Znów się zawahał. Nie znał jej z tej strony, a przynajmniej nigdy wobec niego nie była tak otwarcie wyzywająca. Stały numer, mogę się założyć – miał ochotę zakpić.
– A ty byś tak potrafił? – przytuliła się do niego.
– To znaczy: co? – udawał, że nie rozumie.
– Tak wyluzować się do końca, obnażyć, chłonąć szczęście.
Westchnął tylko, bo istniała przecież kobieta, która rozpalała w nim pragnienia tak silne, że nawet nago wobec całego świata czuł się mocarzem. Ale cóż z tego, skoro coś się między nimi popsuło. Ani z jej, ani z jego winy. Po prostu coś nastąpiło i nic już nie było tak samo.
– Myślę, że tak, ale to zależy od towarzystwa.
Gina zaśmiała się, ale nie zdążyła nic więcej zrobić, bo rozległ się ostry dzwonek telefonu.
– Cindy? – dało znać o sobie sumienie Jacka.
Gina ześlizgnęła się z kanapy, podniosła niechętnie słuchawkę i odeszła w kąt, jak najdalej od Jacka, na tyle na ile pozwalał sznur przy aparacie. Poszeptała coś do mikrofonu i rzuciła słuchawkę na widełki. Gdy wróciła, w jej oczach malowało się już nie podniecenie, ale zwyczajna złość.
– Eks-narzeczony – wyjaśniła bez pytania. Wróciła na swoje miejsce przy Jacku. – Antoine. Dał mi BMW i wyobraża sobie, że mnie kupił. Dzwoni zawsze, gdy jestem z kimś. Pies ogrodnika.
– A czy ten twój Antoine ma przypadkiem broń? – spytał bardziej serio niż żartem Jack.
Telefon znów zadzwonił. Gina rozeźliła się na dobre. Rzuciła aparat na podłogę.
– Co za kretyn! – zawołała, jakby Antoine mógł usłyszeć.
Odetchnęła z ulgą, wróciła na miejsce, przykucając obok Jacka.
– O czym to mówiliśmy? – powiedziała pieszczotliwie.
Odsunął się nieco.
– O Antoinie, chyba mówiliśmy o Antoinie – odparł trochę niepewnie.
– To kretyn – powiedziała z wyraźną kpiną. – Ktoś, kto pomoże mi o nim zapomnieć, ma u mnie fory.
Patrzyli sobie głęboko w oczy. Jack chciał właśnie coś powiedzieć, gdy akurat dała o sobie znać suszarka. Oprzytomniał.
– Czas już na mnie, ubranie pewnie suche. – Poderwał się z miejsca, ale nogi odmówiły posłuszeństwa, poczuł zawrót głowy, opadł z powrotem na kanapę.
– Oj, chyba ci się nie uda.
– Ale powinienem już iść.
– Nie ma mowy – zamachała mu przed nosem kluczykami od mustanga, które wyjęła z kieszeni wrzucając ubranie do suszarki. – Jako przyjaciółka Cindy nie mogę pozwolić, aby jej były narzeczony jeździł po pijanemu. Zostajesz na noc i już.
– Ale…
– Żadnych ale – ucięła – jest już po północy, a ubranie chyba jeszcze nie wyschło. Położę cię w swoim łóżku, ja prześpię się na miejscu Cindy, bo w jej łóżku pewnie miałbyś złe sny. No, chodź – wzięła go za łokieć.
Z trudem stanął na nogi. Od czasów uniwersyteckich nie był tak pijany. Zdawał sobie sprawę, że w tym stanie nie może jechać, i w gruncie rzeczy był z tego rad.
– W porządku, zostaję.
Gina wzięła go pod rękę, żeby zaprowadzić do sypialni na górze. Oboje zamarli, gdy nagle w odłożonej słuchawce rozległ się pulsujący dźwięk. Odruchowo spojrzeli na aparat, a potem po sobie, jakby czekając, które zdecyduje się odłożyć słuchawkę na widełki. Tymczasem dźwięk ustał, więc zostawili telefon na podłodze. Antoine ani nikt inny nie będzie już przeszkadzał. Będą tylko oni: Gina i Jack. Gina, której nikt się nie oprze. Zrezygnował z pomocnej ręki, puścił dziewczynę przodem i sam zaczął wspinać się na schody.
– Spać, spać – ni to powiedziała, ni to zaśpiewała, wprowadzając go do sypialni. Światło lampy w hallu kładło się ciepłem po całym buduarze. Jack przysiadł na skraju łóżka. Gina wygładzała prześcieradła. Zastanawiał się, ilu mężczyzn spało w tym łóżku. On wszakże będzie pierwszym, który co prawda prześpi się w jej łóżku, ale nie z nią.
– W razie czego jestem po drugiej stronie korytarza. – Gina wyszła nie zamykając drzwi.
– Dobranoc.
Zgasiła światło w hallu. Wszystko spowiła ciemność. Po omacku zaczął rozpinać szlafrok, ale myśl o tym, że miałby leżeć w jej pościeli całkiem nagi, nieco go speszyła. Położył się więc w szlafroku. Wyjął tylko z kieszeni zawiniątko z bronią i położył na nocnym stoliku. W głowie mu szumiało. Zmartwił się, że rano będzie miał potwornego kaca, ale pocieszył się, że zaśnie mocno, a musi się wreszcie solidnie wyspać. Zasypiał już, gdy rozbudziło go światło. Paliło się w hallu, ale miał wrażenie, jakby ktoś zaświecił mu latarką prosto w oczy. Półprzytomny podniósł głowę, usiłując rozpoznać postać w drzwiach. Na tle rozświetlonego korytarza malowała się tylko sylwetka.
– Nie mogę zasnąć – rozległ się w ciemności głos Giny.
Wsparł się na łokciu, starał się przebić wzrokiem mrok. Gina stała w drzwiach, jakby pozowała do zdjęcia. Jedna ręka na biodrze, drugą opierała się o framugę. Długie włosy zarzucone przez ramię zdawały się spływać kaskadą na pierś. W odsłoniętym uchu połyskiwał złotem krągły kolczyk. Była naga, jeśli pominąć jedwabną przepaskę na biodrach.
– Muszę położyć się do swojego łóżka.
– Jack odrzucił kołdrę, próbował wstać, ale Gina już tuliła się do niego, delikatnie popychając na poduszki.
– Pozwól, że zrobię to po swojemu – szepnęła.
Nie czuł nawet wyrzutów sumienia. Po pierwsze był zbyt pijany i półprzytomny, a po wtóre miał jeszcze w uszach jej uwagi o „służbowym" wyjeździe Cindy. Jak tu na nią czekać, skoro włóczy się po Włoszech z dawnym narzeczonym! Gina wślizgnęła się najpierw na sam koniec łóżka i powoli posuwała się w górę, szukając drogi palcami pod jego płaszczem kąpielowym. Demonstrowała umiejętności, o jakich dotychczas tylko marzył, aż wśród pieszczot poczuł ból.
Jęknął kuląc się w sobie.
– Hej, co jest? – uśmiechnęła się namiętnie, unosząc głowę spomiędzy jego ud. – Tak ma być, rozkosz i ból.
– Ale boli.
– Odpręż się. – Ściągnęła zeń szlafrok, objęła nogami i wspięła się na niego. Był podniecony do granic wytrzymałości. Ona tymczasem ledwo go dotykała. Drażniła raczej, kusiła, zadawała rozkoszne tortury. Ustami błądziła po piersiach, ciągnąc zębami za włosy. Znów jęknął z bólu, ale zamknęła mu usta pocałunkiem. Jak błyskawica przemknęła mu przez głowę myśl, że od dawna nie kochał się z nikim innym, tylko z Cindy. To zaś, co działo się teraz, było szaleństwem.
– Powiedz mi – wyszeptała Gina, delikatnie dotykając ustami ucha – co byś chciał.
– Ciebie – odparł z równą namiętnością.
Ona tymczasem błądziła palcami po jego ciele, coraz bardziej go podniecając.
– Ale naprawdę, co chciałbyś, żebym zrobiła? – szeptała.
– Chcę już wejść w ciebie.
Rozbawił ją eufemizm. Zmierzyła go wzrokiem.
– A ja chcę, żebyś mnie wypieprzył! – wykrzyknęła z ogniem w oczach. Wtuliła się w niego, przewróciła i teraz on znalazł się na górze. Wszedł w nią z całej siły, jakby chciał zrzucić z siebie miesiąc frustracji, porażek i złości, chłonął jej jęki rozkoszy, nawet nie czuł, jak jej długie paznokcie orzą mu skórę na plecach.
Nagle zmroziło go.
– Słyszałaś? – spytał, nieruchomiejąc w ułamku sekundy.
– Co? – uśmiech zadowolenia błądził jej na ustach.
– Stukanie.
– To tylko łóżko tłucze o ścianę – próbowała zbyć sprawę.
– Nie, to na dole.
– Daj spokój! – zezłościła się. – Nie wygłupiaj się.
Читать дальше