Artur Baniewicz - Afrykanka

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Afrykanka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Afrykanka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Afrykanka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Etiopia nieodległej przyszłości. Trwa wojna domowa, oddziały ONZ usiłują opanować chaos. Na pograniczu z Somalią polski patrol zestrzelił niezidentyfikowany śmigłowiec.
Jeden z żołnierzy został ranny. Z Addis Abeby wylatuje komisja mająca zbadać szczątki maszyny. Na pokładzie sanitarnego śmigłowca znajduje się kapitan-lekarz Jacek Szczebielewicz i pewna czarnoskóra dziewczyna. Nikt nie podejrzewa, że kolejny rutynowy lot zmieni się w masakrę. Kilkudziesięciu osamotnionych żołnierzy musi stoczyć prawdziwą wojnę, najbardziej krwawą i tragiczną, jaką Wojsko Polskie stoczyło od roku 1945.

Afrykanka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Afrykanka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nasz kret trochę się pospieszył. Podłożył list, zanim Ciołkosz zdecydował się na jazdę. Teraz pewnie pluje sobie w brodę.

Ciołkosz, a konkretnie wiozący go BRDM zbliżał się właśnie, więc mruknąłem: „Jedną chwilę”, podszedłem do szoferki, kazałem Tymoszukowi stanąć i skoczyłem niemal wprost pod koła samochodu pancernego. Nie ryzykowałem wiele: wóz wlókł się trzydziestką. Miał już tylko dwa napompowane koła. Konstrukcja felg umożliwiała wprawdzie awaryjne przejechanie kilkudziesięciu kilometrów z oponą w strzępach, ale do wyścigów, zwłaszcza terenowych, BRDM już się nie nadawał.

– Co jest? – warknął sierżant. Nie uśmiechało mu się wysiadanie i odchodzenie na bok, ale wolał nie ryzykować, że tego, co mam do powiedzenia, wysłucha cała załoga albo wszyscy posiadacze radiostacji. – Za godzinę będziemy w Kasali.

– To też. Ale najpierw kwestia Gabrieli.

– Nie wiadomo, gdzie jest – przybrał pokerową minę. – Nie znalazł jej pan. Wszyscy słyszeli.

Chciał dobrze, ale przedobrzył. Właśnie w tym momencie uświadomiłem sobie coś, co powinno dzwonić mi w głowie od samego początku.

Bielski nie miał przy sobie nadajnika. Lornetki też nie miał, ale to było mniej istotne. Siedział na górze, nie słyszał, o czym rozmawiam z Ciołkoszem, nie miał więc powodu sprawdzać, czy dziewczyna u mego boku jest tą, na którą poluje. Plamiak Nanouk był podobny do naszych, krótkie włosy mogły wyglądać z przodu jak długie i spięte nad karkiem, a czerwona spódniczka zamiast szortów nie dziwiła u elegantki przebierającej się co parę godzin. Jeśli to nie Jola, nie Lesik i nie Morawski, to chyba znalazłem najbardziej sensowne wyjaśnienie tej bezsensownej śmierci.

– Dołączy do nas. A pan zadba, by nic się jej nie stało. Żadnych pomyłkowych strzałów, jasne? Jak kogoś zaświerzbi palec, przyjdę i osobiście palnę panu w łeb. – Zaczął otwierać usta. – Nie żartuję. A co do Kasali… Sytuacja się zmieniła. Chodźmy – wskazałem ciężarówkę. – Chcę, żeby Filipiak się wypowiedział w tej kwestii.

Nie wyglądał na zadowolonego, ale poszedł za mną.

Tym razem przy zaimprowizowanych noszach porucznika zgromadził się cały tłumek. Tylko Szyszkowski pozostał na posterunku przy szoferce.

– Jedynie czołg jest pełnosprawny, więc nic nie mówiłem, bo i tak nie mamy wyboru. Ale Sabah i śmigłowiec to nie wszystko. Na szosie pod Misrak Gashemo natknęliśmy się z Gabrielą na kolumnę wojska. Bo to już nie partyzantka. Mieli co najmniej trzy transportery i dwa czołgi.

Opowiedziałem o komitecie powitalnym w Kasali i ucieczce przed panhardem. Starałem się nie wdawać w szczegóły, lecz nie dało się poruszyć kwestii ważnych, posługując się ogólnikami.

– Tak po prostu? – posłał mi nieufne spojrzenie Morawski. – Pomachała do nich, wysiedli, a ty ich zastrzeliłeś?

– Nie po prostu.

Wyjaśniłem mu, jaki mechanizm psychologiczny krył się za ewidentnym ogłupieniem załogi AML-90. Większy nacisk położyłem na brak karabinu maszynowego i – prawdopodobnie – amunicji odłamkowej, ale oczywiście zapamiętali głównie brak majtek. Agnieszka zachichotała, Olszan zrobił małpią minę i zaczął cmokać.

– Mogli pojechać do Kasali. Nawet całością sił. Pewnie domyślają się, że krucho u nas z wodą. W wąwozie została sterta pogruchotanych kanistrów. A to jedyna oaza w okolicy. No i osiedle. Jesteśmy słabi, a słabeusze zawsze szukają domów, żeby się w nich bronić.

– Nic dodać, nic ująć. – Filipiakowi chyba ulżyło, kiedy z tematu nagich kobiet i wojennych podstępów zeszliśmy na temat prostodusznego zabijania się w otwartej walce. Popatrzył na Ciołkosza. – Gaz do dechy. Kto pierwszy w Kasali, ten lepszy. Jak wkroczą do wioski, ciężko będzie ich ruszyć. A będziemy musieli. Do Werder za daleko. BWP może stanąć w każdej chwili. Zostały mu dwa biegi, silnik się przegrzewa, w chłodnicy resztki. Ciężarówka w ogóle nie ma chłodnicy. W beerdeemie lada moment siądą koła. Nawet do Kasali możemy nie dojechać.

Sierżant nie sięgnął do radiostacji.

– Dwa czołgi – powiedział cicho.

– Nie mamy wyboru – wzruszył zdrowym ramieniem Olszan.

– Mamy. Możemy skręcić na Werder.

*

Siedziałem obok Filipiaka i patrzyłem na nią, kiedy w przednim kole stara pękła dętka. Ale nawet wtedy się wahałem. Pomogłem Morawskiemu wyciągnąć zapasowe koło, zakleszczone między parą skrzyń, i dopiero wtedy podszedłem do honkera. Stanął tak, jak jechał: trzydzieści metrów za ciężarówką, na końcu kolumny.

Nie uniosła się znad kierownicy. Zdjęła jedynie ciemne okulary. Ścierała z nich kurz skrajem sukienki i patrzyła, jak podchodzę. Nie próbowała ani chować wysoko odsłoniętych ud, ani się uśmiechać.

Czekoladowy lód. Nagle przypomniało mi się, że właśnie takie lubię najbardziej: czekoladowe.

– Popieprzyło się – powiedziałem, zerkając przez ramię. BRDM znieruchomiał. Dostrzegłem połowę ludzkiej figurki wychylającą się zza wieży. – Wahałem się, czy w ogóle cię zabierać.

– Słusznie – rzuciła beznamiętnie.

– Nie wiem, czy z nami jesteś bezpieczniejsza. – Podszedłem bliżej, oparłem łokcie o krawędź drzwi. – Ciołkoszowi marzy się handel twoimi zwłokami. Zabili Nanouk. Chyba przez pomyłkę. Zamiast ciebie.

Jej dłonie znieruchomiały. Skorzystałem z okazji, przechyliłem się i pocałowałem ją w otwierające się usta.

– Żeby myślał, że dla ciebie zgłupiałem – rzuciłem chłodno, cofając się. – On zabija ciebie, ja jego. Wyjaśniłem mu to. Dlatego jedziesz sama. Z jednej serii w honkera jakoś by się wyłgał. Wyciągasz na mnie nóż, on próbuje ratować, giniemy oboje.

Przesunęła po wargach grzbietami palców. Zaskoczyłem ją.

– Z tym, że pewności nie mam. Mogła to zrobić Jola albo Morawski. Mogło chodzić o świadka, nie ciebie. – Nadal dotykała ust. Uśmiechnąłem się krzywo. – Przepraszam. Staram się być wiarygodny.

– Powiedziałeś mu, że…?

– Tak czy tak, uważaj.

Odwróciłem się na pięcie i odszedłem.

*

– Tu porucznik Filipiak. Przejmuję dowodzenie. Wszystkie wozy, zbiórka przy starze, dowódcy do mnie.

Oddał mi nadajnik. Olszan uniósł kciuk w geście aprobaty, ale ja jeden zwróciłem na to uwagę. Pozostali wpatrywali się w beerdeema.

Miał najdalej, ale zameldował się pierwszy. Ciołkosz bardziej wybiegł, niż wysiadł.

– O co chodzi?

Próbował podejść do ustawionego skośnie odcinka tylnej burty, służącego Filipiakowi za nosze, ale Morawski zastąpił mu drogę, bez słowa wskazując jedną ze skrzynek. Autorytet leżącego dowódcy ma się lepiej, gdy podwładni wysłuchają go na siedząco.

Pierwszy mały punkt dla nas. Następny zdobyła strona przeciwna. Oprócz Bielskiego z bewupa wygramolił się Lesik. Mazurka i Drabowicza nie byłem pewien, ale jego twarz krzyczała: „Nie!” za każdym razem, gdy zawadzał o mnie wzrokiem. Gabriela, której nikt nie zapraszał, ale i nikt nie wyganiał, przycupnęła w przednim lewym narożniku skrzyni, najbardziej neutralnym z dostępnych miejsc. Legowisko porucznika oparliśmy o tylną część lewej burty, Ciołkosz, Lesik i Bielski usadowili się w okolicy środka prawej.

– Marnujemy czas – burknął sierżant, gdy maruder Drabowicz wdrapał się na ciężarówkę. – W nocy ten śmigłowiec znów będzie groźny.

– W nocy zaatakujemy Kasali – powiedział spokojnie Filipiak.

– To nie jest dobry pomysł.

– Bo to nie pomysł, tylko rozkaz.

Szybko przeszedł do rzeczy. Niby już raz powiedział, że przejmuje dowodzenie, ale co innego głos w radiu, a co innego otwarta konfrontacja dwóch mężczyzn, z których każdy czuje się panem życia i śmierci swoich żołnierzy. Zrobił wrażenie. Gdyby jeszcze spod koca wyglądały naramienniki z gwiazdkami, a nie gołe ramiona…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Afrykanka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Afrykanka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Afrykanka»

Обсуждение, отзывы о книге «Afrykanka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x