– Nie ma jednoznacznego rozwiązania tej łamigłówki – wtrącił Longfellow, rozganiając gęsty obłok dymu z cygara Lowella. – Dante nie podaje imienia tej postaci.
– Dante nie mógł podać imienia grzesznika – Lowell z pasją bronił swojej koncepcji. – Te cienie, które, jak mówi Wergili, „bez hańby żyły i bez części" [34], muszą pozostać zapomniane po śmierci, gnębione bez końca przez najmarniejsze spośród marnych stworzeń. Na tym właśnie polega ich contrapasso, ich wieczna kara.
– Pewien holenderski uczony sugerował, że tą postacią nie jest Poncjusz Piłat, mój drogi przyjacielu – zauważył Longfellow – lecz raczej młodzieniec z rozdziału 19 Ewangelii Mateusza, werset 22, który odrzuca żywot wieczny ofiarowany mu przez Jezusa. Z kolei pan Greene i ja skłaniamy się ku jeszcze innemu odczytaniu „wielkiej odmowy". Twierdzimy mianowicie, że chodzi tu o papieża Celestyna V. Wybrał on ścieżkę obojętnych, zrzekając się biskupstwa Rzymu, co wyniosło do godności papieskiej skorumpowanego Bonifacego, który doprowadził ostatecznie do wygnania Dantego.
– To ogranicza poemat Dantego do tematyki włoskiej – zaprotestował Lowell. – Typowe podejście naszego drogiego Greene'a. Jestem przekonany, że to Piłat. Niemalże widzę go, jak marszczy gniewnie brwi. Tak właśnie musiał go widzieć Dante.
Fields i Holmes milczeli podczas tej wymiany zdań.
– Nasza praca nie może się stać kolejną sesją Klubu – stwierdził wreszcie wydawca uprzejmym, lecz pełnym wyrzutu tonem. – Trzeba znaleźć lepszy sposób zrozumienia tych morderstw i dlatego musimy nie tylko czytać pieśni związane z zabójstwami, ale także wkroczyć w nie.
W tym momencie Lowell po raz pierwszy przestraszył się tego, co mogło nastąpić.
– Co zatem sugerujesz? – zapytał.
– Musimy sami – odparł Fields – zobaczyć te miejsca, w których wizje Dantego zostały wcielone w życie.
Teraz, przemierzając posiadłość Healeya, Lowell chwycił swojego wydawcę za ramię.
– „Come la rena quando turbo spira" – wyszeptał.
Fields nie zrozumiał.
– Czy mógłbyś to powtórzyć, Lowell?
Lowell popędził naprzód i zatrzymał się w miejscu, gdzie pośród ciemnej błotnistej wyściółki lśniło koło z gładkiego, jasnego piasku. Pochylił się.
– To tutaj! – zawołał z triumfem.
Richard Healey, który pozostał nieco z tyłu, potwierdził, a kiedy dotarło do niego, że Lowell nie miał prawa tego wiedzieć, na jego twarzy odmalował się wyraz zdumienia.
– Skąd to wiedziałeś, kuzynie? Skąd wiedziałeś, że tutaj znaleziono zwłoki mojego ojca?
– Och – powiedział Lowell nieszczerze. – Przecież to było pytanie, a nie stwierdzenie. Wydawało mi się, że zwolniłeś, więc zapytałem: „To tutaj?" Prawda, że zwolnił? – Lowell wzrokiem szukał pomocy u Fieldsa.
– Tak sądzę, panie Healey. – Fields skwapliwie skinął głową, robiąc głęboki wdech.
Richard Healey skłonny był sądzić inaczej.
– Cóż, odpowiedź brzmi: t a k… – odparł, starając się nie ukrywać tego, że intuicja Lowella nie tylko zrobiła na nim wrażenie, lecz również wzbudziła jego podejrzliwość. – Właśnie tutaj to się stało, kuzynie. Najbardziej zaniedbana część naszych włości – dodał z goryczą. – Był to jedyny skrawek łąki, na którym nic nie chciało wyrosnąć.
Lowell wodził palcem po piasku.
– To tutaj – powtórzył jak w transie.
Po raz pierwszy poczuł prawdziwe, narastające współczucie dla Healeya. To w tym miejscu nagi sędzia został wydany na żer robactwu. A najgorsze w tym wszystkim było to, że spotkał go koniec, którego nigdy by nie zrozumiał, podobnie jak jego żona i synowie.
Richard Healey sądził, że Lowell jest bliski łez.
– Ojciec zawsze darzył cię wielką sympatią, kuzynie – powiedział, klękając obok poety.
– Co takiego? – rzucił Lowell, który szybko otrząsnął się ze współczucia.
Healey wzdrygnął się, słysząc tę szorstką odpowiedź.
– Ojciec. Sędzia. Byłeś jednym z jego ulubionych krewnych. Czytywał twoją poezję z wielki podziwem i dumą. I zawsze gdy przychodził nowy numer „The North American Review", nabijał fajkę i czytał go od deski do deski. Mawiał, że posiadasz wyższe wyczucie prawdy.
– Tak twierdził? – spytał nieco oszołomiony Lowell. Unikając rozbawionego wzroku Fieldsa, poeta wymamrotał wymuszony komplement o wyrafinowanym guście sędziego.
Kiedy wrócili do domu, zjawił się posłaniec z przesyłką pocztową. Richard Healey przeprosił na chwilę gości. Fields szybko odciągnął Lowella na stronę.
– Skąd, u diabła, wiedziałeś, gdzie zabito Healeya? Nie dyskutowaliśmy o tym na naszych spotkaniach.
– U każdego szczerego dantejczyka bliskość rzeki Charles musi budzić jednoznaczne skojarzenia. Przypomnij sobie, że Dante spotyka Ignavi nieopodal Acheronu, pierwszej rzeki Piekła.
– Zgoda, ale gazety nie wspominały o tym, w której części posiadłości znaleziono Healeya!
– Gazety, mój drogi, nie nadają się nawet do tego, żeby zapalać od nich cygara – wykręcił się Lowell, umyślnie opóźniając swoją odpowiedź, by nacieszyć się zniecierpliwieniem Fieldsa. – To piasek mnie naprowadził.
– Piasek?
– Tak, tak. „Come la rena quando turbo spira". Zważ, co mówi Dante – napomniał Fieldsa. – Wyobraź sobie wejście w krąg obojętnych. Co widzimy, kiedy spoglądamy na masę grzeszników?
Fields był czytelnikiem materialistą i przypominał sobie zwykle cytaty poprzez numery stron, gramaturę papieru, układ czcionki, zapach cielęcej skóry. Czuł niemal, jak złocone rogi jego egzemplarza Dantego muskają mu palce.
– „Okropne gwary, przeliczne języki – recytował powoli Fields, przekładając w myślach odpowiedni fragment. – Jęk bólu, wycia, to ostre, to bledsze" [35]…
Dalej nie pamiętał. Dałby wiele, aby przypomnieć sobie, co było dalej, aby zrozumieć to, co Lowell już wiedział i co czyniło sytuację odrobinę jaśniejszą. Wyjął kieszonkowe włoskie wydanie Dantego i zaczął je kartkować.
Lowell odebrał mu książkę.
– No, dalej, Fields! „Facevano un tumulto ii qual s'aggira sempre in quell' aura sanza tempo tinta, come la rena quando turbo spira… Czyniły wrzawę, na czarne powietrze / Lecącą wiru wieczystymi skręty, /Jak piasek, gdy się z huraganem zetrze" [36].
– A zatem… – przerwał mu Fields.
– Łąki za domem to głównie połacie trawy, błoto i kamienie – rzucił Lowell niecierpliwie. – Ale w pewnej chwili wiatr cisnął nam w twarze drobne ziarenka luźnego piasku i dlatego poszedłem w tamtą stronę. Kaźni Ignavi towarzyszy wrzawa, co jest „jak piasek, gdy się z huraganem zetrze". Ta metafora luźnego piasku nie jest pustą gadaniną, Fields! To alegoria pokrętnych i niestałych umysłów tych grzeszników, którzy wybierają bierność, kiedy mają moc działania, i którzy tracą tę moc w piekle!
– Daj spokój, Jamey! – powiedział Fields odrobinę za głośno.
Wzdłuż pobliskiej ściany przemykała pokojówka z miotełką do kurzu. Ale Fields tego nie zauważył.
– Daj spokój! Piasek? Huragan? Trzy rodzaje owadów, proporczyk, pobliska rzeka… I tego aż nadto. Ale piasek? Jeśli nasz przyjaciel potrafi wykorzystać nawet tak drobną aluzję do Dantego, to…
Lowell przytaknął ponuro.
– To znaczy, że jest naprawdę wielkim znawcą Dantego – stwierdził z nutką podziwu w głosie.
– Proszę panów… – Obok poetów jak spod ziemi wyrosła Neli Ranney. Obaj odskoczyli do tyłu.
– Podsłuchiwałaś?! – ryknął na nią Lowell.
Читать дальше