Nie wiedziała, jak długo to utrzyma ją przy życiu. Ale przynajmniej miała trochę czasu i z całą pewnością zamierzała go wykorzystać.
– Numerze 4, w nogach łóżka postawię krzesło. Masz do niego podejść i usiąść.
Zwiesiła nogi z łóżka. Wstała. Przeciągnęła się, uniosła jedną nogę, potem drugą, naprężyła mięśnie. Kilka razy wspięła się na palce. Wykręciła rękę za plecy, żeby rozciągnąć tułów. To samo z drugą ręką. Czuła, jak mięśnie kurczą się i rozluźniają, jak sztywność uchodzi z kości.
– Nie pora na ćwiczenia, Numerze 4. Rób, co mówię, natychmiast.
Zatoczyła głową – to na rozluźnienie karku – i ostrożnie przeszła na koniec łóżka, trzymając się ramy. Wyciągnęła rękę, wymacała drewniane oparcie i wsunęła się na krzesło. Siedziała skromnie, z dłońmi złożonymi na podołku i ściśniętymi kolanami, trochę jak nieposłuszna uczennica na katechezie, bojąca się zakonnicy.
Czuła, że kobieta zbliża się do niej. Lekko odwróciła się w jej stronę. Czekała na dalsze instrukcje.
Cios był nieoczekiwany i brutalny.
Wymierzony otwartą dłonią w policzek. Omal nie zrzucił jej na podłogę. Szok wydawał się równie dotkliwy jak uderzenie. Pod opaską widziała gwiazdy, twarz tętniła bólem, jakby prąd poraził zakończenia nerwowe. Była zamroczona, kręciło jej się w głowie. Łapała powietrze, jakby się dusiła. Wydała cichy, zwierzęcy jęk bólu, ale nie miała pojęcia, czy rozbrzmiał echem w pokoju, czy tylko pod jej czaszką. Przytrzymała się siedzenia. Próbowała odzyskać równowagę, bo wiedziała – choć niby skąd? – że gdyby upadła, zostałaby skopana i pobita.
Chciała coś powiedzieć, ale z ust zamiast słów wydarł się tylko zduszony szloch.
– Rozumiemy się trochę lepiej, Numerze 4? – spytała kobieta.
Przytaknęła.
– Kiedy wydaję polecenie, masz je wykonać. Chyba już ci to tłumaczyliśmy.
– Tak. Ja tylko chciałam… nie myślałam, że…
– Dość.
Zamilkła.
– Dobrze. Mam do ciebie kilka pytań. Odpowiesz na nie precyzyjnie. Nie podawaj informacji, o które nie poproszę.Trzymaj głowę prosto i patrz przed siebie.
Znów przytaknęła. Wyczuła, że kobieta nachyla się ku niej, i usłyszała ni to szept, ni to syk.
– Na pierwsze pytanie odpowiesz „osiemnaście”.
Zamrugała pod opaską, zaskoczona. Zrozumiała: to miałam słyszeć tylko ja.
Kobieta z szelestem odsunęła się kawałek do tyłu. Nastąpiła chwila ciszy. Jennifer sztywnymi ruchami robota wróciła do pozycji uczennicy i spojrzała prosto przed siebie, choć widziała tylko czerń opaski.
– Świetnie. Numerze 4, powiedz, ile masz lat.
Zawahała się.
– Osiemnaście – wykrztusiła. – Kłamstwo, które oszczędziło jej bólu.
Kobieta mówiła dalej.
– Wiesz, gdzie jesteś?
– Nie.
– Wiesz, dlaczego tu jesteś?
– Nie.
– Wiesz, co się z tobą stanie?
– Nie.
– Wiesz, jaki dziś dzień? Możesz podać datę, godzinę albo choć określić, czy to dzień, czy noc?
Pokręciła głową i znieruchomiała.
– Nie – powiedziała. Tym razem jej głos łamał się lekko, jakby słowo „nie” było drogą porcelaną, która przy najmniejszej nieostrożności mogła się potłuc.
– Jak długo tu jesteś, Numerze 4?
– Nie wiem.
– Boisz się?
– Tak.
– Boisz się śmierci?
– Tak.
– Chcesz żyć?
– Tak.
– Co zrobisz, żeby przeżyć?
Chwila namysłu. W grę wchodziła tylko jedna odpowiedź.
– Wszystko.
– Doskonale.
Głos kobiety dochodził z odległości paru metrów. Zapewne stanęła za kamerą tak, by Jennifer mówiła do obiektywu. Poczuła się trochę pewniej. Filmują mnie. To, że przynajmniej w części rozumiała, co się z nią dzieje, pomagało. Naprężyła mięśnie. Nie wiedzą, jak silna potrafię być, powiedziała sobie. Wtedy w jej wyobraźnię wkradły się wątpliwości. Sama nie wiem, jak silna potrafię być. Chciało jej się płakać, kusiło ją, żeby dłużej nie powstrzymywać szlochu i rozpaczy. Pragnęła z tym walczyć… ale jak? Tkwiła uwięziona między dwoma przeciwnymi biegunami. Kobieta bezlitośnie wydawała kolejne pytania.
– Numerze 4, wstań.
Zrobiła, co jej kazano.
– Zdejmij majtki.
Ogarnęła ją niepewność, która opanowała dłonie. Wyczuła jednak, że kobieta zaciska pięść i szykuje się do kolejnego ciosu – wykonała więc polecenie. Powiedziała sobie, że to jak wizyta u lekarza albo przebieranie się w szatni po intensywnych ćwiczeniach. Nie musi się wstydzić nagości. Jednak pod opaską nawet ona wiedziała, że to kłamstwo. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie kamery. Była upokorzona. Łzy wezbrały jej w oczach i wtedy kobieta powiedziała:
– Możesz wrócić na miejsce.
Chwyciła cienkie majtki, podciągnęła je i usiadła. Odnosiła wrażenie, jakby coś jej odebrano. Było jeszcze gorzej niż wtedy, kiedy mężczyzna kazał jej się myć nago. Teraz przeprowadzali inspekcję. Badanie mięsa.
– Zanim weszłaś do tego pokoju, czego się najbardziej bałaś?
Musiała pomyśleć. Przepełniał ją wstyd.
– Czego się najbardziej bałaś, Numerze 4? – powtórzyła kobieta natarczywym tonem.
Jennifer rozpaczliwie szukała odpowiedzi.
– Pająki. Nie znoszę pająków. Kiedy byłam mała, ugryzł mnie pająk i spuchła mi twarz, i od tego czasu…
– To konkretna rzecz, której się boisz, Numerze 4. Ale jaki jest twój najgorszy lęk?
Chwila ciszy.
– Czasem się bałam, że zamkną mnie w pomieszczeniu pełnym pająków.
– Mogę to zrobić, Numerze 4…
Mimo woli zadrżała. Wiedziała, że kobieta nie kłamie, że potrafi być jeszcze bardziej okrutna niż do tej pory. A mężczyzna najpewniej dużo gorszy.
– Ale jaki jest twój największy lęk, Numerze 4?
To pytanie tłukło się w jej głowie. Nie mogła zrozumieć: Co było nie tak z moją odpowiedzią?
Jedno lub dwa słowa uwięzły jej w gardle i zakaszlała. Wpadła na inny pomysł.
– Że nigdy się nie wyrwę z małej mieściny, w której mieszkam, i utknę tam na zawsze.
Kobieta milczała. Jennifer uznała, że może zaskoczyła ją swoją odpowiedzią.
– Czyli w domu było ci źle?
Głowa Jennifer poruszyła się w górę i w dół.
– Tak.
– Co ci się nie podobało?
– Wszystko.
Kobieta znów mówiła ostrożnie. Jej głos bił w Jennifer. Miarowy rytm pytań był jak seria ciosów prosto w serce.
– I dlatego chciałaś uciec?
– Tak.
– Nadal chcesz uciec, Numerze 4?
Szloch ściskał pierś Jennifer. Nie wiedziała, czy kobieta ma na myśli ucieczkę z domu, czy z tego więzienia. Ta niepewność powodowała cierpienie.
– Chcę po prostu żyć – powiedziała drżącym głosem.
Kobieta zaczekała trochę, potem znów pytała bezlitośnie.
– Co w swoim życiu kochałaś, Numerze 4?
Napłynęły wspomnienia z dzieciństwa. Widziała nieżyjącego ojca; stał w spowijającej ją ciemności, tyle że teraz żywy, i ze znajomym promiennym uśmiechem kiwał, żeby do niego podeszła. Pamiętała przyjęcia i place zabaw. Wspominała zwyczajne chwile, pikniki, rodzinny wyjazd do Fenway Park na mecz bejsbolowy i hot dogi. Pewnego razu na szkolnej wycieczce na pobliską farmę wczołgała się do zagrody, w której suka karmiła nowo narodzone szczenięta, i podziwiała delikatną energię życia. Widziała siebie z matką, której – jak sądziła – nie miała już powodu kochać. Pływały w rzece w parku stanowym. Mały wodospad lał zimną wodę na ich głowy, ale nie zważały na gęsią skórkę, tak było cudownie. Wszystkie te obrazy wirowały wokół niej, jakby znalazła się w samym środku szybkiego filmu akcji. Wzięła gwałtowny wdech. Te myśli należały do niej i wiedziała, że musi je chronić.
Читать дальше