– A teraz, panno Terisi – ciągnął McCue – proszę powiedzieć, czy po tym wszystkim zawiadomiła pani policję.
– Nie, nie zawiadomiłam.
– Właśnie – prokurator pocierał brodę jakby w zamyśleniu – sędziowie przysięgli mogą uznać to za dość dziwne zachowanie. Włamanie, a pani nie zawiadamia policji? Proszę nam powiedzieć, dlaczego.
Gina spojrzała na Cindy, a następnie przeniosła wzrok na prokuratora.
– Nie umiem tego wytłumaczyć.
McCue stropił się, oczekiwał innej odpowiedzi. Starannie przygotował to pytanie. Rozmawiał przecież z Gina wielokrotnie przed procesem, przeprowadzali próby i umawiali się, co ma mówić.
– Czy mam rozumieć, że zawodzi panią pamięć – naciskał – jeśli tak, to spróbujmy ją odświeżyć…
– Powiadam, że nie umiem tego wytłumaczyć – powtórzyła stanowczo.
McCue zirytowany ruszył zza stołu, podszedł do Giny, aby wywrzeć na nią jeszcze większy nacisk.
– Panno Terisi – w głosie prokuratora zabrzmiały ostre nuty – w czasie rozmowy w moim biurze oświadczyła pani, że to Swyteck wzbraniał się przed wezwaniem policji. Czy może pani to potwierdzić?
Gina wierciła się nerwowo na krześle, ale trwała przy swoim.
– Owszem, tak mówiłam, ale to nieprawda. To ja upierałam się, żeby nie zawiadamiać policji, ja, a nie Jack.
Wilson McCue był wyraźnie zaskoczony. Zamilkł, zastanawiał się. Liczył, że uda mu się przekonać przysięgłych, iż to Jack nie pozwolił Ginie zawiadomić policji, bo zamierzał sam załatwić sprawę, czyli zabić Gossa. Nagła zmiana stanowiska świadka zbiła go z tropu, zwłaszcza że nie rozumiał, dlaczego Gina zmieniła zdanie. Uznał, że nie ma innego wyjścia jak ponowić próbę przywołania jej do porządku.
– Rozumiem, panno Terisi – odezwał się zgoła przyjacielskim tonem – że pan Swyteck jest narzeczonym pani najlepszej przyjaciółki. Domyślam się więc, że nie chciałaby pani wyrządzić krzywdy ani jemu, ani jej, ale musi pani przyznać, że to dziwne, iż po włamaniu się kogoś do pani mieszkania właśnie pani decyduje, żeby nie zawiadamiać policji.
– Czy to jest pytanie? – zaciekawił się sarkastycznie Manny, wstając z miejsca.
– Sąd uznaje sprzeciw.
– Moje pytanie brzmi – poprawił się prokurator – czy chciała pani zawiadomić policję, czy nie?
– Oczywiście, że chciałam – odparła nie bez wahania.
McCue poczuł się lepiej, postawił na swoim. Trwało to chwilę, ale udało się opanować świadka, przynajmniej tak sobie pomyślał.
– Skoro tak, to czemu pani tego nie zrobiła?
– Bo uznałam, że lepiej tego nie robić.
– Przepraszam, nie rozumiem. – McCue znów był zaskoczony. Kolejna niespodziewana odpowiedź.
– Doszłam do wniosku, że lepiej tego nie robić… – powtórzyła Gina z wahaniem. Zawiesiła głos, nerwowo splatała palce. – A więc nie zadzwoniłam po policję – ciągnęła, wyraźnie wstydząc się tego, co mówi – bo nie chciałam, aby wyszło na jaw, że poszliśmy z Jackiem do łóżka.
Zaskoczenie było absolutne. Prokurator zamilkł, a po sali poniósł się szum. Dziennikarze pilnie notowali, Jack poczuł się, jakby go torturowano, choć w dalszym ciągu niczego nie dawał po sobie poznać. Tego wymagała taktyka. Patrzył przed siebie, nie śmiał odwrócić się do Cindy, bo wiedział, że nie wytrzyma jej spojrzenia i straci panowanie nad sobą.
– Proszę o spokój – sędzia kilkakrotnie uderzyła młotkiem w pulpit.
Jack jednak nie opanował odruchu. Zerknął przez ramię na Cindy. Na krótką chwilę ich spojrzenia splotły się w jedno. Wystarczyło, żeby odczytać w jej oczach coś, czego nigdy do tej pory nie widział: gniew i wstyd, żal, a zarazem zaskoczenie.
– Rozumiem, panno Terisi… – McCue podjął przesłuchanie, ale znów przerwał. Gina odeszła od przygotowanego scenariusza. Obawiał się, że obrona może wykorzystać fakt, iż publicznie przyznała się do kłamstwa. Temu musi zapobiec, porażkę przekuć w zwycięstwo. – Rozumiem – powtórzył – że są to bolesne sprawy i że wyjawienie prawdy nie przyszło pani łatwo, ale potwierdza to tylko, że jest pani uczciwą i prawdomówną osobą, że nie waha się pani dać świadectwa nawet bardzo bolesnej prawdzie.
– Sprzeciw – poderwał się Manny.
– Uznaję – zgodziła się sędzia – nie do pana należy ocena wiarogodności świadka, panie McCue.
– Przepraszam, Wysoki Sądzie, ale chodzi o sprawę bardzo istotną… Panno Terisi – zwrócił się ponownie do Giny – kiedy rozmawialiśmy u mnie i kiedy, że tak powiem, minęła się pani z prawdą twierdząc, że to pan Swyteck upierał się, żeby nie wzywać policji, otóż wtedy nie składała pani ślubowania prawdomówności, prawda?
– Tak jest.
– Dziś wszakże zeznawała pani pod przysięgą! Proszę nam więc powiedzieć: czy mówi pani prawdę, czy prawdą jest to wszystko, co pani powiedziała?
– To wszystko prawda.
– I jeszcze jedno – prokurator kiwał głową, jakby chciał potwierdzić jej słowa – proszę nam powiedzieć: czy wtedy, kiedy zdecydowała pani nie wzywać policji, czy pan Swyteck protestował, wyrażał inne zdanie?
– Nie, nie protestował.
– A co zrobił?
– Wyszedł – wzruszyła ramionami Gina, jakby mówiła o sprawie oczywistej.
– Która to była godzina?
– Dokładnie nie pamiętam – pokręciła głową – ale chyba przed trzecią.
– Przed trzecią – powtórzył McCue z naciskiem, jakby chciał przypomnieć przysięgłym, że Gossa zamordowano co najmniej godzinę później, co zresztą większość od razu spostrzegła. – Czy był pijany, czy trzeźwy?
Gina zaczęła się wyraźnie denerwować. W ustach jej wyschło, wypiła łyk wody i dopiero wtedy odpowiedziała:
– Wyglądał niezbyt trzeźwo.
– Czy coś zabrał ze sobą?
– Kluczyki do samochodu.
– Jeszcze coś?
– Owszem – kwiat spod poduszki Cindy, chryzantemę od Eddy'ego Gossa, jak mówił.
– Czy coś powiedział przed wyjściem?
Gina wzięła głęboki oddech.
– Powiedział – opuściła głowę – powiedział, że musi temu położyć kres.
McCue spojrzał wymownie na przysięgłych, jak aktor czekający na oklaski, nim zegnie się w głębokim ukłonie.
– Dziękuję, panno Terisi, nie mam więcej pytań – teatralnym gestem zapiął guziki marynarki i syty chwały wrócił na swoje miejsce. Sala ożyła, w ławach publiczności rozległy się szmery, wszyscy zaczęli wymieniać uwagi, dzielić się opiniami, ferować wyroki.
– Proszę o spokój – nad gwarem uniósł się energiczny stuk sędziowskiego młotka. Sala zamilkła. Pani Tate spojrzała na zegar na ścianie, dochodziła piąta. – Nie widzę powodu, aby przedłużać dzisiejsze posiedzenie – oznajmiła. – Ogłaszam przerwę. Obrona będzie mogła przesłuchać świadka jutro rano.
– Wysoki Sądzie – Manny próbował protestować. Zależało mu, aby nie zamykać dnia ogromnie niekorzystnym dla obrony akcentem. – Za pozwoleniem Wysokiego Sądu, chciałbym rozpocząć już dziś. Tylko kilka pytań, dwadzieścia minut – prosił.
– Jutro będzie pan miał tyle czasu, ile pan zechce. Ogłaszam przerwę – uderzenie młotka w pulpit nieodwołalnie zamknęło sprawę.
– Proszę wstać! – zawołał woźny sądowy, choć było to zupełnie niepotrzebne, bo wszyscy zaczęli już wstawać z miejsc. Reporterzy telewizyjni biegli do wyjścia, chcąc zdążyć z materiałem do dzienników o piątej. Dziennikarze z prasy ruszyli ławą w przeciwną stronę, ku głównej scenie, licząc, że uda im się uzyskać wypowiedź prokuratora, obrońcy, a może nawet głównego świadka oskarżenia.
Читать дальше