Artur Baniewicz - Afrykanka

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Afrykanka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Afrykanka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Afrykanka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Etiopia nieodległej przyszłości. Trwa wojna domowa, oddziały ONZ usiłują opanować chaos. Na pograniczu z Somalią polski patrol zestrzelił niezidentyfikowany śmigłowiec.
Jeden z żołnierzy został ranny. Z Addis Abeby wylatuje komisja mająca zbadać szczątki maszyny. Na pokładzie sanitarnego śmigłowca znajduje się kapitan-lekarz Jacek Szczebielewicz i pewna czarnoskóra dziewczyna. Nikt nie podejrzewa, że kolejny rutynowy lot zmieni się w masakrę. Kilkudziesięciu osamotnionych żołnierzy musi stoczyć prawdziwą wojnę, najbardziej krwawą i tragiczną, jaką Wojsko Polskie stoczyło od roku 1945.

Afrykanka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Afrykanka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Jeszcze jedno – powiedziałem bez zapału. – Jest tu pani Asmare z etiopskiego Ministerstwa Rolnictwa. Ma papier z pana podpisem.

– No i?

Nie miałem odwagi wierzyć. Jeszcze nie. Ale widziałem zdziwioną minę Filipiaka i to podsycało nadzieję.

– To… to autentyczny dokument? Pan zatwierdził jej przelot?

– Nie znam jej, ale skoro odlatywaliście w tę samą stronę… Nic nas to nie kosztowało.

– Wygląda na to, że to ona jest przyczyną naszych kłopotów – nie wytrzymał Filipiak. – Ten cały Sabah mocno się o nią upomina.

– Tak, słyszałem, pan Olszan zdążył… – generał urwał tak nagle, że przez chwilę podejrzewałem awarię. Może słusznie, bo następna kwestia nie całkiem nawiązywała do poprzedniej. – Polski paszport to polski paszport, nie kawałek papieru toaletowego. Niech pan o tym pamięta, poruczniku. A o przyczynie waszych kłopotów…

Tym razem zamilkł na dobre. Przez kilka następnych minut Olszan zmagał się z nadajnikiem. Bez powodzenia.

– Za pół godziny odprawa – Filipiak popatrzył mi w oczy. – Niech pan się zastanowi nad stanem rannych. Słyszał pan rozkazy.

*

– Jest źle. – Jakby na potwierdzenie tego wstępu, gdzieś blisko eksplodował pocisk, a o burtę bewupa zabrzęczały co najmniej dwa odłamki. Artyleria Sabaha przypominała o sobie, tym razem waląc z dział bezodrzutowych. – W nocy doszło do serii buntów w armii rządowej. Zaatakowano też w skoordynowany sposób liczne obiekty o znaczeniu strategicznym. Co gorsze, ostrzeliwane są też posterunki UNIFE, choć wygląda to raczej na blokadę niż atak. W stolicy trwają walki uliczne. Dire Dawa padła, kilkudziesięciu Hindusów dostało się do niewoli, jeszcze nie wiadomo, czyjej. Ale nie to jest najgorsze…

– Rany boskie – powiedział ponuro Morawski – niech pan nie mówi, że Sejm znowu grzebie w emeryturach mundurowych.

Może zdołałby nas rozśmieszyć, gdyby następny pocisk nie sypnął o pancerz całą garścią odłamków. I gdyby to, co właśnie obwieścił Filipiak, nie brzmiało tak zaskakująco. Fakty są faktami, ale po minach większości zebranych widziałem, że trudno im się z nimi pogodzić.

– Ktoś ostrzelał francuską bazę lotniczą w Dżibuti. Nie tylko my, ale cały kontyngent został bez parasola powietrznego. Przez najbliższą dobę nie możemy liczyć na żadne samoloty.

Przez chwilę panowała wymowna cisza.

– Komuś całkiem odbiło – mruknął Olszan ponurym tonem. Chyba nie ja jeden oburącz podpisałbym się pod tym komentarzem. Nic dodać, nic ująć.

– A co na to Somalia? – zapytał Morawski.

– Somalia jako państwo w praktyce nie istnieje, ale to dobre pytanie. De Sousa nawiązał kontakt z niejakim Farahem Abgalem. To głowa jednego z klanów rządzących na północy kraju. Facet ma dobre układy z Zachodem. Otóż ten Abgal ma pod kontrolą całe pogranicze na północ od nas. Zgodził się, byśmy przeczekali najgorsze w którejś z jego baz. Tyle że swoich rannych leczy przy pomocy szamanów, więc musimy przedtem rozdzielić siły i odesłać rannych.

– Nie bardzo jest co dzielić – zauważył Ciołkosz. Wydawał mi się bardziej żwawy i spocony od pozostałych, ale kiedy człowiek wie, że patrzy na kwatermistrza, trudno o obiektywizm.

– Właśnie dlatego. Mamy ściągnąć na siebie uwagę przeciwnika, a rannych wyprawić bezpieczną trasą. W dowództwie starannie wszystko przeanalizowali. Mają dokładne mapy terenu.

– My też mamy – zauważyłem. – Sabah ma. Wszyscy mają. I co z tego?

– Te, o których mówił generał, są o parę klas lepsze. – Filipiak zawiesił głos i daję głowę, że było to wierne naśladownictwo Zaręby. – Dostał od rosyjskiego attache wojskowego w Abebie stare opracowania taktyczne z czasów wojny ogadeńskiej.

Postarał się, by zrobić wrażenie na słuchaczach. I zrobił.

– Ma pan na myśli tę z lat siedemdziesiątych? – upewnił się Olszan. – To ładnie ze strony Ruskich, że powierzyli nam cenny zabytek. Ale co Zaręba chce z tym zrobić? Przekazać w geście dobrej woli Muzeum Armii Somalijskiej?

– Co tam jest? – W głosie Morawskiego było ciut więcej szacunku.

– Wszystko. Każda przejezdna trasa z podanymi czasami, optymalną szybkością w zależności od pory doby i roku, strefy ostrzału, martwe pola… Eksperymentowali z wykorzystaniem rozpoznania satelitarnego i nowoczesnej topografii do taniego Blitzkriegu w warunkach afrykańskich. Wie pan: wymanewrować małymi siłami przeciwnika, ogłupić, rozwalić po kawałku. Zresztą nie wiem, może po prostu chodziło o spektakularne zwycięstwo Etiopczyków. W każdym razie zaznaczono tam szlaki wiodące przez miejsca, które według normalnych map są nieprzejezdne. Miejsca, gdzie nie zostają ślady. Na rejon podziału naszej kolumny wybrali taką właśnie dolinę. Jeśli Sabah pośle za nami swoje łaziki, łatwo je przyblokujemy przy wjeździe. Wozy z rannymi odbiją na zachód i nawet najbystrzejszy z tych sukinsynów nie zorientuje się, co się stało. Zakładając, że w ogóle zaryzykują nocny pościg w bezpośredniej styczności. W nocy są prawie ślepi. No i jeszcze jeden plus: z ich punktu widzenia wchodzimy coraz głębiej w terytorium Sabaha, więc im później zaatakują, tym gorzej dla nas. Będą jechać daleko z tyłu i czekać, aż się rozwidni.

– Brzmi nieźle – wyraził swą opinię Ciołkosz.

– A może byśmy wszyscy razem zrobili ten skok w bok? – Sądząc po minie Olszana, plan nie bardzo go przekonał, a w propozycji było więcej przekąsu niż uczciwego proponowania. – Jak to taka bezpieczna trasa, to po kiego pchać się do tego Abdula czy jak mu tam…

– Trasa będzie bezpieczna, jeśli Sabah uwierzy, że całością sił zwiewamy do granicy. Gdyby zgubił całą kolumnę, szukałby na południu i zachodzie. Czyli tam, gdzie nie powinien.

– Cokolwiek zrobimy, będzie ryzykowne – westchnął Morawski. – Więc może po prostu róbmy, co każą.

– Nie podoba mi się odsyłanie rannych bez eskorty – oświadczyłem. – I czym właściwie mogliby jechać?

– Obie terenówki i mój star są na chodzie – wyjaśnił Ciołkosz. – Ciężarówkę trzeba brać na pych, łaty na dętkach wiele nie zniosą, ale nocą, powolutku, jakoś się ten złom dotoczy do Werder. Nawet gdyby któryś wóz zdechł, to raczej nie star. A na stara wejdą wszyscy.

– To znaczy?

– Na pewno kapelan i siostra Jola – mruknął Filipiak.

– Trzy wozy – zaczął liczyć Morawski. – Trzech kierowców, Lesik, siostra, pięciu ciężej rannych, tych ze szpitala… Kto jeszcze? Ten połamaniec – skinął w stronę Olszana. – Wielogórska też?

– Ani ja, ani ona – oznajmił twardo połamaniec. Po czym, już łagodniej, z lekko kpiącym uśmieszkiem, dodał: – Marny ze mnie patriota, ale jakoś bardziej wierzę w ruski pancerz niż w genialne plany polskiego generała. Niech je Zaręba sprawdza na innych. Na szczurach najlepiej.

– Potrzebujemy radiotelegrafisty – uprzedził majora Filipiak. – Ale prawdę mówiąc, liczę na Wielogórską w charakterze szofera. Rozmawiałem z nią – tym razem uprzedził drugiego z pilotów. – Lesik poprowadziłby honkera, a Andrusiak ciężarówkę.

Następna bliska eksplozja – czyli taka, która uraczyła burtę odłamkiem – trochę zatarła wymowę jego słów. Ale nie do końca. Olszan, przykładowo, chyba w ogóle nie zauważył, że coś wybuchło.

– Nie przesadza pan? – mruknął Morawski. – W takim składzie mogą nigdzie nie dojechać. To jednak bezdroże, poharatane samochody, noc… Kto ma walczyć, jak natkną się na patrol? Siostra Jola?

– Nie ja to wymyśliłem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Afrykanka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Afrykanka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Afrykanka»

Обсуждение, отзывы о книге «Afrykanka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x