– Westin mi mówił, że dla wampirów płeć nie ma żadnego znaczenia – odparłem. – Wampirzyce są tak samo groźne. Coś mi tu jednak ciągle nie pasuje. Nie potrafię zapełnić pewnej istotnej luki – a nawet kilku.
– Magiczna podróż biegnie szlakiem zbrodni – przypomniała Jamilla.
– Wiem o tym i wcale nie próbuję podważyć zdobytych przez nas dowodów.
– Ale masz swoje słynne przeczucie.
– Dlaczego „słynne”? Po prostu coś jest nie tak. Martwi mnie, że nie potrafię dotrzeć do sedna. Wciąż nie znajduję odpowiedzi na wiele ważnych pytań. Choćby na takie: dlaczego nagle wyzbyli się czujności? Przez całe lata nikt ich nie mógł złapać, a dzisiaj pod ich domem czeka tłum federalnych.
Dokończyliśmy kawę, ale wcale nie chciało nam się wychodzić. W restauracji było pustawo. Zapełniała się dużo później, po zamknięciu innych lokali. Nikt nas nie wyrzucał, a przed sobą mieliśmy perspektywę dalszego wysiadywania pod domem Charlesa i Daniela.
Jamilla ciekawiła mnie z wielu różnych względów, lecz przede wszystkim chodziło o to, że miała podobne doświadczenia. Równie mocno kochała policyjną robotę. Tak jak ja miała rodzinę i znajomych, a jednak czuła się samotna. Dlaczego?
– Co ci jest? – zapytała, patrząc na mnie z niekłamaną troską. Intuicyjnie wyczuwam dobrych ludzi. Takich jak ona. Co do tego nie było żadnych wątpliwości.
– Zamyśliłem się – odparłem – ale już jestem z powrotem.
– A gdzie byłeś w czasie tej krótkiej wycieczki?
– We Horencji. To dla mnie najpiękniejsze miasto świata.
– We Florencji – powtórzyła jak echo. – We Włoszech?
– Szczerze mówiąc, myślałem o naszych podobnych życiowych doświadczeniach.
Powoli pokiwała głową.
– Ja też. Co się w ogóle z nami dzieje, Alex? Wciąż powtarzamy te same błędy?
– Wciąż chcemy złapać dwóch morderców. Tu, w Nowym Orleanie. I co ty na to?
Jamilla wyciągnęła rękę i poklepała mnie po policzku.
– O tym także myślałam – powiedziała z zażenowaniem. – Mamy przerąbane.
Supermózg widział Crossa, który przed chwilą wysiadł z samochodu. Miał go w zasięgu wzroku.
Alex Cross i piękna Jamilla Hughes wrócili na posterunek po przerwie na obiad. Ciekawe, jak też im się układało? Może zostaną kochankami? To właśnie była skaza na charakterze Crossa – szukał miłości i chciał, żeby go kochano.
A teraz znów znalazł się pod domem Charlesa i Daniela.
Chyba coś gryzło wspaniałego Crossa. A może tylko chciał zażyć nieco ruchu po sutej kolacji i w samotności zastanowić się nad niektórymi aspektami śledztwa? Przecież wiadomo, że w głębi ducha był odludkiem. To tak jak ja, pomyślał Supermózg.
Cudowna rzecz – i niebezpieczna.
Poszedł za Crossem w głąb ciemnej ulicy. Tutejsze domy były skromniejsze i typowe dla tej części Nowego Orleanu.
W powietrzu unosił się odurzający zapach róż, jaśminu i gardenii. Supermózg głęboko zaczerpnął powietrza. Och, jak przyjemnie. Sto lat temu woń kwiatów niwelowała przykry odór bijący z pobliskich rzeźni. Supermózg dobrze znał historię swojego kraju. W ogóle dużo wiedział. Idąc w bezpiecznej odległości za Crossem, od niechcenia myślał o wielu różnych sprawach. Potrafił wykorzystać zebrane informacje.
Słyszał łoskot tramwaju jadącego kilka przecznic dalej, przez St. Charles Avenue. Zgrzytanie kół tłumiło jego i tak ciche kroki.
Spodobał mu się spacer z Crossem. Może to właśnie moja noc? – przemknęło mu przez głowę i od razu poczuł przypływ adrenaliny.
Z wolna doganiał swoją ofiarę. Tak, to na pewno dzisiaj. Tu i teraz.
Miał niewielką nadzieję, że w ostatniej chwili Cross, wiedziony dziwnym instynktem, obejrzy się przez ramię. To byłoby wspaniałe, wzniosłe i głębokie. Pełne ironii. Cross okazałby się godnym przeciwnikiem.
Supermózg przemykał chyłkiem od cienia do cienia. Był już zaledwie parę metrów od Crossa. W mgnieniu oka mógł pokonać dzielącą ich odległość.
Cross zatrzymał się przed starym cmentarzem Lafayette, czyli tak zwanym Miastem Zmarłych. Przez bramę widać było okazałe rodzinne krypty i grobowce.
Supermózg też stanął. Chłonął tę chwilę, sekunda po sekundzie.
Na bramie wisiała tablica z emblematem policji nowoorleańskiej i napisem: Teren patrolowany.
Supermózg podejrzewał, że to nieprawda. A zresztą… W gruncie rzeczy to było bez znaczenia. W nosie miał całą policję, nie tylko z Nowego Orleanu.
Cross rozejrzał się, lecz nie dostrzegł skrytego w mroku przeciwnika. Skoczyć na niego czy nie skoczyć? – rozmyślał morderca. A może doszłoby do walki? To nieważne. I tak by wygrał. Cross westchnął cicho. Ostatni oddech na tej ziemi? Co za metafora!
Cross odwrócił się tyłem do bramy cmentarza i skręcił w boczną ulicę. Wracał na swój posterunek. Szedł do inspektor Hughes.
Supermózg ruszył za nim, ale zaraz zrezygnował. To jednak niewłaściwa chwila. Wyrok na razie został odroczony.
Powód? W uliczce było zbyt ciemno. Zbrodniarz nie mógłby popatrzeć w martwe oczy swojej ofiary.
Następny dzień przyniósł niespodziankę. Na pewno nikt się tego nie spodziewał. Mnie to wytrąciło zupełnie z równowagi. Z samego rana zgromadziliśmy się w miejscowej kwaterze FBI na krótką odprawę. Ze trzydzieści osób zasiadło w wielkiej, skąpo umeblowanej sali, z oknami wychodzącymi na błotnistą Missisipi.
O dziewiątej Kyle palnął krótką przemowę do agentów, którzy pełnili służbę przez całą minioną dobę. Potem przeszedł do rozdzielania zadań. Dbał o szczegóły. W takich chwilach był w swoim żywiole. Mówił krótko, rzeczowo i bezbłędnie, spokojnym, lecz rozkazującym tonem.
Kiedy skończył albo myślał, że skończył, czyjaś dłoń wystrzeliła w górę.
– Za pozwoleniem, panie Craig, ani słowem nie wspomniał pan o mnie. Co mam dzisiaj robić?
To była Jamilla Hughes. Nie wyglądała na uszczęśliwioną. Kyle zbierał już swoje notatki. Powoli wsunął plik papierów do dużej czarnej teczki.
– To zależy od doktora Crossa – rzucił, prawie nie podnosząc głowy. – Proszę jego zapytać.
Popatrzyłem na niego z osłupieniem. Faktycznie, czasem bywał oschły, ale nigdy nie zachowywał się w tak nieprzyjemny sposób. To było niepotrzebne.
– Gówno prawda! – Jamilla wstała z krzesła. – Pańska odpowiedź mnie nie zadowala, panie Craig. Nie mówię już o aroganckim i zbyt wyniosłym tonie.
Agenci wybałuszyli oczy. Żaden z nich nie ośmieliłby się dyskutować z Kyle’em. Krążyły plotki, że jest pewniakiem na stanowisko dyrektora. Zresztą powszechnie uważano, że w pełni na to zasługuje. Był sprytniejszy niż niejeden z jego poprzedników – i pracował najciężej z nas wszystkich.
– Nie podważam zasług doktora Crossa – ciągnęła Jamilla – ale to właśnie ja, w Kalifornii, zaczęłam tę całą sprawę. Nie czekam, żeby ktoś klepał mnie po plecach i obsypał pochwałami. Za to uprzejmie dziękuję. Przyjechałam tu jednak po to, by włączyć się do śledztwa. Proszę zatem o trochę szacunku i przydział odpowiednich zadań. Zauważyłam już, niestety, że poza mną jest tylko jedna agentka w całej pańskiej grupie. Przeprosiny mi niepotrzebne – zakończyła i ruchem ręki odrzuciła wszystko, co Kyle mógłby mieć na swoją obronę.
Nie wywarło to na nim większego wrażenia.
– Płeć nie gra dla mnie żadnej roli – odparł. – W tym przypadku jestem podobny do tak zwanych wampirów. Doceniam pani rolę w początkowym etapie dochodzenia, ale jak już wspomniałem wcześniej, odnośnie dalszych zadań musi się pani konsultować z doktorem Crossem. Chyba że woli pani wrócić do domu. To tyle. Dziękuję wszystkim. – Zasalutował swoim ludziom. – Udanych łowów. Mam nadzieję, że dzisiaj nam się powiedzie.
Читать дальше