Poruszył się na miejscu, ale znieruchomiał, kiedy usłyszał szept syna:
– Ale, tato, nie dość dobrze się przyjrzałeś. Jeszcze nie.
Rozejrzał się szybko z rozłożonymi rękami, jakby chciał objąć ducha syna i przycisnąć go do piersi, ale był sam. Choć zdawało się, że głos Tommy'ego rozlega się tuż obok.
– Co widzisz? – spytał syn. Mówił melodyjnym tonem dziewięciolatka, nie jak dorosły.Adrian pamiętał, że uwielbiał słyszeć, jak mały Tommy go woła. To było jak zaproszenie do podzielenia się tajemnicą, coś cennego jak klejnot.
– Tommy, gdzie jesteś?
– Tutaj. Obok ciebie.
Jego głos jakby przebijał się przez gęstą mgłę. Adrian rozpaczliwie pragnął włożyć rękę w opary i dotknąć syna. Jeszcze tylko ten jeden raz. To wszystko. Jeden raz. Jeden uścisk.
– Tato! Skup się! Co widzisz?
– Ohydną pornografię – odparł lekko skrępowany, że syn ogląda to samo co on.
– Nie, to coś więcej. Dużo więcej.
Musiał mieć zdziwioną minę, bo usłyszał westchnienie syna. Brzmiało jak podmuch wiatru przelatujący przez cichy dom.
– No, tato, powiąż to, kim jesteś, z tym, co widzisz.
Adrian nic z tego nie rozumiał. Był naukowcem. Badaczem. Przeprowadzał doświadczenia. Tego właśnie uczył przez długie dziesięciolecia. A tu, na ekranie, miał powyginane ciała. Nagość. Dosłowność. Miłość odartą z tajemnicy, ograniczoną do twardej rzeczywistości, niepozostawiającą nic wyobraźni.
– Tommy, przykro mi, nie rozumiem. Teraz jest mi dużo trudniej. Nie kojarzę faktów…
– Walcz z tym, tato. Bądź silniejszy. Weź więcej tych pigułek. Może pomogą. Zmuś się, żeby pamiętać.
Głos Tommy'ego raz po raz się zmieniał. Tommy dziecko. Dorosły Tommy. Adrian miotał się między jednym i drugim.
– Staram się.
Chwila zawahania, jakby syn o czymś myślał. Adrian pragnął go zobaczyć i łzy przesłoniły mu oczy. To nie w porządku, pomyślał. Innych widzę, ale teraz jest tu Tommy i nawet się nie pokaże. To trochę przypominało ten wielki dylemat znany wszystkim rodzicom: pewnego dnia patrzą na swoje dziecko i widzą, że jest już dorosłe, żyje własnym życiem we własnym świecie, dziwnym i niezrozumiałym. Ludzie, których najbardziej kochamy, stają się nam obcy, pomyślał.
– Tato, kiedy czytasz wiersz…Adrian obrócił się na krześle, jakby liczył, że jeśli szybko rzuci okiem na pokój, choć przez moment dostrzeże syna.
– Co próbujesz zobaczyć w słowach?
Westchnął. Głos Tommy'ego był przytłumiony i odległy, słuchanie go sprawiało ból. Ciarki przebiegały Adrianowi po skórze.
– Chciałem być przy tobie. Nie mogę znieść myśli, że umarłeś gdzieś na drugim końcu świata i że nie było mnie z tobą. Nie potrafię pogodzić się z tym, że nie mogłem nic na to poradzić. Że nie zdołałem cię ocalić.
– Poezja, tato. Pomyśl o wierszach.
Sapnął ciężko. Spojrzał na zdjęcie Tommy'ego nad biurkiem. Rozdanie świadectw po szkole średniej. Fotka pstryknięta ukradkiem, kiedy syn nie patrzył. Szeroko uśmiechnięty, przed sobą widział tylko nieograniczone możliwości, jakie niósł świat, nie troski i zmartwienia. Adrian miał wręcz wrażenie, że to zdjęcie do niego mówi, teraz, w tej chwili, choć natarczywy głos Tommy'ego dobiegał zza jego głowy.
– Co widzisz w wierszach?
– Słowa. Rymy. Obrazy. Metafory. Sztukę, która przywołuje idee. Uwodzi. Nie wiem, Tommy, co konkretnie…
– Pomyśl, tato. Jak wiersz może ci pomóc znaleźć Jennifer?
– Nie wiem. A w ogóle może?
– Dlaczego nie?
Adrian pomyślał, że wszystko jest na opak. Tommy był ich jedynym dzieckiem i to Adrian go chronił, motywował, wskazywał mu drogę. Teraz jednak role się odwróciły – to on stał się dzieckiem, a Tommy wiedział rzeczy jemu nieznane. A właściwie to nie tak: Adrian te rzeczy wiedział, tylko nie dawał rady ich dosięgnąć, więc Tommy, choć nie żył, przybył pomóc mu je odszukać.
Zastanawiał się przez chwilę: Czy zmarli zawsze są przy nas i nam pomagają?
– Co widzisz?
Odwrócił się z powrotem do komputera.
– Zdjęcia.
– Nie, tato. Tak naprawdę nie chodzi tu o obraz. Jak w wierszu, rzecz w tym, jak ten obraz jest postrzegany.
Adrian wziął głęboki wdech. Pamiętał te słowa. Przez wiele lat prowadził na uczelni popularne zajęcia Strach i sposoby jego wykorzystania we współczesnym społeczeństwie. Skupiał się nie tylko na fizjologicznej naturze lęku, ale z czasem objął też filmy i literaturę grozy. Analizował strach jako część popkultury. To było seminarium dla magistrantów, bardzo lubiane. Studenci spędzali zbyt wiele wieczorów zgarbieni nad białymi myszami w laboratoriach i byli zachwyceni, że mogą dla odmiany sobie posiedzieć i posłuchać wywodów Adriana o Szczękach, Piątku trzynastego i Upiornej opowieści Petera Strauba. Słowami, które przytoczył jego syn, zakończył swój ostatni wykład.
– Tak, Tommy, wiem, ale…
– Jennifer, tato.
– Tak. Jennifer. Ale jak to…
– Tato, pomyśl. Skup się, v
Adrian wziął z rogu biurka żółty notes. Złapał długopis i napisał:
„Jennifer ucieka z domu.
Obcy ludzie uprowadzają ją z ulicy.
Jennifer znika.
Nikt nie żąda okupu.
Jennifer zaginęła”.
To przypominało wiersz. Zaginiona Jennifer.
Adrian spojrzał na nagie postaci na ekranie. Ci ludzie nie kopulowali ze sobą, bo się kochali, pożądali czy choćby dlatego, że chcieli przyjemności.
Pieniądze. Ekshibicjonizm. Albo jedno i drugie.
– Ale żądania okupu nie było, prawda, tato? – Tommy zniżył głos do szeptu.
– Ale jak można zarobić na… – urwał. Cały świat zarabia na seksie.
– Powiąż fakty, tato. Powiąż fakty. – Tommy wręcz błagał.
Czuł się głupi, niedouczony. Myślenie szło mu jak po grudzie.
– Jak mam… – zaczął, ale syn wszedł mu w słowo.
– Wiesz, kto ci to może powiedzieć. Ale niełatwo będzie to z niego wyciągnąć. Weź coś, co ci pomoże. Co go przekona.
Adrian skinął głową. Zamknął komputer i schował go do torby. Włożył płaszcz. Spojrzał na zegarek. Wpół do siódmej. Nie miał pojęcia: rano czy wieczorem. Liczył, że zorientuje się na zewnątrz. Nie wiedział dlaczego, ale był pewien, że Tommy z nim nie pójdzie. Może Brian. Rozejrzał się za Cassie, bo przydałoby mu się słowo wsparcia i zachęty. Zawsze byli dzielniejsi ode mnie, pomyślał. Moja żona. Mój syn. Jednak głos Tommy'ego ucichł, a ona się nie zjawiła. Dopiero po chwili poczuł jej obecność. Miał wrażenie, że stoi przed nim, gdzieś go ciągnie.
– Idę, idę – mruknął, jakby go ponaglała. Kiedy byli młodzi, zdarzało się, że ślęczał nad jakimś studium psychologicznym, artykułem naukowym lub jednym ze swoich wierszy, a ona nagle wchodziła do pokoju, bez słowa brała go za rękę i, z lekkim skinieniem głowy i cichym śmiechem, prowadziła do łóżka, gdzie kochali się dziko. Tym razem jednak w sypialni na górze czekała inna, pilniejsza potrzeba i czuł, że Cassie stanowczo ciągnie go w tamtą stronę.
Było ciemno. Za drzwiami słyszał podniesione w gniewie głosy. Krzyczał głównie Mark Wolfe, jego matka lamentowała żałośnie w odpowiedzi. Adrian w skupieniu stał na zewnątrz przez kilka minut, pozwalając, by chłód nocy wniknął w jego ciało. Drzwi tłumiły odgłosy kłótni na tyle, że docierała do niego tylko jej gwałtowność, nie temat, choć domyślał się, że miała coś wspólnego z komputerem w jego torbie.
Zastanawiał się, czy poczekać na chwilę ciszy. W końcu zapukał.
Читать дальше