– Wiem, ale dwie linki wystarczą. Spróbuj trafić platformę mniej więcej w jednej czwartej przekątnej. Ja zrobię to samo z mojej strony.
9.59:42
Schofield nacisnął dźwignię. Głowica wystrzeliła z maghooka z przypominającym smagnięcie batem trzaskiem i pomknęła skosem w górę.
Po chwili rozległo się głośne metaliczne tąpnięcie i magnes przykleił się do spodu platformy.
9.59:43
BRZDĘK! Z drugiej strony szybu rozległ się identyczny dźwięk. Pod platformą przykleił się magnes z maghooka Gant.
9.59:45
9.59:46
Schofield trzymał swojego maghooka jedną ręką. Drugą otworzył Piłkę. Zegar w środku odliczał sekundy: 00.00:14… 00.00:13. Kapitan złapał walizkę za rączkę i szeroko rozłożył jej dwie połówki.
– Słuchaj, Lis! – powiedział do mikrofonu. – Daj linkę prezydentowi. Zostało nam dwanaście sekund, mamy więc tylko jedną próbę.
– Chyba żartujesz… – rozległ się w słuchawkach Schofielda głos Matki.
Gant przekazała maghooka prezydentowi Stanów Zjednoczonych.
– Życzę szczęścia, sir.
Schofield i prezydent stali po przeciwległych stronach szybu i trzymali się napiętych linek. Przypominali artystów cyrkowych, szykujących się do występu na trapezie.
9.59:49 9.59:50 – Ruszamy! – krzyknął Schofield.
Obaj skoczyli do przodu.
Zabujali się na swoich linkach.
Dwie maleńkie figurki na cieniutkich niteczkach.
Mknęli ku sobie, aby spotkać się pośrodku. Schofield wyciągał do przodu Piłkę, prezydent dłoń.
9.59:52
9.59:53
Obaj błyskawicznie osiągnęli najniższy punkt łuku i zaczęli się wznosić ku górze.
W słabym świetle Schofield widział przerażenie malujące się na twarzy prezydenta. Ale Szef zachowywał się jak należy – ściskał mocno kolbę maghooka i wyciągał do przodu prawą rękę.
9.59:54
9.59:55
Zbliżali się do siebie, wahadłowy ruch unosił ich do najwyższego punktu…
9.59:56
9.59:57
…i po chwili, 120 metrów nad dnem szybu centralnego, poruszając się w niemal kompletnej ciemności, znaleźli się tuż obok siebie i prezydent przyłożył wyciągniętą dłoń do płytki analizatora w Piłce.
BIP!
Zegar w walizce natychmiast się zresetował.
00.00:02 zamieniło się w 90.00:00 i zegar ponownie zaczął odliczanie.
Prezydent i Schofield rozdzielili się i pomknęli ku punktom, z których wystartowali.
Prezydent wrócił do miniwindy i został złapany przez Gant, Matkę i Juliet.
Schofield skoczył zgrabnie na krawędź tunelu, westchnął z ulgą i popatrzył na metalową walizkę.
Udało im się. Dostali dziewięćdziesiąt minut dodatkowego czasu. Teraz musiał tylko dostać się wraz z Bookiem II do prezydenta i będą znów w grze.
Zwinął linkę maghooka i okręcił się na pięcie, by wrócić do szybu wentylacyjnego.
Zamarł.
Drogę zagradzało mu trzech ludzi – w dżinsach, ale bez koszul. Każdy miał w ręku samopowtarzalną strzelbę, tatuaże na ciele, pękate bicepsy i wybite przednie zęby.
– Sięgaj nieba, stary – powiedział jeden z nich.
Cezar Russell biegł niskim betonowym tunelem.
Przed nim biegli komandosi z oddziału Alfa, a z tyłu Kurt Logan.
Przed chwilą zostawili Harpera i pozostałych swoich ludzi w centrali dowodzenia na pastwę zbiegłych więźniów i pędzili drogą ewakuacyjną do miejsca, w którym przecinała się z tunelem prowadzącym do „górnych drzwi”.
Wybiegli zza zakrętu, stanęli przed schowanymi w betonie masywnymi stalowymi drzwiami, wpisali kod. Drzwi się otworzyły.
Ukazał się przed nimi biegnący w lewo i w prawo tunel.
Droga na prawo prowadziła ku wolności – poprzez drzwi, którymi można było wyjść do jednego z hangarów poza podziemnym terenem Strefy 7.
Z lewej strony – za zakrętem – znajdował się szyb windy osobowej i…
…coś jeszcze.
Cezar zamarł.
Zza rogu wystawał wojskowy but.
Czarny but martwego komandosa.
Cezar podszedł bliżej.
But należał do straszliwie zakrwawionych zwłok Pytona Willisa – dowódcy oddziału Charlie, tego, który sprowadził do Strefy 7 Kevina.
Twarz Cezara pociemniała.
Miał przed sobą zwłoki komandosów z oddziału Charlie, ale nigdzie nie było śladu Kevina.
Siedzący w ciemnościach hangaru na poziomie 1 Nicholas Tate III, doradca prezydenta do spraw polityki wewnętrznej, patrzył z niepokojem w górę szybu centralnego.
Prezydent i jego trzy opiekunki nie wrócili z wycieczki miniwindą w górę szybu i Tate był tym mocno zaniepokojony.
– Sądzi pan, że złapali ich więźniowie? – spytał Wyciora Hagerty’ego.
Słyszeli strzały i wrzaski, dolatujące z głównego hangaru. Czuli się niemal jak kibice, śledzący mecz spoza stadionu.
– Mam nadzieję, że nie… – szepnął Hagerty.
Tate wpatrywał się w szyb nad sobą, a przez głowę przemykały mu tysiące myśli – związanych przede wszystkim z niepokojem o własny tyłek. Minęła kolejna minuta.
– Co pana zdaniem powinniśmy zrobić? – spytał w końcu, nie odwracając się.
Nie otrzymał odpowiedzi.
Zmarszczył czoło, odwrócił się.
– Pytałem…
Ale Hagerty zniknął.
Tate zobaczył przed sobą jedynie rozległą, skąpaną w mroku przestrzeń hangaru, z której wyłaniały się tylko niewyraźne kontury potężnych samolotów.
Hagerty zniknął.
Bezgłośnie, natychmiast – bez śladu.
Jakby wypchnięto go z kręgu żywych.
Tate poczuł, że ogarnia go strach. Został sam – w szczelnie zamkniętej bazie, pełnej zdradzieckich komandosów sił powietrznych i bezlitosnych morderców.
Nagle coś przyciągnęło jego uwagę.
Dwa metry od jego stóp – w miejscu, gdzie po raz ostatni widział Hagerty’ego – coś błysnęło na podłodze. Podszedł bliżej.
Był to sygnet.
Złoty sygnet oficerski.
Sygnet, który Hagerty otrzymał z okazji ukończenia studiów w Annapolis.
Ostatni dwaj radiooperatorzy nie wytrzymali długo.
Kiedy na platformie rozległy się kolejne strzały, więźniowie eskortujący grupkę Gant i Schofielda przyłączyli się i otoczyli ich ciasnym kręgiem.
– Cześć… – powiedziała Gant.
– Cześć – odparł Schofield.
Po cyrkowym numerze, jaki wykonali prezydent i Schofield, szczęście przestało im dopisywać.
Ledwie zawieszony na lince prezydent bujnął się z powrotem i stanął na małej platformie, miniwinda została ściągnięta na górę przez kogoś w głównym hangarze.
Gdy wjechali na poziom 0, znaleźli się w centrum kolejnego koszmaru.
Więźniowie – niedawne obiekty eksperymentów Gunthera Bothy – właśnie przejmowali bazę.
Choć nie mieli możliwości ukrycia swojego marnego arsenału, Gant wiedziała, że pozostał im jeszcze jej maghook, przyczepiony do spodu miniwindy.
Kiedy jednak mała platforma dotarła na poziom głównego hangaru, zamykając sobą kwadratowy otwór w rogu wielkiej platformy, Gant nadal miała przy sobie „czarną skrzynkę” z AWACS-a.
Nie chcąc, by którykolwiek z więźniów zainteresował się pomarańczowym pudełkiem, położyła je na podłodze miniwindy i stanęła na nim, a kiedy platforma zrównała się poziomem z podłogą głównego hangaru, „potknęła się” i popchnęła je stopą. Czarna skrzynka potoczyła się na podłogę hangaru i zatrzymała niedaleko szybu.
Ponieważ polowanie na opuszczonej dużej platformie już się zakończyło, więźniowie skierowali swoją uwagę na prezydenta i jego ochronę.
Spośród więźniów wystąpił starszy mężczyzna, trzymający w dłoniach strzelbę.
Mógł mieć nieco ponad pięćdziesiąt lat, a sądząc po jego pełnym godności sposobie poruszania się, niewątpliwie cieszył się szacunkiem współwięźniów. Choć czubek jego głowy był łysy, po jej bokach spływały długie, siwe włosy. Miał wąski, orli nos, niemal przezroczystą, trupio bladą skórę i zapadnięte policzki.
Читать дальше