Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dobry powód, by zabijać: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dobry powód, by zabijać»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Baza wojskowa sił pokojowych w Turkmenii. Wojna ledwie się tli, ale pociąga za sobą kolejne ofiary. Morale żołnierzy upada, na porządku dziennym są pijaństwo i narkotyki. Tymczasem rząd RP wycofuje się z obiecanych podwyżek pensji dla wojska, a do bazy zgłaszają się kupcy, którzy oferują milion dolarów za ciężarówkę amunicji. Plutonowy Adam Kulanowicz decyduje się na transakcję. Sytuacja jednak się komplikuje – w bazie pojawia się dziennikarka, koleżanka szkolna Adama, a łatwy z pozoru zarobek okazuje się śmiertelną pułapką…

Dobry powód, by zabijać — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dobry powód, by zabijać», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ciekaw byłem, czy zdążę coś zauważyć. Ze cztery metry, trochę więcej niż jedna setna sekundy. Potem dostanę po twarzy, pewnie serią. A właśnie. Twarz.

Uniosłem głowicę przeciwpancernego pocisku kalibru 73. Wyszło coś zbliżonego do salutu cholernie grubą szablą.

– Pojebało was? – Dobiegający z tyłu głos Patrycji był mocno stłumiony. Rozsądna dziewczyna.

– Blefujesz. – Student też spuścił z tonu. No, ale z drugiej strony twardziele tak właśnie powinni mówić: cicho, nokautując przeciwnika pewnością siebie, nie decybelami. Powoli, akcentując wyraźnie ten ruch, przesunął niżej koniec lufy przyciskanego do ramienia glauberyta.

– Bum, i nie ma jajek. Mam cię sprawdzić?

– Bez jajek w ciebie może nie trafię – przyznałem. – Ale w ciężarówkę to spokojnie.

Z jednego pata przeszliśmy do następnego. Kamizelka zatrzymuje pociski typu parabellum, a takimi miał do mnie strzelać. Chcąc osiągnąć błyskawiczny efekt, powinien trafić w twarz. Ryzyko: prawie połowę osłaniała głowica. Waląc serią po nogach czy podbrzuszu, też ryzykował: przy nie dość silnym szoku mogłem faktycznie wpakować parę kul w niego lub, co gorsza, w zwartą warstwę skrzyń z pociskami.

– Dobra. – Szamocki trochę się spóźnił, ale przynajmniej dobrze wykorzystał czas. Jego głos brzmiał dokładnie tak, jak powinien brzmieć głos dowódcy. – Koniec zabawy. Student, odłóż broń. Potem Adam odda swoją. Rozwalę łeb każdemu, który choćby krzywo spojrzy na drugiego.

Każdemu, jasne? Oficerskie słowo honoru. Mam trzy wozy, dwie wieże do obsadzenia i czworo pewnych ludzi. Umiecie liczyć? Już teraz za mało. Jak się tu, kurwa, pozabijacie, to gówno wyjdzie z całego interesu. Dociera to do was?

Docierało. Student potrzebował tylko paru sekund, by opuścić automat. Ja opuściłem swój najwyżej sekundę po nim.

Szamocki podszedł do burty, wyjął mi broń z dłoni.

– Miał nabój w komorze? – zapytał cicho Student. – Teraz o tym pomyślałeś? Rychło w czas. Zeskoczyłem z ciężarówki. Nikt o to nie prosił, ale zdjąłem beryla z pleców i oddałem Szamockiemu.

– I co dalej, wodzu?

Wskazał palcem najpierw Kleczkę, potem zwolnione przeze mnie miejsce. Blondynek omal nie przebiegł po nas, tak gorliwie wystartował w stronę ciężarówki. Student usiadł okrakiem na lufie armaty z peemem przełożonym przez udo.

– Zawiodłeś nas, Adam – powiedział Szamocki. – I nie wiem, czy ta jatka to nie przez ciebie. Miało być bez strzału i może by było, gdyby nie zabrakło nam ludzi.

Chyba naprawdę tak to widział.

– To moja wina, że słowem nie pisnęliście?

– A czyja? No dobrze – uprzedził mnie. – Jej.

Nie zauważyłem, kiedy Kaśka zjawiła się obok nas.

– Wy za to graliście czysto – rzuciłem z goryczą.

– Mówisz o moście? – domyślił się.

– Rozminowaliście podejścia. Pójdzie na moje konto.

– Naprawdę mieliśmy jechać przez kanał. Ale bewupy są za ciężkie. W ostatniej chwili Afgańczycy zgodzili się wziąć systemy celownicze i…

– Słucham?!

– A myślisz, że po cholerę się w to ładuję?

– On myśli, że dla forsy.

Miałem ochotę wytargać Kaśkę za kudły. Jej za długi jęzor był tej nocy nie mniej zabójczy od przeciążonych mostów, ciężarówek pełnych trotylu i wkurzonych eks-studentów.

– Forsa jest dobra – popatrzył jej w oczy. – Ale jak można przy okazji zrobić coś pożytecznego…

– Dla ojczyzny? – zakpiła.

– Też. Ale głównie dla kariery. Włożyłem dwa lata pracy w ten projekt. I jest dobry. A chcą go udupić.

– Wiesz co? Fajnie, że nie zająłeś się bronią jądrową. Boby nam tu właśnie jakiś grzyb przyświecał.

– Kasia… – zdobyłem się na spokojny ton i chyba popatrzyła na mnie z nadzieją. – Zamknij się.

– No co? – wzruszyła ramionami. – Po prostu pytam.

– Mogę też? – wtrąciła się kucająca na stropie bewupa Patrycja. – Jedno proste pytanko.

Dlaczego niby panienka nie miałaby nas zakablować?

– Bo panienka chce żyć – wyręczyła Szamockiego Kaśka.

– Bo już nie panienka – dodałem. – Ma dziecko, rachunki do płacenia i za dużo lat, by się bawić w harcerkę.

Posłała mi dłuższe spojrzenie. I za dnia nie zgadłbym, co miało wyrażać. Patrycja zeskoczyła miękko na ziemię, musnęła łokieć Szamockiego.

– Powinniśmy pogadać. – Zrobiła tyłem dwa kroki, oddalając się od wozów, ale nie ruszył za nią, więc dodała: – W cztery oczy.

Nie patrzyła na Kaśkę, nie patrzyła na mnie. Nigdy bym nie pomyślał, że tyle osób może równie mocno zareagować na czyjeś niepatrzenie. Łańcuch pacyfistów rozbrajających bewupa drugiej drużyny znieruchomiał, Student przestał wlepiać wzrok w jeńców, a Łoban, siedzący bezczynnie obok Lechowskiego, przeniósł spojrzenie ze swych butów na nas. Mój skurczony żołądek skurczył się dwa razy mocniej. Najwyraźniej nie ja jeden zgadłem, w czym rzecz.

– Powinniśmy pogadać – zgodził się Szamocki. Po czym popukał w zegarek. – Ale na cztery oczy nie ma czasu.

– To ważne. I potrwa chwilę.

– Mam ją zastrzelić. – To nie brzmiało jak pytanie, ale chyba nie dlatego Patrycja zasznurowała usta. – Dobra, powiedzmy. Adam, co ty na to?

– Ona nikomu nic nie… – zacząłem.

– Nie o to pytam – przerwał mi. – Wkurwisz się, prawda?

Wolałem nie odpowiadać.

– Bez przesady – mruknęła Patrycja. – Też już nie jest harcerz. Do jednej klasy chodzili.

– Afgańczycy będą próbowali nas rąbnąć – wyprostował pierwszy palec Szamocki. – Jak trafimy na Turkmenów, obojętne, rządowych czy anty, będą próbowali nas rąbnąć. – Drugi palec.

– Natowskie patrole będą próbowały nas rąbnąć. A na koniec, jak się spóźnimy, to i nasi. Mało ci? Chcesz się jeszcze oglądać za plecy, na Adama?

Pięć rozłożonych palców robiło wrażenie, ale Patrycja nie rezygnowała łatwo. – No właśnie nie chcę. Ani tu, ani potem.

– A będziesz musiała.

– Bo co, mścić się będzie? Nikt nie rezygnuje z sześciuset tysięcy dla jakiejś laski – rzuciła gniewnie.

– A jak kocha? – uśmiechnął się przekornie.

– Kocha? O życiu mówimy czy o książkach? – Popatrzyła mi w twarz. – Do jednej pisze, z drugą śpi, trzecią się pocieszy. Tacy są faceci. A sześć stów to sześć stów.

– Faceci, moja droga, są mniej praktyczni od was – pouczył ją Szamocki. – Dobrze mówię, Student? Z psychologii cię skreślili, powinieneś wiedzieć.

Musiał chwilę poczekać na odpowiedź.

– Zgadza się. Dają dupy, żeby mieć kasę. My robimy kasę, żeby nam dały dupy. Tak to w uproszczeniu działa.

Dość gorzko to zabrzmiało.

– Słyszysz? Fachowiec ci to mówi. – Powiódł spojrzeniem po twarzach jeńców. – Nie załapiecie się na pełną dolę; to nie rewolucja, komunizmu i równości nie budujemy. Ale wpadnie wam niezły grosz, jak będziecie współpracować. Każdemu. Im bardziej przydatny się okaże, tym więcej…

– Ja wchodzę – przerwał mu Grześkowiak. – Od razu przecież mówiłem. – Jakby dla podkreślenia woli współpracy, uniósł długi na metr nabój armatni. – Odłamkowe też?

– Odłamkowe zostają. – Szamocki zatrzymał spojrzenie na mnie. – Weźmiesz ten wóz, Adam. Ty dowodzisz, Grześkowiak w wieży, Kasia kieruje. – Uśmiechnął się nieznacznie. – Sławek mówił, że nieźle sobie radziła.

– Co? – Patrycja aż warknęła. – Ona ma…?

– Wiem, że jesteś lepsza. Ale najlepszego kierowcy potrzebuję na stara. Bewupa niełatwo rozpieprzyć w tej piaskownicy, no i mamy dwa. A jak coś się stanie ciężarówce… – celowo zawiesił głos. – Pojadą z przodu, w razie czego wspomogą nas ogniem, a nam krzywdy nie zrobią.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dobry powód, by zabijać»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dobry powód, by zabijać» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać»

Обсуждение, отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x