Jackowi serce podeszło do gardła, Manny'emu zresztą też. Zaproszenie nie wróżyło niczego dobrego. Sędzia rzadko zaprasza strony do siebie, coś więc musiało się stać.
Atmosfera w gabinecie przypominała dom pogrzebowy. Pani Tate siedziała w skórzanym fotelu za wielkim biurkiem na tle dwóch flag – federalnej i stanowej. McCue zajął miejsce po lewej stronie, przy półkach pełnych prawniczych dzieł. Oboje wyglądali posępnie.
– Dzień dobry – Manny wszedł pierwszy.
– Proszę, panowie, usiądźcie – zaprosiła sędzia Tate tonem, który nie pozostawiał wątpliwości, że chodzi o poważną sprawę.
Jack i Manny zajęli miejsca na składanych krzesłach naprzeciwko McCue'a. Jack poczuł uścisk w dołku, oczekiwał najgorszego. Może nowego punktu oskarżenia, że na przykład groził Ginie. Sędzia splotła dłonie na biurku, pochyliła się nieco do przodu i zaczęła:
– Pan McCue poinformował mnie właśnie, że Gina Terisi nie żyje.
– Co? – Manny nie wierzył własnym uszom.
– Została zamordowana – rzekł prokurator.
– To niemożliwe… – Jacka zamurowało.
– Panie Swyteck – pouczyła sędzia – proszę nie zabierać głosu.
Miała rację, Jack starał się opanować.
Pani Tate spojrzała na Manny'ego, po chwili przeniosła wzrok na McCue'a.
– Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale nie zaprosiłam panów na debatę o tym, jak i dlaczego zginęła panna Terisi. Chodzi o to, abyśmy się zastanowili, czy ta śmierć może wpłynąć na bieg niniejszej rozprawy. Na szczęście zarządziłam odosobnienie przysięgłych, więc nie dowiedzą się o niczym.
– Ależ, Wysoki Sądzie – wtrącił Manny – przysięgli wysłuchali już odpowiedzi świadka na pytania prokuratora. W obecnej zaś sytuacji nie ma mowy o pytaniach obrony, co oznacza, że nie zostaną spełnione warunki bezstronności sądu. Należałoby więc ogłosić unieważnienie procesu I sprawę rozpocząć od nowa.
McCue przesunął się niecierpliwie na krześle.
– Pani sędzio – argumentował – spodziewałem się, że obrona postawi taki wniosek. Uważam jednak, że nie powinna pani unieważniać procesu. Byłoby to im tylko na rękę. Popatrzmy na sekwencję wydarzeń, na motywy. Nie ma tu przypadku. Zeznania Giny Terisi obciążyły pana Swytecka. Kilka godzin później świadek została zamordowana. Nie trzeba wielkiej przenikliwości, aby…
– Pan prokurator posuwa się stanowczo za daleko – zaprotestował Manny.
– Czyżby? – zgasił go McCue. – Wczoraj wieczorem widziano samochód Swytecka przed domem panny Terisi!
– Wolnego! – zawołał Jack.
– Panowie, dość tego! – przerwała sędzia Tate.
Zapadła cisza. Prokurator z obrońcą obrzucili się wrogimi spojrzeniami, Jack popatrzył na panią Tate. Z jej twarzy niewiele można było wyczytać, ale iskry w oczach zdradzały prawdziwe uczucia. Nie było w nich ani sympatii, ani życzliwości.
– Nie unieważnię procesu – oświadczyła – zarządzę natomiast skreślenie zeznań panny Terisi z protokołu i polecę ławie przysięgłych, aby nie brała jej zeznań pod uwagę. Pouczę również ławników, aby nie wyciągali żadnych wniosków z jej nieobecności.
– Ależ, pani sędzio – nie dawał za wygraną Manny – to niczego nie załatwi. Przysięgli wysłuchali już zeznań panny Terisi, a polecenie, aby zapomnieć, niczego nie zmieni. To tak jakby rekinowi kazać przejść na dietę.
– Panie Cardenal – powiedziała sędzia Tate surowo – sąd powziął decyzję.
McCue promieniał.
– Pewnie nie powinienem tego podnosić, bo chodzi o sprawę oczywistą – powiedział protekcjonalnie – ale sądzę, że zniknięcie panny Terisi będzie stanowić istotny punkt ewentualnych zeznań pana Swytecka, jeśli zechce on wystąpić jako świadek. Ja przynajmniej zadałbym mu kilka pytań na ten temat, mam więc nadzieję, że pouczenie, jakiego udzieli pani przysięgłym, nie ograniczy pola działania prokuratora.
Pani Tate zastanawiała się przez chwilę.
– O tym nie pomyślałam, ale skłonna byłabym zgodzić się z panem. Jeśli pan Swyteck wystąpi jako świadek, może pan zadawać pytania bez ograniczeń.
Manny kiwał głową, jakby nie wierzył w to, co się dzieje. Wyglądało bowiem na to, że sąd już zawyrokował o winie Jacka.
– Wysoki Sądzie – próbował ratować sytuację – taka decyzja uniemożliwi w istocie powołanie pana Swytecka na świadka. Nie mogę bowiem zgodzić się na zeznania, gdy prokurator sugeruje, że mój klient zamordował koronnego świadka oskarżenia. Pani decyzja to wyrok śmierci. Raz jeszcze stanowczo protestuję i proszę, aby zechciała pani ponownie rozważyć wniosek…
– To wszystko – przerwała pani Tate dalszą dyskusję. – Usłyszeli panowie postanowienie sądu. Daję stronom dwadzieścia cztery godziny na przygotowanie. Rozprawę wznawiamy jutro o dziewiątej. Rozpocznie pan McCue. Dziękuję panom – dała znak, że narada jest skończona.
– Dziękuję Wysokiemu Sądowi – rzekł McCue, niemal podskakując z radości.
Obaj prawnicy ruszyli do wyjścia. Jack nieco wolniej podniósł się z miejsca, ciągle jeszcze był zaszokowany. Dołączył do Manny'ego. Szli w milczeniu. Nikt nie powiedział słowa, aż w przejściu dogonił ich McCue.
– Szykuj się, Swyteck – powiedział szyderczo – bo jeśli nie pójdziesz na krzesło za Gossa, to za Ginę Terisi. Już moja w tym głowa – dodał czyniąc gest, jakby uchylał kapelusza.
Jack stanął jak wryty, patrząc w przerażeniu na swego obrońcę. „Tak przecież nie może być" szepnął. A jednak tak było. Niewinni ludzie płacili życiem. Fernadez, Garcia, a teraz Gina. Po niej już tylko jego kolej. Jednego wszakże nie potrafił pojąć: dlaczego? Dlaczego tak jak Gina miałby zejść z tego świata nie ukończywszy nawet trzydziestu lat? Dlaczego ma umrzeć nie doświadczywszy ani małżeństwa, ani ojcostwa, nie spełniwszy żadnego ze zwykłych ludzkich pragnień. Po raz pierwszy od początku procesu zdał sobie sprawę, o jak wielką stawkę idzie.
Być skazanym na śmierć, na krzesło elektryczne. Wszystko to, co zawsze wydawało się abstraktem, nagle stało się prawdziwe, realne, wręcz namacalne. Przypomniał sobie, kiedy jako dziecko wyobrażał sobie śmierć: klęczy nad wielką czarną dziurą w ziemi, nagle zsuwa się w mroczną czeluść i zaczyna spadać w otchłań bez końca.
Otrząsnął się z ponurych wspomnień, wrócił do rzeczywistości. Właśnie, co mówił napastnik w autobusie? Że „niewinni ludzie zapłacą", jeśli Jack poprosi kogoś o pomoc. Spojrzał na Manny'ego nieprzytomnym wzrokiem i puścił się biegiem w głąb korytarza, do automatów telefonicznych. Wykręcił numer do pracy Cindy.
Niemal zemdlał z radości słysząc jej głos.
– Chwała Bogu nic ci się nie stało! – zawołał.
– Właśnie dowiedziałam się o Ginie, dzwonił jej brat…
– Mówią, że to ja…
– Kłamią… To, co jej zrobił ten potwór… tego nie zrobiłby żaden normalny człowiek.
Jack nie znał szczegółów, ale mógł sobie wyobrazić.
– Błagam cię, bądź ostrożna. Martwię się o ciebie. Gdyby coś się działo, to dzwoń, dobrze?
– Nic mi nie będzie.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, aby przedłużyć chwilę rozmowy, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
– Powodzenia – rzekła Cindy, szczerze mu tego życząc.
– Dziękuję, Cindy – szepnął – i…
– Wiem, nic już nie mów.
– Kocham cię – wyrzucił z siebie.
Wydawało mu się, że usłyszał płacz.
– Proszę wezwać kolejnego świadka, panie prokuratorze – oznajmiła sędzia Tate z wysokości swego fotela.
Читать дальше