Jeff Lindsay - Dekalog dobrego Dextera

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeff Lindsay - Dekalog dobrego Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dekalog dobrego Dextera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dekalog dobrego Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dexter, przystojny i czarujący potwór, wciąż trzyma się swojej zasady: morduje tylko innych morderców. Nikt nie podejrzewa, że wzorowy pracownik policyjnego laboratorium nocami staje się katem twórczym wirtuozem zbrodni. Nikt, poza jednym wścibskim policjantem. Ciekawski sierżant to pierwszy problem naszego bohatera. Drugi to utalentowany rywal, przy którym metody pracy Dextera wydają się dziecinną zabawą…

Dekalog dobrego Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dekalog dobrego Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przeszedłem więc obok domu, schowałem się w cień sąsiedniego budynku i ostrożnie zacząłem przemykać przez podwórko, aż zobaczyłem tyły domu Ingrahama. Z okna wydobywało się bardzo jasne światło, zakradłem się więc w cień rzucany przez drzewo. Byłem coraz bliżej i bliżej. Jeszcze kilka kocich kroków i prawie mogłem zajrzeć przez okno. Zbliżyłem się jeszcze trochę, stając tuż za linią, którą światło wyznaczało na ziemi.

Stąd mogłem wreszcie spojrzeć w okno, w górę, pod lekkim kątem, na sufit. Wisiało tam lustro, którego Danco tak lubił używać, a w nim odbijała się połowa stołu…

…i trochę ponad połowa sierżanta Doakesa.

Solidnie przywiązany, leżał bez ruchu, nawet jego świeżo ogolona głowa przyciśnięta była mocno do blatu. Nie widziałem zbyt wielu szczegółów, ale zobaczyłem, że odcięto mu obie dłonie. Dłonie najpierw? Bardzo interesujące, zupełnie inne podejście niż do Chutsky’ego. Jak doktor Danco rozeznawał się w tym, co jest właściwe dla każdego z jego pacjentów?

Coraz bardziej intrygował mnie ten człowiek i jego praca. W tym, co się tam działo, było jakieś dziwaczne poczucie humoru i choć to głupie, postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej. Przesunąłem się o pół kroku bliżej.

Muzyka ustała, a ja zamarłem. Potem rytm powrócił, a ja usłyszałem metaliczne kaszlnięcie za sobą i coś trzepnęło mnie w ramię. Poczułem ukłucie i łaskotanie, odwróciłem się i zobaczyłem małego człowieczka w wielkich, grubych okularach. Przyglądał mi się uważnie. W ręku trzymał coś, co wyglądało jak pistolet na farbę, a ja miałem tylko tyle czasu, żeby się oburzyć, że celuje tym we mnie, zanim ktoś wyjął mi wszystkie kości z nóg, a ja osunąłem się na mokrą, zalaną światłem księżyca trawę, gdzie panowała ciemność i pełno było snów.

29

Radośnie wrzynałem się w bardzo złego człowieka, którego solidnie przywiązałem do stołu, ale nóż zrobiony był z gumy i tylko chybotał się na boki. Chwyciłem zamiast niego wielką piłę do kości i wbiłem ją w aligatora na stole, ale prawdziwa radość nie pojawiła się, a zamiast niej poczułem ból i zobaczyłem, że odcinam sobie własne ramiona. Nadgarstki mi płonęły i szarpały się, aleja nie mogłem się powstrzymać i wrzynałem się w nie, a potem dotarłem do arterii i okropna czerwień zalała wszystko i zaślepiła mnie szkarłatną mgiełką. Zacząłem spadać, spadać na wieki, poprzez ciemność mglistego mnie, gdzie okropne kształty wiły się, biadoliły i ciągnęły mnie, aż spadłem i rąbnąłem w czerwoną kałużę na podłodze obok dwóch pustych księżyców, które gapiły się na mnie z góry i mówiły: otwórz oczy, już nie śpisz…

I znów wszystko wróciło do rzeczywistości, a dwa puste księżyce okazały się grubymi soczewkami osadzonymi w szerokiej, czarnej oprawie i tkwiły na nosie małego, żylastego mężczyzny z wąsem, który nachylał się nade mną ze strzykawką.

— Doktor Danco, jeśli się nie mylę?

Nie wiem, czy powiedziałem to na głos, ale on pokiwał głową i odparł:

— Tak, właśnie tak mnie nazywali. A kim ty jesteś? — Akcent miał z lekka sztuczny, jakby musiał myśleć trochę za bardzo nad każdym wypowiadanym słowem. Zauważyłem ślad kubańskiego dialektu, ale hiszpański nie był językiem ojczystym doktora. Z jakiegoś powodu jego głos sprawił, że poczułem się bardzo nieszczęśliwy, jakby wokół roztaczał się zapach repelentu na Dextery. Ale w głębi mojego jaszczurczego mózgu stary dinozaur uniósł łeb i ryknął, nie skuliłem się więc przed nim tak, jak chciałem z początku. Spróbowałem pokiwać głową, ale nie wiadomo dlaczego było to bardzo trudne.

— Nie próbuj się jeszcze poruszać — powiedział. — Nie da rady. Ale nie martw się. Obejrzysz sobie wszystko, co robię z twoim przyjacielem na stole. A wkrótce przyjdzie twoja kolej. Wtedy sam się zobaczysz w lustrze. — Mrugnął do mnie i w jego głosie pojawiła się lekka, kapryśna nutka. — Zwierciadła to cudowna rzecz. Wiedziałeś, że jeśli ktoś stoi przed domem i patrzy w lustro, to można go zobaczyć ze środka?

Mówił jak nauczyciel ze szkoły podstawowej objaśniający żart ulubionemu uczniowi, który jednak był za głupi, żeby go pojąć. A ja właśnie czułem się jak głupek, który niczego nie rozumie, bo przyszła mi do głowy myśl niezbyt głęboka: „Ojej, ale to interesujące”. Moja własna, stymulowana księżycem niecierpliwość i ciekawość sprawiły, że stałem się nieostrożny i wtedy doktor Danco zobaczył, jak go podglądam. Chełpił się teraz i to było irytujące, poczułem się zatem zobowiązany, żeby coś powiedzieć choćby i cichutkim głosem.

— Ależ ja o tym wiedziałem — rzekłem. — A ty wiesz, że ten dom ma także drzwi frontowe? I tym razem nie ma pawi na straży.

Mrugnął.

— Czy powinienem się niepokoić? — zapytał.

— Hm, nigdy się nie wie, kto nieproszony może się wtarabanić.

Doktor Danco uniósł lewy kącik ust o jakieś parę milimetrów.

— Cóż — powiedział. — Jeśli twój przyjaciel na stole operacyjnym ma tutaj posłużyć za przykład, to myślę, że mogę być spokojny, prawda? — A ja musiałem przyznać mu rację. Skoro najlepsi gracze pierwszej drużyny nie zrobili na nim wrażenia, to czego miał się obawiać ze strony ławki rezerwowych? Gdybym tylko nie był w dalszym ciągu pod wpływem środków, które mi wstrzyknął, jestem pewien, że powiedziałbym coś znacznie mądrzejszego, ale prawdę mówiąc, nadal poruszałem się w chemicznych oparach.

— Mam nadzieję, że nie każesz mi wierzyć, iż pomoc jest w drodze? — zapytał.

Sam się nad tym zastanawiałem, ale nie wydawało się mądre odpowiadać na to pytanie.

— Wierz, w co chcesz. — Miałem nadzieję, że było to wystarczająco dwuznaczne, żeby zajął się czymś innym. Przeklinałem powolność własnego, zazwyczaj tak bystrego pomyślunku.

— W porządku zatem — odparł. — Uważam, że przybyłeś tutaj sam. Chociaż dziwi mnie, dlaczego.

— Chciałem przestudiować twoją technikę — odparłem.

— O, świetnie — rzekł. — Z radością ci ją zaprezentuję… z pierwszej ręki. Znów rzucił mi uśmieszek i dodał: — A potem stopy. — Odczekał chwilę, prawdopodobnie, żeby zobaczyć, czy się roześmieję z tego żarciku. Było mi bardzo przykro, że go rozczarowałem, ale może później będzie zabawniej, jeśli wyjdę z tego żywy.

Danco poklepał mnie po ramieniu i trochę bardziej się nachylił.

— Chcielibyśmy poznać twoje imię. Wiesz, bez tego nie ma zabawy. Wyobraziłem go sobie, mówiącego do mnie po imieniu, kiedy leżę przytroczony do stołu, i nie był to radosny obraz.

— Powiesz, jak masz na imię? — zapytał.

— Rumplestiltskin — powiedziałem.

Patrzył na mnie oczami powiększonymi przez grube soczewki. Potem sięgnął do mojej kieszeni i wyciągnął portfel. Otworzył go i znalazł prawo jazdy.

— Och. A więc to ty jesteś Dexter. Gratulacje z okazji zaręczyn. — Rzucił portfel obok mnie i poklepał mnie po policzku. — Patrz i ucz się, bo niebawem będę robił to samo z tobą.

— Jak to cudownie z twojej strony — odparłem.

Danco się nachmurzył.

— Naprawdę powinieneś być bardziej wystraszony — stwierdził. — Dlaczego nie jesteś? Ściągnął wargi. — Interesujące. Następnym razem zwiększę dawkę. — Wstał i odszedł.

Leżałem w ciemnym kącie obok kubła i szczotki i patrzyłem, jak krząta się po kuchni. Zrobił sobie kubek kubańskiej kawy rozpuszczalnej i dodał do niej ogromną ilość cukru. Potem wrócił na środek pokoju i popatrzył na stół, popijając w zamyśleniu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dekalog dobrego Dextera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dekalog dobrego Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dekalog dobrego Dextera»

Обсуждение, отзывы о книге «Dekalog dobrego Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x