Jeff Lindsay - Dekalog dobrego Dextera

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeff Lindsay - Dekalog dobrego Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dekalog dobrego Dextera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dekalog dobrego Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dexter, przystojny i czarujący potwór, wciąż trzyma się swojej zasady: morduje tylko innych morderców. Nikt nie podejrzewa, że wzorowy pracownik policyjnego laboratorium nocami staje się katem twórczym wirtuozem zbrodni. Nikt, poza jednym wścibskim policjantem. Ciekawski sierżant to pierwszy problem naszego bohatera. Drugi to utalentowany rywal, przy którym metody pracy Dextera wydają się dziecinną zabawą…

Dekalog dobrego Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dekalog dobrego Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Powodowany niezmiernie wielkodusznym impulsem, jeśli wziąć pod uwagę stosunek Doakesa do mnie, podszedłem do niego, żeby podzielić się z nim moimi przemyśleniami. Ale ledwie zdążyłem zrobić półtora kroku w jego stronę, kiedy usłyszałem jakiś hałas zbliżający się do nas. Odwróciłem się, żeby zobaczyć, co to jest.

Z ulicy biegł do nas krępy facet w średnim wieku ubrany w same bokserki. Brzuch zwisał mu nad majtkami i trząsł się na wszystkie strony. Widać było, że facet nie ma szczególnej praktyki w biegach, a jeszcze utrudniał sobie to zadanie, machając rękami nad głową i krzycząc:

— Hej! Hej! Hej! — Zanim zdołał pokonać rampę prowadzącą z 1 — 95 i dotrzeć do nas, brakowało mu tchu. Dyszał zbyt ciężko, żeby móc powiedzieć coś spójnego, aleja się domyślałem, co ma do powiedzenia.

— Burgondka — wy dyszał, a ja uświadomiłem sobie, że brak tchu i kubański akcent zlały się w jedno, a on chciał powiedzieć „furgonetka”.

— Biała furgonetka? Z płaską oponą? A pańskiego samochodu nie ma? — zapytałem. Doakes popatrzył na mnie.

Ale dyszący mężczyzna kiwał głową.

— Jasne, biała furgonetka. Słyszałem, jakby w środku był jakiś pies, jakby ranny — rzekł i przerwał, żeby zaczerpnąć głębiej tchu i we właściwy sposób oddać całą okropność tego, co zobaczył. — I wtedy…

Ale na darmo tracił cenny oddech. Wraz z Doakesem biegliśmy już sprintem w górę ulicy, w kierunku, z którego nadbiegł zdyszany mężczyzna.

21

Sierżant Doakes najwyraźniej zapomniał, że ma mnie śledzić, bo w biegu do furgonetki pobił mnie o dobrych dwadzieścia metrów. Oczywiście uzyskał wielką przewagę, bo miał oba buty, ale i tak biegał całkiem dobrze. Furgonetka stała na chodniku przed jasnopomarańczowym domem otoczonym murkiem z koralowca. Przedni zderzak rąbnął w narożny słup i przewrócił go, a tył wozu stał pod kątem do ulicy, widzieliśmy więc jaskrawożółte tablice rejestracyjne WYBIERZ ŻYCIE.

Zanim doścignąłem Doakesa, zdążył już otworzyć tylne drzwi i usłyszałem miauczący głos dochodzący ze środka. Tym razem naprawdę nie przypominało to skowytu psa, a może już zaczynałem się do tego przyzwyczajać. Tonacja była trochę wyższa niż poprzednio, a nuta trochę bardziej szarpana, bardziej jak krzykliwy bulgot niż jodłowanie, ale nadal dało się w tym rozpoznać wołanie żywych zmarłych.

To było przytroczone do siedzenia bez pleców odwróconego w bok, tak, że biegło przez długość wozu. Oczy bez powiek obracały się dziko w tę i z powrotem, w górę i w dół, a usta, bez warg i zębów zamarły w okrągłym O. Wydobywało się z nich kwilenie niemowlęcia. Poza tym, bez rąk i nóg, to nie mogło się poruszać.

Doakes kucał nad tym, patrzył na pozostałości twarzy bez wyrazu.

— Frank — powiedział — a rzecz zatoczyła oczami w jego stronę. Wycie ustało na chwilę, a potem powróciło na wyższej nucie z nowym cierpieniem, jakby o coś błagającym.

— Rozpoznajesz go? — zapytałem.

— Doakes skinął głową.

— Frank Aubrey — powiedział.

— Po czym poznajesz? — zdziwiłem się. Bo doprawdy wszystkie te niegdyś istoty ludzkie w tym stanie były koszmarnie trudne do rozróżnienia. Jedyną cechą indywidualną, którą zauważyłem, były zmarszczki na czole.

Doakes nie odrywał od tego wzroku, ale odchrząknął i skinął w stronę szyi.

— Tatuaż. To Frank. — Znów chrząknął, nachylając się do przodu i oderwał kawałek kartki do notatek przyklejony taśmą do ławy. Zajrzałem przez ramię, żeby zobaczyć: tym samym pajęczym charakterem, który widziałem przedtem, doktor Danco napisał HONOR.

— Zawołaj sanitariuszy — powiedział Doakes.

Pobiegłem z powrotem. Właśnie zamykali tylne drzwi karetki.

— Macie nosze na jeszcze jednego? — zapytałem. — Nie zabierze dużo miejsca, ale potrzebuje mocnego znieczulenia.

— W jakim jest stanie? — zapytał mnie ten z nastroszonymi włosami.

Było to bardzo dobre pytanie z punktu widzenia jego profesji, ale jedyna odpowiedź, która przychodziła mi do głowy wydawała się nieco niepoważna, po prostu powiedziałem więc:

— Wam chyba też przydałoby się mocne znieczulenie.

Popatrzyli na mnie, jakbym z nich żartował, i nie docenili powagi położenia. Potem spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami.

— W porządku, gościu — powiedział starszy. — Upchniemy go. — Ten z rozczochranymi włosami pokręcił głową, ale odwrócił się, znów otworzył tylne drzwi karetki i zaczął wyciągać nosze na kółkach.

Kiedy udali się do rozbitego samochodu Danco, wsiadłem od tyłu do karetki, żeby zobaczyć, jak czuje się Debs. Miała zamknięte oczy i była bardzo blada, ale oddychała już lżej. Otworzyła jedno oko i spojrzała na mnie.

— Nie ruszamy — powiedziała.

— Doktor Danco rozbił furgonetkę.

Napięła mięśnie i usiłowała się podnieść z szeroko już otwartymi oczami.

— Macie go?

— Nie Debs. Tylko pasażera. Myślę, że chciał go dostarczyć, bo wszystko już było zrobione.

Wydawało mi się, że wcześniej była blada, ale teraz prawie się rozpłynęła.

— Kyle? — zapytała.

— Nie — odparłem. — Doakes mówi, że to ktoś o imieniu Frank.

— Jesteś pewien?

— Tak. Ma tatuaż na szyi. To nie Kyle, siostrzyczko.

Deborah zamknęła oczy i znów opadła na pryczę, jak przekłuty balon.

— Dzięki Bogu — powiedziała.

— Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko użyczeniu swojej taksówki Frankowi — dodałem.

Pokręciła głową.

— Nie mam — odparła i znów otworzyła oczy. — Dexter. Żadnych pierdołek z Doakesem. Pomożesz mu znaleźć Kyle’a? Proszę!

To chyba znieczulenie tak na nią podziałało, bo do podliczenia jej błagalnych próśb wystarczyłby mi jeden palec.

— W porządku, Debs. Zrobię, co w mojej mocy — obiecałem, a ona z trzepotem rzęs opuściła powieki.

— Dziękuję — odpowiedziała.

Wróciłem do furgonetki Danco w porę, żeby zobaczyć, jak starszy sanitariusz prostuje się po wymiotach i odwraca, żeby porozmawiać z partnerem, który siedział na krawężniku i mamrotał, zagłuszając nieco odgłosy wydawane przez Franka w wozie.

— No chodź, Michaelu — powiedział starszy facet. — No chodź, koleś.

Michael wydawał się niezainteresowany propozycją i tylko kołysał się w przód i w tył, powtarzając:

— O Boże. O Jezu. O Boże.

Pomyślałem, że chyba nie potrzebuje zachęty z mojej strony, okrążyłem ich i podszedłem do drzwi od strony fotela kierowcy. Były otwarte, zajrzałem więc do środka.

Doktor Danco musiał się spieszyć, bo zostawił bardzo drogi, na oko, skaner, taki jakiego używają fani policji i dziennikarze goniący za sensacjami do monitorowania rozmów przez radiostacje wozów patrolowych. Bardzo mnie pocieszyło, że Danco śledził nas za pomocą tego urządzenia, a nie jakichś sił magicznych.

Poza tym furgonetka była czysta: żadnego charakterystycznego pudełka z zapałkami, kawałka papieru z adresem albo zaszyfrowanym słowem po łacinie napisanym na odwrotnej stronie. Niczego, co mogłoby stanowić dla nas ślad. Może się okazać, że są odciski palców, ale skoro i tak już wiedzieliśmy, kto prowadził, nie wydawały się nazbyt użyteczne.

Podniosłem skaner i poszedłem na tył furgonetki. Doakes stał przy otwartych drzwiach, a starszemu sanitariuszowi udało się wreszcie skłonić partnera do wstania. Wręczyłem skaner Doakesowi.

— Był na przednim siedzeniu — powiedziałem. — On nas podsłuchiwał.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dekalog dobrego Dextera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dekalog dobrego Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dekalog dobrego Dextera»

Обсуждение, отзывы о книге «Dekalog dobrego Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x