W środę o dziewiątej proces został wznowiony. Zgodnie z zapowiedzią sędzia pouczyła przysięgłych, aby ferując werdykt nie brali pod uwagę zeznań Giny Terisi i nie wyciągali żadnych wniosków z jej nieobecności, co naturalnie sprawiło tylko tyle, że przysięgli z podejrzliwą ciekawością zaczęli zerkać na stolik obrony.
Na porannej sesji prokurator przedstawił kilku świadków, specjalistów w zakresie technik dochodzeniowych, i było to dość rutynowe przesłuchanie, natomiast czas po obiedzie McCue zarezerwował na ostatniego i najważniejszego świadka oskarżenia – doświadczonego w bojach sądowych wojownika, który nie mógł się doczekać, aby wymierzyć wreszcie nokaut oszołomionemu obrońcy Eddy'ego Gossa.
– Oskarżenie wzywa Lonza Stafforda – oznajmił prokurator donośnym głosem.
Sala umilkła. Było cicho jak makiem zasiał, gdy detektyw Stafford stanął w drzwiach i ruszył ku miejscu dla świadków obok stołu sędziowskiego. Tylko stuk obcasów niósł się echem po sali.
Po podaniu personaliów i złożeniu przysięgi Stafford z namaszczeniem zaczął przedstawiać materialne dowody przeciwko Jackowi Swyteckowi – gładko, logicznie, według uzgodnionego z prokuratorem scenariusza. Odpowiadając na pytania McCue'a podkreślał, że odciski palców oskarżonego dokładnie odpowiadają liniom papilarnym zdjętym z noża do steków, który znajdował się w kuchni Gossa; dwadzieścia siedem śladów podeszew w mieszkaniu denata odpowiada dokładnie rzeźbie adidasów oskarżonego; jego grupa krwi zgadza się z grupą krwi zabezpieczonej na ostrzu noża; rano, nazajutrz po zabójstwie, gdy detektyw przybył do domu oskarżonego, pan Swyteck był wyraźnie zdenerwowany i nieswój; miał zadrapania na plecach i świeże blizny na klatce piersiowej, jakby po bójce; wiedział już, że Goss poniósł śmierć od kuli, choć przesłuchujący go funkcjonariusze nie wspomnieli o tym fakcie ani słowa. A najlepsze, zgodnie z precyzyjnym planem McCue'a, świadek zachował na koniec.
– A więc Goss został zastrzelony – popisywał się McCue. – Proszę nam powiedzieć, z jakiej dokładnie broni.
– Użyto pistoletu kaliber trzydzieści osiem, z całą pewnością z tłumikiem.
– Czy policja odnalazła broń?
– Nie, nie mamy pistoletu, ale znaleźliśmy tłumik.
– A gdzie znaleziono tłumik, który został użyty podczas zabójstwa Eddy'ego Gossa?
Staffordowi aż oczy zalśniły, gdy spojrzał szyderczo na Jacka.
– Tłumik znajdował się w samochodzie należącym do oskarżonego.
Po sali przeszedł szmer. Przysięgli spojrzeli po sobie, jakby w tym momencie rozprawa dobiegła końca.
– Oskarżenie nie ma więcej pytań – McCue spojrzał z wysoka na stolik obrony. – Świadek jest do pańskiej dyspozycji – rzekł do Manny'ego, głosem wyrażającym absolutną pewność, że żadne wysiłki obrony nie zdadzą się już na nic.
Manuel Cardenal objawiał największy talent w świetle jupiterów, a teraz właśnie nadeszła taka chwila. Oskarżony, przysięgli, tłum w ławach publiczności, wszyscy razem i każdy z osobna z napięciem czekali, czy obrońca zdoła uratować swego klienta. Manny wstał, podszedł na trzy metry do najważniejszego świadka oskarżenia i spojrzał na niego zimno.
– Panie Stafford – odezwał się po chwili – zacznijmy może od ofiary w niniejszej sprawie, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu?
– Jak pan sobie życzy, mecenasie.
– Otóż wszyscy chyba słyszeliśmy o Eddym Gossie i wszyscy wiemy, jakich dopuszczał się okropności. Wiemy także, że pan Swyteck był jego adwokatem. Chciałbym jednak, abyśmy wyjaśnili przysięgłym jedną okoliczność. To pan prowadził śledztwo, w wyniku którego doszło do aresztowania Gossa, prawda?
– Tak – Stafford zdawał sobie sprawę, że na razie to jeszcze zabawa. – Tak – powtórzył – kierowałem śledztwem w sprawie Gossa.
– I osobiście pan go przesłuchiwał?
– Tak jest.
– I to pan spowodował, że podejrzany przyznał się do winy, co zarejestrowano na taśmie wideo.
– Owszem.
– Ale z tego materiału nie skorzystano w czasie procesu?
– Nie – odparł detektyw cicho – zeznanie uznano za niedopuszczalne.
– Uznano za niedopuszczalne – powtórzył Manny, jakby wydawał opinię prawną – ponieważ wymusił je pan z naruszeniem prawa.
Policjant wziął głęboki oddech, starał się nie okazywać złości.
– Sędzia uznał, że naruszyłem konstytucyjne prawa Eddy'ego Gossa – stwierdził sarkastycznie.
– Jeśli się nie mylę, to pan Swyteck podniósł tę kwestię przed sądem?
Stafford pochylił się na krześle, wzrok mu płonął.
– Wykorzystał okazję.
Manny przesunął się nieco w bok, bliżej przysięgłych, jakby sugerując, że jest po ich stronie.
– To był raczej nieprzyjemny incydent dla pana, prawda?
– Parodia sprawiedliwości! – detektyw sformułował odpowiedź dokładnie według wskazówek McCue'a. Przeprowadzili stosowne próby poprzedniego wieczora.
Manny uśmiechnął się z pewną przesadą. Wiedział, że trafił w słaby punkt Stafforda. Podszedł do świadka i podał mu dokument, który wcześniej złożył w sądzie jako materiał dowodowy w sprawie.
– Oto kopia artykułu prasowego oznaczona jako dowód obrony nr 1. Publikacja dotyczy pewnych wydarzeń poprzedzających proces Eddy'ego Gossa. Zechce pan przeczytać tytuł i to, co wydrukowano tłustą czcionką, głośno i wyraźnie, jeśli można prosić – gestem wskazał na ławę przysięgłych – abyśmy wszyscy usłyszeli.
Stafford łypnął spod oka, chrząknął i niechętnie zaczął:
– Sędzia odrzuca wyznanie Gossa.
– Jeszcze dalej, to, co wytłuszczone pod tytułem.
Detektyw poczerwieniał ze złości.
– Doświadczony policjant partaczy śledztwo – przeczytał. Odłożył gazetę i wlepił wzrok w Manny'ego.
– A tuż pod tytułem zamieszczono pańską fotografię, prawda?
– Tak, to moje zdjęcie.
Proszę nam powiedzieć, panie Stafford: ile razy w ciągu czterdziestu lat służby gazety drukowały pańskie zdjęcie na pierwszej stronie?
– Tylko raz, właśnie wtedy – burknął policjant.
– Czy w ciągu czterdziestu lat służby zdarzyło się panu sfuszerować jakąś sprawę tak fatalnie jak Gossa?
– Sprzeciw! – poderwał się McCue.
– Niczego nie popsułem! – zawołał detektyw. Chęć odparcia zarzutu była silniejsza niż rozsądek. Nie poczekał nawet, co powie sędzia.
– Oddalam sprzeciw.
– Przepraszam – ciągnął Manny, udając, że żałuje niezbyt fortunnego sformułowania – a więc czy w ciągu czterdziestu lat służby miano do pana podobne pretensje?
– Nigdy – syknął Stafford.
– A tymczasem oglądamy pańskie zdjęcie na pierwszej stronie, i to w najgorszym ujęciu, jakie gazecie udało się zdobyć. „Doświadczony policjant partaczy sprawę" – Manny podszedł jeszcze bliżej, pochylił się nad Staffordem, jakby fizycznie chciał dociec prawdy. – I kogo pan za to wini? – naciskał – siebie?
– Z początku tak myślałem. – Policjant nie odrywał wzroku od Manny'ego.
– Ale teraz nie, prawda? – Stafford milczał, zdawał sobie sprawę, do czego adwokat zmierza. – No, śmiało, detektywie, wiemy przecież, kogo naprawdę pan obwinia za swoją klęskę. Tego oto człowieka – te ostatnie słowa Manny wypowiedział głośniej wskazując jednocześnie palcem na Jacka.
Stafford spojrzał na oskarżonego, po czym znów na obrońcę.
– I co z tego? – obruszył się.
Manny wbił wzrok w policjanta.
– Proszę odpowiedzieć na pytanie: tak lub nie. Czy obwinia pan oskarżonego Swytecka o to, że publicznie pana poniżył?
Читать дальше