Dotarł tam w chwili, gdy szczyt kadłuba zrównał się z krawędzią szybu. Skoczył do przodu, wyciągnięty jak struna, i wylądował z łomotem na betonowej podłodze hangaru, siedem metrów od rozwalonego karalucha Maszyny Miłości – poza linią strzału.
Kiedy podniósł głowę, zobaczył trzech komandosów wroga przy ciągniku.
Na widok lufy P-90 przed nosem Maszyna Miłości westchnął.
Rysy twarzy trzymającego karabinek szturmowy komandosa zakrywała maska gazowa, ale oczy miał odsłonięte. Błyszczały z zadowolenia.
Maszyna Miłości zacisnął powieki i czekał na koniec.
BLAMM!
Koniec nie nastąpił.
Maszyna Miłości, zdziwiony, otworzył oczy i ujrzał, że jego niedoszły oprawca – pozbawiony połowy głowy – zatacza się, po czym jakby w zwolnionym tempie przewraca na bok.
Pozostali dwaj komandosi natychmiast się odwrócili i zaraz potem ścięła ich z nóg seria pistoletu samopowtarzalnego. Maszyna Miłości stwierdził, że stoi przed nim…
…Strach na Wróble.
W mundurze komandosa 7. Szwadronu.
– Chodź! – rzucił Schofield. – Spadamy stąd.
Book II wylądował na miniplatformie obok Juliet i prezydenta – po przeleceniu mniej więcej dwóch i pół metra.
Było tu bardzo ciemno.
Kiedy wszyscy się tam znaleźli, Juliet wcisnęła klawisz, umieszczony na konsolecie w podłodze, i miniplatforma zaczęła zjeżdżać w dół – na własnych prowadnicach. Poruszała się szybciej niż duża platforma, więc coraz bardziej się od niej oddalali.
Schofield zaczął wyciągać Maszynę Miłości z karalucha.
Kiedy to robił, zauważył, że na podłodze zniszczonego kokpitu Nighthawka Dwa leży porozrzucana broń: dwa MP-10, kilka granatów, pistolet samopowtarzalny kaliber 44 Desert Eagle oraz dwa karabiny tkwiące w czarnych skórzanych pochwach do mocowania na plecach. Wszystko to musiało wypaść z arsenału helikoptera, kiedy został trafiony.
Broń, która najbardziej spodobała się Schofieldowi, wyglądała jak tradycyjny pistolet maszynowy, miała krótką grubą lufę i dwie rączki. Z lufy wystawał złożony chromowany hak, pośrodku którego znajdowała się pękata bryła metalu.
Był to sławny armalite MH-12 maghook, wyrzutnia specjalnego haka, którego część można było zamieniać w silny magnes, przyczepiający się do dowolnych metalowych przedmiotów.
– Wspaniale… – mruknął Schofield, złapał oba maghooki i podał jeden Maszynie Miłości. Wziął też MP-10 i wielkiego desert eagle’a, którego wsunął sobie za pasek.
PING!
Drzwi windy osobowej znajdujące się obok nich rozsunęły się…
…ukazując dziesięciu uzbrojonych po zęby komandosów 7. Szwadronu.
Był to Pyton Willis i jego oddział Charlie.
Na widok ubranego w mundur 7. Szwadronu Schofielda Pytonowi omal oczy nie wyskoczyły z orbit.
Jego ludzie natychmiast unieśli broń.
– Cholera! – Schofield wepchnął Maszynę Miłości z powrotem do ciągnika i sam wskoczył do kabiny. W tym momencie w jej bok załomotały pociski.
Schofield wrzucił wsteczny bieg – mając nadzieję, że pojazd może się poruszać – i wcisnął gaz do deski.
Karaluch zaskrzeczał, spod jego opon poleciał dym i ciągnik wystrzelił spomiędzy resztek Nighthawka Dwa, sypiąc za sobą snopy iskier.
Pędził do tyłu po cementowej podłodze, o centymetry minął szyb centralny i zbliżał się do znajdującej się po wschodniej stronie hangaru pustej barykady.
Schofield odwrócił się o sekundę za późno.
Wcisnął hamulec i trzytonowy pojazd obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Przód karalucha niczym kij bejsbolowy jednym uderzeniem zmiótł barykadę, rozrzucając we wszystkie strony drewniane skrzynki i walizki.
Karaluch z szarpnięciem stanął.
Schofieldem gwałtownie rzuciło. Kiedy rozejrzał się, by się zorientować, gdzie jest, ku swemu zaskoczeniu – w odległości mniej więcej trzydziestu centymetrów – ujrzał krzesło z prezydencką walizką – Piłką.
Jasna cholera!
Rączka walizki wciąż była przymocowana tytanową linką do bolca w podłodze, teraz jednak nie otaczali jej komandosi 7. Szwadronu, którzy uznali, że po zresetowaniu minutnika prezydent będzie chciał się jak najszybciej oddalić.
Tak więc Piłka leżała sobie na krześle, przez nikogo nie chroniona.
Schofield skorzystał z okazji.
Wyskoczył z ciągnika i podbiegł do Piłki.
Żołnierze oddziału Charlie szli tyralierą przez hangar. Strzelali w karalucha, rwąc jego blachy setkami pocisków.
Schofield, zasłonięty przez ciągnik, wyjął z kieszeni „wywalacz zamków”, przymocował go do bolca w betonie, wcisnął przycisk wyzwalający eksplozję i uskoczył.
Sto dwadzieścia jeden…
Sto dwadzieścia dwa…
Sto…
Wybuch był krótki i gwałtowny.
Z głośnym trzaskiem bolec w betonie pękł i nagle Piłka była wolna.
Schofield jednym skokiem zanurkował z powrotem do szoferki karalucha. W tej samej chwili znaleźli się przy nim komandosi 7. Szwadronu.
Dwóch z nich wskoczyło na tył pojazdu, ale nie zdążyli jeszcze pewnie stanąć, gdy Schofield wcisnął pedał gazu i impet szarpnięcia sprawił, że polecieli na boki.
Jeden z nich miał jednak doskonały refleks: odrzucił karabinek i złapał się jakiegoś występu na dachu rozpędzającego się karalucha.
Schofield gwałtownie skręcił, by objechać szyb centralny od południa. Opony piszczały, silnik wył.
Miał przed sobą Marine One. Łopaty wirnika helikoptera ciągle się poruszały.
Schofield właśnie do niego zamierzał się dostać – chciał podjechać z boku, wskoczyć do środka, zejść w dół lukiem awaryjnym i zsunąć się do szybu wentylacyjnego.
W tym momencie zobaczył, że zza prezydenckiego helikoptera wychodzi trzech żołnierzy przeciwnika – z uniesionymi w górę karabinkami szturmowymi.
Szli po niego.
Z jakiegoś powodu nie strzelali jednak.
Dlaczego nie strze…
Tylne okienko szoferki, znajdujące się tuż za głową Schofielda, nagle się rozprysnęło, obsypując obu marines gradem szkła, i po obu stronach głowy Schofielda pojawiły się odziane w czarne rękawice dłonie. Jedna z nich trzymała nóż.
Był to komandos, któremu udało się utrzymać na dachu.
Schofield odruchowo złapał za uzbrojoną dłoń. Palce drugiej wpiły mu się w twarz.
Nadal pędzili na Marine One. Obie przednie opony karalucha były przebite, a pozbawiony sterowania pojazd zarzucał jak pijany.
Schofield kątem oka widział przed sobą Marine One i szybko obracające się śmigło na ogonie – rozmazane koło, wirujące niecałe dwa metry nad podłogą, kilkanaście centymetrów powyżej dachu karalucha.
Nie wahał się ani chwili.
Wprowadził karalucha w poślizg, jego tył wściekle zarzucił i ciągnik wjechał pod wirnik ogonowy Marine One. Ostre jak noże łopaty śmigały tuż nad karaluchem.
Komandos na dachu wrzasnął przerażony, po czym jego krzyk nagle się urwał. Głowa żołnierza została odcięta równo przy barkach, a z dachu ciągnika chlusnęła krew.
Kiedy karaluch wjechał pod ogon Marine One, trójka żołnierzy oddziału Alfa odskoczyła na boki.
Postrzelany pojazd wyjechał spod helikoptera i zatrzymał się przodem do szybu centralnego.
Schofield widział ziejącą przed nimi pustkę. Platforma przez cały czas powoli opadała i obrotowa antena AWACS znajdowała się już jakieś trzy metry pod poziomem podłogi hangaru.
Dodał gazu.
Maszyna Miłości domyślił się, co Schofield zamierza zrobić.
– Kapitanie, zwariowałeś!
– Żeby tylko się udało… Trzymaj się. Dodał gazu.
Karaluch wyprysnął do przodu, tylne opony piszczały, zbliżali się nieuchronnie do krawędzi.
Читать дальше