Monsieur, czyżbyś zdołał znaleźć klucz do tak osobliwego szyfru?
– Szyfr! Osobliwość! Ci nie pojmą jedynie, którzy patrzą bezrozumnie, i stąd wynika pogląd, iż mają do czynienia z wielką zawiłością!
Duponte otwarł wniesiony przez portiera kufer. Wypełniały go po brzegi najrozmaitsze gazety.
– Zanim cię tu odnalazłem, monsieur Clark, wstąpiłem do „Glen Elizy”. Służąca twoja, Daphne, istota świetnego charakteru i inteligencji, uprzejmie mi zezwoliła zabrać znaczną część kolekcji codziennych czasopism, które przez minione miesiące leżały nietknięte w twojej bibliotece. W istocie ośmieliła się dodać, abym ci poradził pozbyć się owych papierów, bo uniemożliwiają utrzymanie porządku pod twym dachem. Proszę – tu na mnie spojrzał – wyjaśnij mi łaskawie zagadkę wskazówek udzielonych przez pisarza ukochanej Muddy.
Raz jeszcze tekst ów odczytałem w ciszy. „Na wypadek wszelki, aby list dotarł do mnie…”.
– Po pierwsze, obawiał się z jakiegoś powodu, iż pisma nie dostanie…
– Zaiste.
– Poza tym sposób wynajduje dosyć zmyślny, w nadziei, iż mu się uda temu przeciwdziałać. Przybierając fałszywe nazwisko naturalnie.
– Niejeden by na to stwierdził, iż Poe był obłąkany, prawda?
– Lecz pan się z tym nie zgadzasz…?
– Twierdzenie takie byłoby krokiem wstecz, mój drogi! Wszystko się bowiem okazuje znacznie mniej racjonalne i mniej przewidywalne, niżby należało sądzić po pozorach, dlatego też człowiek myślący uzna je za oczywiste właśnie. Monsieur Poe, ośmielę się przypomnieć, to okaz niezwykły, decyzje jego wydają się tak irracjonalne, bo w samej rzeczy są w najwyższym stopniu rozumowe. Pamiętajmy więc, gdzie się wybiera, kiedy pisze te słowa jesienią roku 1849, i pamiętajmy również okoliczności, w jakich teściowa odbiera owe listy.
– No tak… To bułka z masłem. Poe w chwili pisania planuje się wyprawić do Filadelfii przed swą dalszą podróżą do Nowego Jorku, skąd zamierza wziąć Muddy z powrotem do Richmond, gdzie z kolei chce się żenić z Elmirą Shelton. Jak jednak powiedziałem, rzecz jest nader prosta.
– A wobec tego nietrudno zrozumieć, skąd owe osobliwe instrukcje. Wszak mi pan nadmieniałeś miasta liczne, gdzie Poe zamieszkiwał już w wieku dojrzałym.
– Z Baltimore przeprowadził się do Richmond, z Sissy oraz Muddy, i tam przebywał przez lat kilka. Później przeniósł się do Filadelfii na mniej więcej sześć lat. Wreszcie, w ostatnim okresie życia, mieszkał z Muddy w Nowym Jorku.
– Otóż właśnie! Dlatego, pan rozumiesz, Muddy miała doń pisać „Wielmożny E.S.T. Grey”!
Spojrzałem na Duponte’a z niepewnością.
– Nic nie rozumiem!
– Czemuż to, monsieur Clark, nie chcesz dostrzec prawdy w rzeczach prostych? Na szczęście dla mnie wielekroć podczas mego pobytu w Ameryce opisywałeś mi precyzyjnie i dokładnie, jak działa tutejsza poczta. W roku, o który nam idzie, czyli 1849, o ile właściwie cię rozumiem, listów w twoim kraju nigdy nie dostarczano pod wskazany adres, do drzwi, lecz jedynie do urzędu pocztowego w danym mieście, skąd adresat sam miał odbierać korespondencję. Jeżeli w roku czterdziestym dziewiątym pismo jakieś jest adresowane do Edgara Poe w Nowym Jorku, adresat się po nie zgłasza, koniec, kropka. Gdyby zatem list do niego, do Filadelfii, opatrzono mianem „Edgar A. Poe”, no to się zastanów, co by z tego wyszło… Wszak wówczas urząd pocztowy, sprawdziwszy spis nazwisk osób ostatnio zamieszkałych w mieście, z pewnością przekazałby list ów tam, gdzie dana osoba przebywa w danej chwili. Krótko rzecz nazywając, list od Muddy z Nowego Jorku do Filadelfii opatrzony nazwiskiem „Edgar A. Poe” – natychmiast po otrzymaniu byłby uznany za pomyłkę i niezwłocznie odesłany z powrotem do Nowego Jorku!
Читать дальше